[ Pobierz całość w formacie PDF ]
L R
T
- Będzie zachwycona - odrzekł Josh. - Wiesz, co powiedziała, kiedy mnie odwoziła na
lotnisko?
- Co?
- Powiedziała, że będę lepszym ojcem, jeśli będę naprawdę szczęśliwy, a nawet ślepiec
by się zorientował, że bez ciebie nigdy szczęśliwy nie będę. %7łe jesteś mi potrzebna. %7łe wszyscy
cię potrzebujemy. Obiecaj, że ją przywieziesz, dla dobra nas wszystkich".
Przysunął się jeszcze bliżej do Megan. Ich usta spotkały się ponad główkami dzieci.
- Kocham cię - szepnął - bardziej, niż mógłbym to wyrazić słowami. Daj mi szansę, że-
bym mógł ci to okazywać każdego dnia - ciągnął. - Przez resztę naszego życia. Możesz?
Megan tylko skinęła głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu ze wzruszenia.
Mogła zrobić znacznie więcej. Mogła każdego dnia do końca ich dni dawać Joshowi
dowody swojej miłości, zaczynając od teraz. Pocałowała go. Jak czuły może być pocałunek? Ile
miłości może wyrażać? Jaką obietnicę przyszłości może przypieczętować?
Obietnicę wiecznego szczęścia dla obojga.
L R
T
EPILOG
Przyjęcie z okazji dwunastych urodzin blizniaków było huczne. Zebrało się liczne grono
przyjaciół z dziećmi. Claire w tych dniach trochę dokuczały kolana, więc przesunęła się z
miejsca, w którym stała na końcu werandy, obserwując grę w piłkę na trawniku, do jednego z
wygodnych wiklinowych foteli.
- Dobrze się czujesz? - Megan wypadła z kuchni z wiązką marchewki w ręku. Uniosła
brwi. - Kolano znowu się odezwało?
- Nic mi nie jest, kochanie. - Starsza pani spojrzała na marchewkę. - Idziesz do kucy-
ków?
- Nigdy nie ściągniemy dziewczynek na posiłek, jeśli nie wyciągnę ich z padoku - roze-
śmiała się Megan. - Pójdziesz ze mną?
- Już tam byłam. Lepiej wez aparat. Kucyki wyglądają bardzo ładnie z zaplecionym
grzywami i wstążkami.
- Dobry pomysł - przyznała Megan, ale nie wróciła do domu.
Nie patrzyła już na teściową.
Od grupki piłkarzy oddzieliła się wysoka postać i szła w kierunku domu. Mimo odległo-
ści Claire dostrzegła, że wzrok syna jest skierowany tylko na jedną osobę. Wyczuwała silną
więz łączącą tych dwoje. Czy naprawdę minęło już dziesięć lat od powrotu Josha z Afryki i
wejścia Megan do ich rodziny? Dziesięć niewyobrażalnie szczęśliwych lat?
Och, było trochę nerwów w związku z procedurą adopcji dzieci, ale ileż radości, gdy po-
jechali po nie. Claire pozostała jeszcze u Josha na tyle długo, by się przekonać, jaką wspaniałą
matką jest Megan, a potem przeniosła się do jej domu.
Josh wszedł na werandę. Uśmiechnęli się do siebie z Megan tak czule i promiennie, jak-
by właśnie się w sobie zakochali.
- Może ci w czymś pomóc? - spytał.
- Nie ma potrzeby. Zajmuj się dalej chłopcami. Doskonale sobie radzicie z Alessandrem.
Dzieciaki są zachwycone.
- Mamy niezłą praktykę - roześmiał się Josh.
Tak. Kuzyni z królewskiego rodu też przyjechali na imprezę urodzinową. Wraz z innymi
chłopcami grali teraz w piłkę nożną z Maxem i Dumim. Tasha tymczasem karmiła w domu
niedawno narodzoną i bardzo wytęsknioną księżniczkę Alandrę.
L R
T
- Idę po dziewczynki - oznajmiła Megan. - Wszystko już przygotowane do stołu. Czy
Luke rozpalił grilla?
- Zaraz sprawdzę. - Josh odwrócił się, ale zatrzymał się jeszcze, by pocałować Megan, co
zawsze sprawiało, że oczy Claire zachodziły mgłą. - Wszystko w porządku, mamo? - zwrócił
się do starszej pani. - Nie będziesz tu chyba siedzieć sama?
- Nie. Mam towarzystwo. - Claire opuściła rękę, by dotknąć swego pokrytego sierścią
towarzysza.
Aoskot miał już trzynaście lat i poruszał się z niejakim trudem, ale był członkiem rodzi-
ny, tak samo jak Anna oraz Luke i dwójka ich dzieci. Sześcioletnia Chloe nie odstępowała
starszych dziewczynek, a dziewięcioletni Ben był dzielnym surferem i najlepszym przyjacielem
Maxa i Dumiego. Byli jak bracia.
Kto by pomyślał, że dwie pary tak różnych blizniąt stworzą tak wspaniałą rodzinę? -
pomyślała ze wzruszeniem Claire. Jedenastoletni Dumi był już o głowę wyższy od dwunasto-
latka Maxa, ale miał łagodne serce i najjaśniejszy w świecie uśmiech, który napawał radością
każdego, kto znalazł się w pobliżu. Chłopcy się uwielbiali.
Brenna i Asha też różniły się od siebie. Brenna miała w charakterze coś z chłopaka, a
Asha była uosobieniem kobiecości, ale dziewczynki łączyła silna więz już we wczesnym dzie-
ciństwie, a teraz dzieliły wspólną pasję. Uwielbiały kucyki. Zdumiewające, że Megan znajdo-
wała jeszcze siły, by wozić je do klubu jezdzieckiego, zważywszy że pracowała, odkąd wszyst-
kie dzieci zaczęły chodzić do szkoły.
Josh dorównywał jej kroku. Jego kariera wciąż się rozwijała, prowadził oddział ratun-
kowy, był konsultantem w trudnych przypadkach, a lada dzień miała ukazać się jego książka.
Mimo to znajdował czas, by chodzić z chłopcami na treningi i mecze. Udało im się zachować
równowagę między życiem zawodowym i prywatnym. Pracowali razem i wszyscy byli szczę-
śliwi.
Hałas się wzmagał. Claire wstała z fotela, gdy goście mijali ją, zmierzając na barbecue.
Uśmiechała się, a Aoskot machał radośnie ogonem.
- Jesteś zadowolony z zabawy? - zagadnęła wnuka.
- Jest super - odparł, odgarniając z czoła czarne loki.
Ależ on jest podobny do ojca, gdy był w jego wieku, pomyślała Claire. Ale jest o wiele
szczęśliwszy...
L R
T
Starsza pani nadal się uśmiechała, gdy pojawiła się grupka dziewczynek wracających z
padoku. Za nimi zobaczyła Megan i Josha. Trzymali się za ręce.
To była cudowna chwila. Oni w ogrodzie przy własnym domu z widokiem na zatokę, w
której odbijały się promienie słońca.
Nie wiedzieli, że Claire ich obserwuje. Jak mogli to wiedzieć, skoro właśnie byli zato-
pieni w pocałunku?
Z niejakim wysiłkiem pani O'Hara podniosła się z fotela, by wejść do środka i dołączyć
do rodziny i przyjaciół.
%7łycie jest piękne, naprawdę piękne.
L R
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]