[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szerokimi, drucianymi stopniami schodów. Druga, podobnie jak ta, którą kupiła Amy, była miniaturą
barokowej willi, ale według zapewnień Jeda tym razem francuskiej. Obie te klatki były wspaniałe,
ale bez ptaków lub - jak u Amy - roślin -zupełnie pozbawione życia. Sprawiały wrażenie równie
opustoszałych, jak cały ten dom.
- Kończąc kawę Amy wyczuła, że jej stosunki z Jedem powracają do znanej, delikatnej równowagi. I
była pewna Jednej rzeczy: prędzej wygryzie sobie dziurę w języku, niż jeszcze raz choćby wspomni o
wizycie u doktora Mullaneya. Bardzo przeżyła oskarżenie o namolność. Przecież zawsze tak bardzo
się starała zachowywać dystans!
- Po drodze do domu Amy zatrzymała się przy małym sklepie spożywczym w Caliph s Bay, gdzie
natrafiła na świeżą dostawę małży i krewetek. Dorzucając do koszyka paczkę ryżu i opakowanie
kiełbasek czosnkowych w myślach odhaczała kolejne pozycje z listy zakupów potrzebnych do
zrobienia paelli. Przypomniała sobie, że ma jeszcze w domu paczuszkę szafranu, pozostałą od czasu
ostatniej kolacji, którą szykowała dla Jeda. Dowiedziała się wtedy, że Jed ma słabość do szafranu.
- Kiedy wrzucała zakupy do bagażnika, jej wzrok padł na wejście do sklepu ze zdrową żywnością po
drugiej stronie ulicy. Amy zaczęła się zastanawiać, czy zdołałaby namówić ich na zwrot pieniędzy za
tryptofan, ale doszła do wniosku, że nie. Zresztą, uczciwie mówiąc, nie była w stanie stwierdzić, że
tryptofan jej nie pomógł. Ostatniej nocy spała nieco lepiej niż zwykle, mimo że co dwie godziny
spoglądała na zegar na ścianie. Natomiast ziołowa herbatka, którą wypróbowywała tydzień
wcześniej, nie działała na nią ani odrobinę. Uznała więc, że da tryptofanowi jeszcze jedną szansę,
nim ostatecznie zdecyduje o jego skuteczności.
- Rozwiązywanie logistycznych problemów bohaterów dziesiątego rozdziału Prywatnych demonów
zajęło Amy całe popołudnie. Gdy pod wieczór wyłączała komputer, była zadowolona z siebie.
Dręczący główną bohaterkę dylemat miał i sens, i odpowiednią oprawę, a teraz jeszcze doszedł
całkiem dobry sposób na jego rozwinięcie. Morderczy koszmar, jaki stworzyła Amy dla potrzeb
książki, trzymał się kupy i wciągał.
- Amy doskonale zdawała sobie sprawę, że dobry psychoterapeuta bez najmniejszych wątpliwości
natychmiast by pojął, że autorka usiłuje znalezć odpowiedz na dręczące jej umysł nierozwiązywalne
w rzeczywistości problemy za pomocą fikcji książkowej. Z koszmarami można sobie doskonale
poradzić w takiej książce, jak Prywatne demony, ale prawdziwe życie to coś zupełnie innego.
- Wyszorowała krewetki, skończyła czyścić małże i właśnie otwierała butelkę Chardonnay, kiedy u
drzwi rozległo się znajome pukanie. Poczuła lekki przypływ adrenaliny i szybko wytarła ręce w
czerwony kuchenny ręcznik. Nie bardzo wiedziała, czego się spodziewać po gościu.
- Otworzyła drzwi, dostrzegła, z jakim znużeniem Jed opiera się ciężko na swej kuli, i natychmiast
pojęła, że tego wieczoru nie grozi jej z jego strony żadne natręctwo. Odczuła niewielką ulgę, choć
dużo trudu kosztowało ją Jednoczesne odsunięcie nieprzyjemnego poczucia zawodu.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - powiedziała miękko, gdy Jed ostrożnie przekroczył próg.
- To określenie dość dokładnie odpowiada mojemu samopoczuciu. Z ogromną przykrością muszę
przyznać, że skorzystałem jednak z twojej rady i poszedłem do doktora Mullaneya. Tylko się nie
natrząsaj! Nie zniosę tego.
- Nie natrząsam się. Po prostu mi ulżyło. Co powiedział? - Zamknęła drzwi i z niepokojem
obserwowała, jak Jed z wyraznym wysiłkiem i bólem zbliża się do fotela i opada na jego głębokie,
kiepsko sprężynujące siedzenie.
- Powiedział - stęknął Jed, sapnął i ciągnął: - że wszystko się ślicznie goi, ale za szybko usiłuję
wrócić do normalnego życia. I że potrzebuję - urwał i przyjrzał się uważnie dziewczynie - pełnej
uczucia opieki. Odpoczynku. Dobrego Jedzenia. Kogoś, kto przez parę dni będzie mnie miał na oku.
Czyli, mówiąc krótko, kogoś, kto mi będzie zrzędził. Czy ty przypadkiem nie rozmawiałaś z
Mullaneyem przed moją wizytą?
- Nie. Dziś rano o jedenastej postanowiłam przestać zrzędzić. Doszłam do wniosku, że brak mi w tej
dziedzinie i doświadczenia, i wdzięku. Ale jestem zadowolona, że doktor cię obejrzał. Mam akurat
bardzo dobry, bardzo drogi środek przeciwbólowy. - Poszła do kuchni i przyniosła butelkę
Chardonnay. - Masz ochotę?
- Zwietny pomysł. Zastosuję to dzisiaj zamiast pigułek. - Odchylił się głębiej w fotelu i z wyrazną
wdzięcznością przyjął od Amy kieliszek wina. Potem odezwał się niezbyt pewnym głosem: - To jak,
będę mógł zająć dzisiaj tę kanapę?
Amy ze zdziwieniem uniosła brwi.
- Mówisz poważnie? Chcesz tu spędzić jeszcze jedną noc?
Jed wpatrywał się w wino w swoim kieliszku.
- Mullaney nieco się niepokoi tą gorączką. Uważa, że powinienem mieć kogoś w zasięgu głosu,
gdyby wróciła tej nocy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]