[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płacić.
Catherine również odpowiedziała jej uśmiechem i postanowiła kuć żelazo póki
gorące.
- Wobec tego mam nadzieję, że nie anulujesz naszej umowy. - Nie spuszczała
wzroku z Annie, licząc na to, że dziewczyna dostrzeże jej szczerość i determinację. -
Obiecuję, że dam z siebie wszystko.
- Ale gwarancja Gabe'a pozostaje bez zmian, prawda?
Catherine miała ochotę zazgrzytać zębami.
- Tak, obowiązuje - odparła.
- W takim razie... dobrze. Zgadzam się.
- Czyli załatwione? Możemy brać się do roboty?
L R
T
- Załatwione. Będziesz moją organizatorką. - Annie popatrzyła na Gabe'a i
uśmiechnęła się do niego filuternie. - Ale mam nadzieję, że coś pójdzie nie tak, żeby
musiał pan zwrócić mi pieniądze.
- Zobaczę, co się da zrobić. Może coś popsuję - oświadczył scenicznym szeptem. -
Coś, co nie będzie szczególnie kłopotliwe, ale uwolni cię od konieczności płacenia. To
będzie mój prezent ślubny dla ciebie.
- Nie, proszę tego nie robić. - Annie zachichotała z zachwytem. - Potem dręczyłoby
mnie poczucie winy. Grunt, żeby nie było żadnych wpadek.
- Gabe naprawdę nie musi zaprzątać sobie tym głowy - wtrąciła Catherine. - To już
zadanie dla mnie i jestem w tym całkiem niezła.
Pózniej Catherine nie pamiętała nawet, co jedli i o czym rozmawiali. Z jednej
strony czuła wdzięczność za wsparcie ze strony Gabe'a, który uratował umowę, z drugiej
kipiała wściekłością.
- No już, mów - powiedział tuż po pożegnaniu z Annie, gdy szli do jaguara. - Co
cię gryzie?
Nawet nie zamierzała tego ukrywać.
- Wiem, przywykłeś do sprawowania kontroli, ale byłabym wdzięczna, gdybyś
pamiętał, że to moja firma.
Z kluczykami w dłoni przystanął obok drzwi dla pasażera.
- Jesteś zła, bo zagwarantowałem jej, że wszystko pójdzie dobrze? - spytał z
niedowierzaniem.
- Szczerze mówiąc, tak. Czułam się jak nastolatka, kupująca pierwszy samochód w
asyście tatusia, który musi podpisać umowę kredytową.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Może powinnaś spojrzeć na tę sprawę z innego punktu widzenia.
- Niby z jakiego? - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Jestem biznesmenem. Tracenie pieniędzy jest wbrew moim zasadom. - Myślał
przez chwilę, nim dodał: - Właściwie uważam, że to zbrodnia.
- W takim razie lepiej módl się, żeby wszystko poszło idealnie, bo inaczej będziesz
musiał wyłożyć... - Szybko przeprowadziła obliczenia w pamięci i wymieniła sumę.
L R
T
Gabe wyraznie pobladł. - Wesela nie są tanie - poinformowała go. - Zwłaszcza moje we-
wesela.
- Dlaczego po prostu nie kupią domu? - mruknął. - Cieszyliby się nim dłużej, a
pewnego dnia inwestycja mogłaby się zwrócić.
- Na szczęście dla Imprimy większość par na to nie wpadła.
- Moja gwarancja sukcesu pokazuje, jak wielkie zaufanie mam do ciebie i
Imprimy. Nie wspieram przegranych i nie mam najmniejszego zamiaru płacić za wesele
Annie. Zresztą wcale nie będę musiał, bo cię znam i wiem, że dasz z siebie wszystko.
Catherine otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, po czym je zamknęła.
- Hm - westchnęła jedynie.
- Wierzę w ciebie, skarbie - oświadczył. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że
sobotnie wesele będzie spełnieniem marzeń naszej małej Annie. I to dzięki tobie.
- Naprawdę w to wierzysz? - Ogarnęło ją wzruszenie.
- Zawsze w ciebie wierzyłem. Któregoś dnia pozwolisz mi to udowodnić.
Zanim zdążyła to przetrawić, pochylił głowę i pocałował ją tak delikatnie, że
poczuła pieczenie łez pod powiekami. Wierzył w nią i dzisiaj dał temu wyraz. A ona? Jak
ona mu się odwdzięczyła? Wątpliwościami, brakiem zaufania, tajemnicą. Może nadeszła
pora, żeby wykazać się dobrą wolą. Gabe naprawdę się starał, więc chyba i ona powinna.
Z tą myślą poddała się jego uściskowi i otworzyła na możliwości.
Tydzień przeleciał błyskawicznie. Ku rozbawieniu Gabe'a, Catherine zrobiła
dokładnie to, co przewidział. Zaangażowała całą energię i determinację, żeby wesele
Annie było po prostu idealne. Po dwa lub trzy razy sprawdzała najdrobniejsze szczegóły,
przerobiła scenariusze potencjalnych problemów i nieoczekiwanych zmian. Wiedziała,
że będzie pod lupą i nawet drobiazgi mogą przesądzić o jej porażce. Zwłaszcza matka
Annie dawała jej się we znaki nieustannymi telefonami i stawianiem coraz to nowych
żądań. Catherine jednak radziła sobie z każdym problemem i skargą, przez cały czas
zachowując nienaganne maniery.
- Wykończysz się - powiedział pod koniec tygodnia, a następnie zacisnął palce na
napiętych mięśniach jej barków i zaczął masować. - Na pewno nie chcesz, żeby
ktokolwiek dostrzegł twoje wyczerpanie, więc powinnaś się przespać.
L R
T
- Masz rację - mruknęła nieuważnie. - Zaraz do ciebie dołączę. Jeszcze tylko
sprawdzę, jak rozsadzeni są goście.
Bez słowa wziął Ją w ramiona i zaniósł do sypialni, nie zważając na jej protesty.
- Schemat rozsadzenia gości nie zniknie do rana, podobnie jak menu, aranżacja
kwiatów oraz ostateczne wyliczenia. Teraz nic już nie zdziałasz, szukasz tylko dziury w
całym.
- Wcale nie szukam dziury w całym, tylko organizuję - oznajmiła z urazą w głosie.
- Kochanie, znam się na organizacji. To nie jest organizacja, tylko szukanie dziury
w całym.
- Masz rację - westchnęła. - Nie mogę przestać.
- Dlatego ja tu jestem.
Położył ją na łóżku i w niespełna pół minuty rozebrał, a następnie przykrył kołdrą.
Po dziesięciu sekundach dołączył do niej, ale już spała. Gabe w duchu podziękował
opatrzności za ten mały cud, po czym sam zasnął.
Im bliżej było weekendu, tym uważniej Gabe obserwował Catherine, pilnując, aby
jadła i spała. Pogodziła się z jego czujnością, nawet wydawała się nią rozbawiona. Może
zrozumiała, że jego zainteresowanie bierze się ze szczerej troski. To dawało mu nadzieję,
że tym razem uda im się naprawić związek.
W piątkowy poranek spokój Catherine wyparował, a jego miejsce zajęło
zdenerwowanie.
- Mogę coś zrobić? - spytał ją przy śniadaniu.
- Nie. - Pokręciła głową. - Muszę się teraz zająć papierkową robotą.
- Oboje wiemy, że wszystko jest w porządku.
- To prawda - uśmiechnęła się z napięciem. - Ale i tak powinnam przejrzeć
dokumenty. Pózniej pojadę do Milano i dopracuję drobiazgi dotyczące jutrzejszego
wesela. Joe jest genialny w tym, co robi, i na pewno wszystko będzie idealnie, ale...
- Lepiej się poczujesz, jeśli się upewnisz. - Gabe ze zrozumieniem pokiwał głową.
- A co z dzisiejszą próbną kolacją?
- Na szczęście za to odpowiada rodzina pana młodego. Po próbnej kolacji będę
mogła wrócić do domu. - Było jasne, że znowu układa sobie listę zadań do wykonania.
L R
T
Zastanawiał się, czy w ogóle zauważyła, że ostatnio nazywa mieszkanie domem. - Spró-
Spróbuję wcześniej się położyć. Muszę tylko jeszcze zadzwonić w kilka miejsc, by się
upewnić, że wszyscy wiedzą, kiedy dokładnie powinni się jutro pojawić.
- Nikt nie ośmieli się spóznić. - Przykrył jej dłoń swoją.
Odprężyła się na tyle, że jej uśmiech był całkiem szczery.
- Masz rację. Nie warto denerwować kobiety na skraju załamania nerwowego.
- Jest aż tak zle? - Gabe wyraznie się zaniepokoił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]