[ Pobierz całość w formacie PDF ]

proszę się wysilić.
Ron szukał w pamięci dalekich krewnych, sąsiadów, znajomych,
mleczarzy, którzy dostarczali mleko do domu rodziców, śmieciarzy,
których widywał na ulicy, ale niczego nie mógł sobie przypomnieć.
Pomyślał zatem, że może zle szuka, i przyjrzał się uważnie starszej
kobiecie.
Wszystko było jasne. Zwłaszcza gdy się spojrzało w jej pełne życia,
figlarne, młode oczy.
- Potterowie! - wykrzyknął. - Zwariowani Potterowie. Tak mówi
sama Jeanne - dodał po chwili.
Kobieta skinęła głową.
- To my - potwierdziła. - Ja jestem Catherine, a to mój mąż Martin i
starsza córka Angie.
- Aha, widzieliście moją rękę na zdjęciu - domyślił się Ron.
92
R S
- I stwierdziliśmy, że trzeba obejrzeć resztę - dodała Catherine. - Ale
najpierw próbowaliśmy zidentyfikować samą rękę.
Ron podniósł dłoń do oczu.
- No tak, to moja ręka - przyznał z pewnym zdziwieniem.
- On chyba nie jest zbyt inteligentny - szepnęła młodsza z kobiet do
mężczyzny, ale ten uciszył ją psyknięciem.
Cała historia zaczęła się układać w logiczną całość. Ron nareszcie
zrozumiał, dlaczego ta trójka gapiła się wciąż na jego dłoń.
- Miło mi państwa poznać. - Ron dopiero teraz przypomniał sobie o
obowiązkach.
- Mnie również. - Emmett ani na chwilę nie pozwolił, by o nim
zapomnieli. - Ja jestem dziadkiem.
Zaczęli lekką, miłą rozmowę. Ron dziwił się, że czuje się tak dobrze
w tym towarzystwie. Jakby znał wszystkich od dawna. Catherine
powiedziała mu nawet, że cała reszta jest  dokładnie taka jak ręka", a Ron
potraktował to jako komplement.
W pewnym momencie Emmett, który czuł się nie doceniony, plasnął
otwartą dłonią w czoło.
- Już wiem, skąd panią znam - powiedział z uśmiechem. - Pani jest
matką...
- Jeanne, z którą się ostatnio spotykałem. - Ron wpadł mu w słowo,
bojąc się, że dziadek opowie o prezencie Toby'ego.
- Właśnie - dodał Martin. - A teraz, skoro już wszystko się wydało,
powinniśmy się lepiej poznać. Możemy się wybrać na lunch. Ja zapraszam.
- Nie, nie, to raczej ja - powiedział uprzejmie Ron, chociaż jego
myśli krążyły wokół Jeanne. Nareszcie znalazł okazję, żeby się z nią
zobaczyć. A raczej, okazja znalazła jego.
93
R S
- Nalegam - powiedział Martin.
- Zwietnie! - ucieszył się Emmett. - W Cafe Bon tuż obok są
doskonałe sałatki.
Martin obrzucił staruszka niechętnym spojrzeniem.
- Powiada pan?
Catherine dzgnęła łokciem męża w bok.
- Doskonale, chodzmy. Wie pan - zwróciła się do Emmetta - mam
wrażenie, że już pana spotkałam. Nie mogę sobie tylko przypomnieć,
gdzie.
- Właśnie chciałem... Aj! - Emmett otrzymał sójkę w bok od wnuka.
- Chciałem powiedzieć, że ja też.
- Dołączymy do państwa za parę minut - dodał szybko Ron. -
Musimy jeszcze pożegnać się z właścicielem księgarni.
Potterowie zgodzili się zatem zaczekać i wyszli. Ron został sam na
sam z dziadkiem.
- Chodzmy do właścicieli - powiedział Emmett. - Ta młodsza jest
pozbawiona męskiego towarzystwa. Chętnie będę jej służył ramieniem.
- Uważaj, żeby go nie stracić.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Emmett spojrzał uważnie na
wnuka. - I dlaczego ukłułeś mnie tak boleśnie w bok?!
- Powinieneś zacząć łączyć fakty - stwierdził Ron. - Już
przypomniałeś sobie, że spotkałeś Catherine Potter w sklepie. Ale czy
może przypominasz sobie, kto jej towarzyszył?
Emmett ostentacyjnie spojrzał na zegarek.
- Nie i nie mam takiego zamiaru - powiedział. - Już pózno. Umieram
z głodu. Czekają na nas.
94
R S
- Otóż powiem ci, Toby Trent. Nigdzie nie pójdziesz, chyba że
przypomniałeś sobie, co ci wtedy powiedział.
Emmett stał przez chwilę z głupią miną. Widać było, że w ogóle o
tym nie myślał. Wolał brylować w towarzystwie. Teraz jednak poczuł się
niepewnie.
- Więc nie mogę iść? - spytał prosząco.
- Chyba że jeszcze raz przemyślisz całą sprawę i zdecydujesz się
pogadać z Tobym - powiedział po namyśle Ron.
- Inaczej możesz w każdej chwili zostać zdemaskowany.
- Ta Catherine to musiała być niezła sztuka w latach
sześćdziesiątych. - W głosie Emmetta pojawiły się tęskne tony. - Szkoda,
że jej wtedy nie znałem.
Ron pokręcił głową. Dziadek był niepoprawny.
- Więc nie mogę iść? - spytał raz jeszcze Emmett.
- Dla własnego bezpieczeństwa - powiedział Ron.
Jeanne zdążyła do połowy umyć kuchenną podłogę, kiedy odezwał
się telefon. Wrzuciła mokrą szmatę do wiadra i wyszła do przedpokoju.
- Słucham? - powiedziała.
Miała mokre dłonie. Zupełnie zapomniała o tym, żeby je wytrzeć.
- Rzuć wszystko i przyjedz do Cafe Bon - usłyszała głos siostry.
- Teraz? Zaraz? Nie mam czasu.
- Nie wygłupiaj się, Jeanne! Nie ma chwili do stracenia!
- W głosie Angie była niecodzienna powaga.
- Czy rodzice wydają jakieś przyjęcie? - spytała Jeanne.
- Nie, ciebie - padła odpowiedz i zaraz potem uzupełnienie: - Za mąż.
- Czekaj, Angie. Czy ty coś piłaś?
95
R S
- Jeszcze nie. Czytałaś dzisiejszą gazetę?
Ta nagła zmiana tematu spowodowała, że Jeanne jeszcze bardziej
zatroskała się o stan psychiczny siostry. Zawsze wydawało jej się, że życie
z dentystą nie jest sprawą łatwą, ale nie sądziła, że aż do tego stopnia.
- Jakoś nie miałam czasu.
- To zajrzyj na szóstą stronę - wyszeptała Angie. - Nie mogę mówić,
bo mama się zbliża. Pamiętaj, Cafe Bon, Grand Avenue.
Jeanne wiedziała, gdzie mieści się Cafe Bon. Wydawało jej się mało
prawdopodobne, żeby Potterowie wybrali się właśnie tam. Restauracyjka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl