[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sty - ¿adne lekarstwa z ¿ywio³Ã³w nie s³u¿¹, mo¿na im tylko zaradziæ per medicinam physi-
cam et chirurgiam adeptam.
- Wasze tu zio³a tyle pomog¹ - krzycza³ pierwszy - co kapelusz przeciwko s³oñca!
- I któ¿ tedy z przeSwietnych kolegów oSmieli siê zaprzeczyæ - zapyta³ po ³acinie, wolno ce-
dz¹c s³Ã³wka, wypi¿mowany, utrefion¹ szwedzk¹ bródk¹ modny lekarz - kto zbije moje twier-
dzenie, i¿ nie wchodz¹c ani w causam proximam, ani causam remotam, ¿e mówiê, to choro-
ba nerkowa? OczywiScie wiêc na afekcj¹ tê s³u¿yæ tylko mog¹ liScie kopytnika - asarum,
posiadaj¹c bowiem kszta³t nerek, nieodzownym na nerki s¹ lekarstwem.
Powsta³a ¿wawsza sprzeczka, ka¿dy chcia³ mówiæ, przekonywaæ, jeden, najmocniejsze piersi
maj¹cy, wo³a³:
- S³uchajcie mnie! oto zbada³em horoskop pacjentki, trzeba czekaæ, a¿ Saturnus minie jej
drogê ¿ycia, zbada³em, i¿ planeta ten zawsze jej by³ szkodliwy, teraz nast¹pi crisis...
- Oto nieodzowna recepta - rzek³ drugi czytaj¹c z kartki - popio³u z nietoperza dwie szczypty,
krwi suszonej z ropuchy na koniec no¿a, piêæ gran t³uczonej mumii. ***
Chora wznios³a rêce i - jakby szukaj¹c, widz¹c kogo przed sob¹ - g³ucho rzek³a:
- Nie ze mnie! nie ze mnie, ale z niej zdejm ciê¿ar! przebaczenia!
18
Reszta g³osu przemieni³a siê w niezrozumia³e mruczenie, rêce jej opad³y, a córka z rozpacz¹
rzucaj¹c siê do nóg Sêdziwoja, s³uchaj¹cego z boleSci¹ ca³ej tej sceny, wzywa³a ratunku.
Sprzeczka lekarzy powiêksza³a siê, jedni chcieli jej wlaæ w usta jakieS lekarstwo, drudzy prze-
szkadzali; ju¿ przychodzi³o do prawdziwej k³Ã³tni, ³aciñskich i greckich przydomków nie
oszczêdzano, gdy wtem drzwi siê otworzy³y i na widok wchodz¹cego wszyscy umilkli. Nie-
znajomy zbli¿y³ siê do klêcz¹cej córki i dotkn¹wszy lekko po ramieniu rzek³:
- Arminio! Powstañ, jeszcze jest nadzieja. - Post¹pi³ póxniej do chorej, usiad³ na ³Ã³¿ku, po-
tar³ jej skronie rêkoma, z stoj¹cego obok stolika wzi¹³ puchar szklanny, wsypa³ do niego ze
z³otej puszki trochê proszku czerwonego, nala³ wody i przytkn¹³ do ust chorej mocno siê jej
w oczy wpatruj¹c. Lekarze stanêli pó³kolem, ¿aden nie Smia³ przemówiæ, chocia¿ przed
chwil¹ zgadzali siê wszyscy na to jedno, ¿e woda zabi³aby pacjentkê. Ta zaS, spragniona go-
r¹czk¹, d³ugim ci¹giem wychyli³a napój. G³owa jej opad³a na poduszki. W przezroczystej jak
alabaster twarzy wewnêtrzny p³omieñ ¿ycia na nowo siê rozpala³. Córka, z za³o¿onymi na
piersiach na krzy¿ rêkoma, z bojaxni¹ wpatrywa³a siê w nieznajomego.
Chora od tylu dni raz pierwszy zasnê³a. Nieznajomy post¹pi³ parê kroków, puSci³ szklanny
kubek na kamienn¹ pod³ogê, i¿ siê rozprysn¹³ na sztuki i wolnym krokiem ju¿ mia³ opuSciæ
mieszkanie, gdy niemy dot¹d Bodenstein przypatruj¹cy siê chorej pierwszy jakby siê ockn¹³
i z nadêt¹ min¹ zawo³a³:
- Pozna³em ciê! Na pró¿no byS siê przede mn¹ tai³, witam ciê, szczêSliwy posiadaczu pana-
ceum ¿ycia, sympatia moja nie myli mnie; nie wypieraj siê, wszak jesteS wyznawc¹ i zwolen-
nikiem wielkiego mistrza naszego Paracelsa. B¹dx pozdrowiony, bracie mój!
- Wiara i dobra wola - odpar³ nieznajomy mierz¹c wzrokiem doktora - jest panaceum, które
ka¿dy posiada. Ale sympatia twoja myli ciê, wyznawco i zwolenniku Paracelsa, wy nie wy-
znajecie mojego mistrza.
Wysoka, wspania³a postawa nieznajomego, jego m³oda, pe³na powagi i najpiêkniejszych ry-
sów twarz, d³ugie czarne w pierScieniach wij¹ce siê w³osy, oko wielkie i czarne, samym spoj-
rzeniem rozkazuj¹ce, wzbudza³y mimowolne uszanowanie. Sêdziwoj wpatrywa³ siê pilnie
w te szlachetne rysy. Niski, brzmi¹cy ton g³osu, wszystko w nieznajomym zdawa³o mu siê
zupe³nie znajome, jednak mimo ca³ej usilnoSci nie umia³ sobie przypomnieæ gdzie by go wi-
dzia³. Lecz samo wpatrywanie siê w niego sprawia³o mu rozkosz, jakaS niewidzialna si³a po-
ci¹ga³a go ku niemu.
- Panie!... - rzek³a z cicha Arminia, zbli¿aj¹c siê do nieznajomego, i nie Smia³a dokoñczyæ.
- B¹dx spokojna - odpar³ - przyjdê, gdy tego bêdzie potrzeba. Matka twoja ¿yæ bêdzie.
Ju¿ wyszed³, a chwilê jeszcze trwa³o milczenie.
- Szarlatan! - zawo³a³ Bodenstein - postaæ wymuskana, g³os mocny, to rozumie, i¿ mo¿e im-
ponowaæ, ale nie nam, lekarzom.
- OczywiScie, ¿e nie jest doktorem - rzek³ inny - nie wiem, czy ma lat trzydzieSci...
- Chorej mog¹ pomóc nasze lekarstwa bez jego wody, on trafi³ na crisis, kiedy ju¿ zasypia³a.
- Ale kto go tu zes³a³?
- Któ¿ to jest? - zapyta³ Sêdziwoj.
- Ten cz³owiek jest cudowny - rzek³ jeden z obecnych, który dot¹d, podobnie jak Sêdziwoj, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl