[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się kurczowo tego, co umie i wie, a czego wszyscy po niej się spodziewają. Sięgnąć wreszcie
po coś własnego, na co nigdy nie śmiała się odważyć. Porażka czy sukces - ważne, żeby
doświadczyć tego świadomie i na własną rękę.
Kiedy brak wiary w siebie znowu coś jej podszepnął, odtrąciła go bezpardonowo.
Za oknami padało, kłębiły się mgły. W domku, w palenisku mojej kuchni, pobłyskiwał
ogień. Kwiaty w butelce ociekały deszczem. Gdy Aidan opowiadał mi tą bajkę , na stole
między nami parowała herbata w filiżankach.
Jego głos był jak jego ojczyzna, pełen muzyki i poezji. Prowadzi w Ardmore pub, który
od pokoleń należy do jego rodziny. To ciepłe, mile miejsce. Wielokrotnie widuję go za barem,
przysłuchuję się jego opowieściom, podziwiam, w jaki sposób opowiada, a w tle najczęściej
gra muzyka, goście zaś popija piwo.
Jest pełen wdzięku, a jego twarz przyciąga wzrok kobiet i budzi zaufanie mężczyzn.
Kiedy w deszczowe popołudnie siada w zaciszu mojej kuchni, opowiada mi baśnie.
Podniosła ręce i przycisnęła je do warg. Jej oczy błyszczały, ożywione, jakby
zatrwożone dokonanym odkryciem. A więc zaczęła pisać. Boże, czuła się jak pijana.
Zaczęła stukać w klawisze i nie zatrzymała się, dopóki nie zapisała całej baśni Aidana
o Lady Gwen i o królewicza Carricku.
Ponownie to przeczytała i poprawiła, uwzględniając tym razem sposób jego mówienia,
dodając własne uwagi i refleksje, nie zapominając o cieple bijącym z kuchennego pieca, o
słońcu, które zaświeciło, rzucając ukośne promienie na stół. Wprowadziła jeszcze szereg
innych, ciepłych akcentów.
Kiedy skończyła, wróciła do początku i znów coś dodała. Wciągnęła się w to,
otworzyła nowy dokument. Czyż nie potrzebna jest do tego przedmowa? Miała ją już w
głowie. Bez chwili przerwy zapisywała to, co umysł przekazywał palcom.
A w głowie jakby coś śpiewało. Słowa tej pieśni były proste i zdumiewająco cudowne:
pisze książkę.
Aidan zatrzymał się przy ogrodowej furtce i patrzył. Ale widok! Jude siedzi sobie
wśród kwiatów i wali w klawisze komputera, jakby od tego zależało jej całe życie.
Na głowie ma śmieszny słomkowy kapelusz, który ma chronić oczy przed słońcem.
Nasadziła na nos okulary w czarnej drucianej oprawce. Olśniewająco niebieski motyl fruwa
nad jej lewym ramieniem, jak gdyby odczytywał wyskakujące na ekranie słowa.
Nogą wybija rytm, co wskazywałoby na to, że w głowie ma jakąś melodię. Ciekawe,
czy jest tego świadoma, czy też muzyka stanowi tylko tło dla jej myśli.
Lekko wygina w uśmiechu wargi, więc zapewne jej myśli są przyjemne. Może będzie
mu chciała pokazać, co pisze. Czy widzi ją taką przez pryzmat miłości, czy też rzeczywiście
wygląda oszołamiająco pięknie, jakby emanowała z niej nowa siła.
Nie chciał jej przeszkadzać, więc oparł się o furtkę, trzymając w zagięciu ramienia to
coś, co dla niej przyniósł.
Ale przerwała nagle, odrywając ręce od klawiszy i przyciskając jedną do serca, jakby
zakręciło się jej w głowie. Spotkali się wzrokiem i nawet z tej odległości mógł dostrzec
różnorodność malujących się w jej oczach wrażeń. Zaskoczenie na jego widok, a zaraz potem
niekłamana radość. Następnie leciutkie zakłopotanie.
- Dzień dobry. Jude France. Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy.
- Och, no wiesz... Wszystko w porządku. - Uderzyła w klawisze, żeby zamknąć
dokument, potem zdjęła okulary i odłożyła je na stół. To nic ważnego - powiedziała, myśląc
w duchu, że właśnie jest to cały jej świat. - Pewnie dziwisz się, że tak tu sobie siedzę na
dworze.
- Dlaczego? Dzień jest odpowiedni do tego, żeby posiedzieć na dworze.
- Tak. Tak, idealny. - Wyłączyła komputer, żeby oszczędzić baterie. - Straciłam
rachubę czasu.
Ponieważ powiedziała to tak, jakby spowiadała się księdzu z grzechu, Aidan roześmiał
się i wolną ręką otworzył furtkę.
- Wydawałaś się zadowolona, jakbyś dopięta twojego. Czy więc warto przejmować się
czasem?
- Skoro tak uważasz, powiem tylko, że najwyższy czas na przerwę. Sądzę, że herbata
jest już zimna, ale...
Urwała, kiedy zobaczyła, co przyniósł. Z wyrazem zachwytu w oczach podbiegła do
niego.
- Och, masz szczeniaczka. Jaki on słodki.
W drodze ze wsi piesek zdążył usnąć, teraz jednak, na dzwięk głosów, obudził się i
poruszył. Najpierw ziewnął potężnie, po czym zamrugał i otworzył brązowe ślepka. Był jak
biało - czarna kulka, z opadającymi uszkami i wielkimi łapkami, z podwiniętym pod brzuszek
cienkim ogonkiem.
Ożywił się, warknął zabawnie i natychmiast zaczął się wiercić.
- Och, jakiś ty rozkoszny, jaki śliczny! I jaki mięciutki - szeptała Jude, kiedy Aidan
podał jej szczeniaka. A gdy zanurzyła nos w jego futerku, zaczął ją natychmiast
entuzjastycznie lizać po twarzy.
- No cóż, patrząc na was, nie trzeba nawet pytać, czy przypadliście sobie do gustu. To
miłość od pierwszego wejrzenia, do której nasza Jude ma tak bardzo sceptyczny stosunek.
- Czy można mu się oprzeć? Podniosła szczeniaka do góry, gdzie zaczął się wić i
merdać ogonkiem, jakby się znalazł w siódmym niebie.
- Suka Clooneyów oszczeniła się parę tygodni temu, a ja uznałem, że ten ma
najbardziej zdecydowany charakter z całego miotu. Jest już samodzielny i gotowy do
zamieszkania w nowym domu.
Jude ukucnęła, postawiła szczeniaka na ziemi. Piesek wspiął się na łapkach, wdrapał
na jej nogi i przewrócił się na plecy, nadstawiając do podrapania brzuszek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]