[ Pobierz całość w formacie PDF ]

42
Conan i Skarb Tranicosa
jakiekolwiek nie byłoby jej rozwiązanie  czy żałosna wegetacja na tym zapomnianym
przez bogów wybrzeżu, czy też powrót do jakiegoś cywilizowanego kraju.
Zarono klął jadowicie, ale Valenso wydawał się otępiały.
 O tej porze roku, nigdy nie pojawiały się tu zachodnie sztormy.  wymamrotał
hrabia, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na ludzi wyciągających szczątki wraku z
morza.  Nie przypadkiem ta burza uderzyła właśnie w nas i roztrzaskała o skały okręt,
który był naszą jedyną drogą ucieczki. Ucieczka? Jestem wszak schwytany w pułapkę,
jak szczur  tak przecież miało być. Nie, my wszyscy jesteśmy jak uwięzione szczury
&
 Nie wiem o czym ty bredzisz!  warknął Zarono, szarpiąc wściekle wąsy. 
Nie mogłem wyciągnąć z ciebie ani jednego sensownego słowa, odkąd ta płowowłosa
dziewka zdenerwowała cię poprzedniej nocy opowieścią o czarnym człowieku, który
wyszedł z morza. Wiem jednak, że nie spędzężycia na tym przeklętym wybrzeżu.
Dziesięciu moich ludzi poszło do Piekieł razem ze statkiem, ale mam jeszcze stu
sześćdziesięciu. Ty masz następnych stu. W twoim forcie są narzędzia, a w lesie
drewna pod dostatkiem. Zbudujemy statek. Zaraz nakażę ludziom ścinać drzewa, jak
tylko wydobędą pozostałości z wody.
 To zajmie całe miesiące.  mamrotał Valenso.
 Cóż, a jak lepiej zapełnić sobie czas? Utknęliśmy tutaj i, jeśli nie zbudujemy
statku, nigdy się nie wydostaniemy. Będziemy musieli zainstalować jakiś tartak, ale
jak na razie nie znalazłem miejsca, które by się nadawało. Mam nadzieję, że sztorm
rozerwał tego argosańskiego psa Strombanniego na kawałki! Podczas budowy statku,
możemy odszukać łup starego Tranicosa.
 Nigdy nie ukończymy twojego okrętu.  odrzekł posępnie Valenso.
Zarono odwrócił się ku niemu gniewnie.
 Czy ty wreszcie zaczniesz gadać z sensem?! Kim jest ten przeklęty czarny człowiek?
 Zaiste przeklęty.  odparł Valenso, patrząc się w morze.  Cienie mej
splamionej szkarłatem przeszłości, powstały z Piekieł, by mnie tam zaciągnąć. Z jego
powodu umknąłem z Zingary, mając nadzieję na zgubienie go w bezkresie oceanu. Ale
powinienem był wiedzieć, że w końcu mnie wywęszy.
43
Conan i Skarb Tranicosa
 Jeśli ten mężczyzna wylądował na brzegu, to musi ukrywać się gdzieś w lesie.
 wrzasnął Zarono.  Przeczeszemy las i wykurzymy go.
Valenso zaśmiał się chrapliwie.
 Aatwiej już znalezć cień dryfujący przed chmurą, która skrywa księżyc, albo
wymacywać po ciemku czarną żmiję, lub odszukać mgłę, która przemyka się o
północy po moczarach.
Zarono rzucił mu niepewne spojrzenie, wyraznie wątpiąc w jego zdrowie
psychiczne.
 Kim jest ten człowiek? Daj spokój z dwuznacznościami.
 Cieniem mojego szalonego okrucieństwa i ambicji, horrorem powstałym z
przeszłosci, człowiekiem nie z krwi i kości, tylko &
 %7łagiel na horyzoncie!  zawołał obserwator na północnym cyplu.
Zarono odwrócił się i jego głos zaniósł się na wietrze:
 Wiesz kto to?
 Tak jest!  posłyszeli niewyrazną odpowiedz.  To Szkarłatna Dłoń!
Zarono zaklął jak szewc.
 Strombanni! Diabły radzą sobie po swojemu! Jak on zdołał przeżyć ten sztorm? 
Głos bukaniera uniósł się do krzyku, który słychać było już na całej plaży.  Z
powrotem do fortu, psy!
Zanim Szkarłatna Dłoń, nieco sfatygowana, opłynęła cypel, plaża się wyludniła,
a palisada migotała odblaskami hełmów i jaskrawymi szarfami. Bukanierzy przyjęli
ten wymuszony okolicznościami sojusz z łatwością charakterystyczną dla
awanturników, a żołnierze hrabiego z apatią cechującą chłopów.
Zarono zgrzytnął zębami, gdy szalupa zawinęła spokojnie do zatoki, po czym
ujrzał żółto brązową głowę swego rywala po fachu. Aódz przycumowała i Strombanni
ruszył samotnie do fortu.
W pewnej odległości zatrzymał się jednak i ryknął jak bawół, a jego głos rozległ
się wyraznie w ciszy poranka: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl