[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ste. Po raz pierwszy David zwątpił w to, czy postąpił słusznie,
wybierając zawód, który tak bardzo koliduje z życiem oso-
bistym. W piątek był już nie tylko zły, ale i poważnie zmar-
twiony. Wiedział, że czas działa na jego niekorzyść; że im
dłuższa przerwa w spotkaniach, tym większe prawdopodo-
bieństwo, że Lisa zmieni zdanie i więcej się z nim nie umówi.
Gdy około pierwszej zanosił do siebie jakieś papiery, zo-
baczył, jak Lisa znika w swoim pokoju. Poszedł za nią,
wszedł bez pukania, zaniknął drzwi i oparł się o nie plecami.
- Dostajęjuż od tego kręćka. Czemu nie możemy znalezć
czasu, żeby pobyć trochę razem? - W pomieszczeniu obok
ruszyła bieżnia. - A teraz nie możemy nawet spokojnie po-
rozmawiać...
Podeszła do niego. Na jej twarzy malował się smutek,
który dowodził, że i ona nie jest zachwycona takim stanem
rzeczy. Leciutko musnął jej usta, a ona z westchnieniem
zamknęła oczy.
S
R
- Dzisiaj, dobrze? - szepnął z nadzieją. - Błagam!
- Naprawdę nie mogę - odparła z żalem. - Jadę z Mikiem
do Timura na zebranie tamtejszych lekarzy ogólnych. Mamy
pokazać im filmy na temat angiografii i plastyki naczynia.
Zgodziliśmy się na to wiele miesięcy temu. - Przygryzła
wargi i odwróciła wzrok. - A w weekend mam dyżur.
Jęknął tak głośno, że go usłyszała mimo hałasującej bież-
ni. Ten, kto na niej ćwiczy, musi mieć chyba końskie zdrowie,
pomyślał David. Jakby w odpowiedzi na tę myśl, hałas nagle
ustał.
- Znalazłeś jakieś mieszkanie, Davidzie?.- spytała, znów
na niego patrząc.
Pokręcił głową i prychnął sarkastycznie.
- Jeśli nie mam czasu, żeby zobaczyć się z tobą, to jakim
cudem mam mieć czas na zrobienie czegoś, do czego mi się
nie pali?
- Wiesz, może Mike miał rację? Może zamieszkanie ra-
zem to jedyny sposób, żebyśmy się widywali. Mam drugą
sypialnię.
Zaśmiał się z niedowierzaniem.
- Oczekujesz, że mieszkając z tobą pod jednym dachem,
zajmę oddzielną sypialnię?
Zaczerwieniła się i spuściła oczy.
- Nie, tylko że... Po prostu nigdy nie mieszkałam z męż-
czyzną. .. Nie chciałabym, żebyś mnie zle zrozumiał.
Wiedział, o co jej chodzi. Zrobiła pierwszy krok, by mu
zaufać. Duży i ważny.
- Wiem, czego chcesz, Liso. I wiem też, czego nie chcesz.
Ja czuję to samo... Proszę, zaufaj mi.
Nadal się wahała.
S
R
- A co z... innymi kobietami?
- Jakimi innymi?
- No, na przykład z Jenny, tą od echa serca, albo z tą...
jak jej tam... Melanie.
Byłby się roześmiał, gdyby nie uświadomił sobie nagle,
jak fatalne konsekwencje może mieć drobne oszustwo - czy
niedomówienie - na które sobie pozwolił. Gdy pierwszy raz
o tym rozmawiali, powinien był powiedzieć Lisie, że Melanie
jest jego siostrą, lecz tego nie zrobił. Zbyt dużą przyjemność
sprawiało mu odkrycie, że Lisa jest zazdrosna. Zwodził ją
celowo i z premedytacją.
A teraz dopiero co poprosił ją, żeby mu zaufała... Patrzyła
na niego wyczekująco, pragnąc mu zaufać - mimo że za-
wiodło ją już kilku mężczyzn. Podjęła ogromne ryzyko. Jeśli
teraz ją zawiedzie - choćby tylko jakimś drobiazgiem - to
przegra. A on nie miał zamiaru przegrać.
- W moim życiu nie ma innej kobiety. Tylko ty, Liso.
Nie mogła wątpić w jego szczerość. Mówił jej prawdę.
- A więc dobrze, spróbujmy. Nie chcę patrzeć, jak lądu-
jesz na ulicy. - Uśmiechnęła się z większą pewnością siebie.
- Umiesz gotować?
- Jasne. A ty?
Zmrużyła oczy.
- Przekonamy się... Zapamiętam, żeby dać ci zapasowy
klucz. A jutro wieczorem możesz coś ugotować. To znaczy,
jeśli wrócę wystarczająco wcześnie.
W sobotę rano, po obchodzie, przyszła do niego do pokoju.
- Przyniosłam ci klucz. Ale nie wiem, o której wrócę.
- Jesteś tego pewna? - zapytał cicho. - Zrozumiem, jeśli
powiesz, że się rozmyśliłaś.
S
R
- I że nie chcę, żebyś przygotował kolację? O nie, mój
drogi, wcale się nie rozmyśliłam. Nie wykręcisz się tak łatwo.
- Niezupełnie o to mi chodziło...
- Proszę, to twój klucz. - Wyjęła go z kieszeni fartucha
i wręczyła mu nieco drżącą ręką.
Boże, ależ ona to przeżywa, pomyślał. Myśl ta sprawiła,
że zapragnął ochronić Lisę i uspokoić ją - i dało mu to
dziwne poczucie szczęścia. Ciepłymi dłońmi otulił jej rękę.
- Nie martw się - powiedział z uśmiechem. - Naprawdę
jestem wspaniałym kucharzem!
Kilka następnych nocy było równie udanych jak pierwsza.
A może nawet lepszych - bo teraz koszule Davida wisiały w
szafie obok ubrań Lisy. Tak jak jego szczoteczka do zębów
stalą w kubeczku obok jej szczoteczki, na półce w łazience.
- Nie zapomnij zakręcić tubki - przypomniała mu w
czwartek rano. - Nie znoszę zaschniętej pasty.
- Chodz do mnie pod prysznic. - Wystawił głowę zza pół-
przezroczystej zasłonki. - Uwielbiam namydlać twoje ciało...
Zawahała się.
- Masz dziś dyżur, prawda?
- Tak... Nie wiem, kiedy i czy w ogóle wrócę...
Widząc, że powoli rozwiązuje pasek od szlafroka, z bło-
gim uśmiechem sięgnął po mydło. Szczerze mówiąc, nie
sądził, że Lisa przerwie swój poranny rytuał szykowania się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl