[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tych narzędzi doskonałych, które za jednym naciśnięciem palca kładą kres bezsenności, uciszają wyrzuty
sumienia, leczą raka, chronią przed bankructwem i wskazują drogę wyjścia z sytuacji bez wyjścia; tych
zachwycających amerykańskich narzędzi, tak mało kłopotliwych w użyciu, tak niezawodnych w działaniu,
tak świetnie nadających się do tego, żeby kłaść kres amerykańskim snom, kiedy przemieniają się w
koszmar. I posiadających jedną tylko stronę ujemną to, że pozostawiają po sobie nieład, który sprzątnąć
musi rodzina.
Tak kończyli ludzie, których zniszczył, ale on się tym nie przejmował. Zawsze ktoś musi przegrać, a
tylko naiwni głupcy się martwią.
Nie, nie będzie myślał o nich ani o ubocznych produktach szczęśliwej gry na giełdzie.
Ktoś wygrywa, ktoś musi przegrywać, a tylko naiwni głupcy się martwią.
Wystarczyłoby, gdyby pomyślał, o ile byłoby lepiej, gdyby przed pięciu laty nie przechytrzył; w jego
wieku pragnienie odwrócenia tego, co jest nieodwracalne, otwierało po chwili szczelinę, przez którą
sączyła się zgryzota. Tylko naiwni głupcy się martwią. Ale on może odpędzić zgryzotę szklaneczką
whisky. Niech diabli wezmą doktorów i ich zalecenia.
Dzwoni więc i zaspany steward przynosi mu whisky, a po wypiciu spekulant nie jest już naiwnym
głupcem; chyba tylko śmierć go za takiego uważa.
Tymczasem na sąsiednim jachcie śpi sympatyczna, nudna, solidna rodzina. Ojciec ma sumienie czyste
i śpi spokojnie, leży na boku, nad jego głową wisi oprawiona w ramki fregata walcząca ze sztormem,
lampka przy łóżku jest zapalona, na podłodze porzucona książka. Jego żona śpi smacznie, śni jej się
ogród. Ma lat pięćdziesiąt, ale jest przystojną, zdrową, dobrze utrzymaną kobietą i ładnie wygląda, kiedy
śpi. Córce śni się narzeczony, który ma jutro przylecieć samolotem; porusza się przez sen i uśmiecha się
czegoś, i wciąż śpiąc podciąga kolana prawie pod brodę, i leży zwinięta w kłębek jak kot. Ma wijące się
jasne włosy i ładną twarzyczkę o gładkiej cerze i gdy śpi, podobna jest do matki, kiedy ta była w jej
wieku.
Szczęśliwa rodzina, wszyscy się kochają. Ojciec odznacza się licznymi cnotami obywatelskimi i
znany jest z wielu dobrych uczynków; występował przeciwko prohibicji, nie ma w sobie nic z fanatyka,
jest hojny, ludzki, wrażliwy i bardzo rzadko wpada w gniew.
Załoga jachtu otrzymuje dobre wynagrodzenie, jest dobrze karmiona i ma wygodne kwatery.
Wszyscy darzą szacunkiem właściciela i lubią jego żonę i córkę. Narzeczony jest członkiem
korporacji studenckiej o nazwie Trupia Czaszka i wszyscy przepowiadają mu świetną przyszłość,
wszyscy go lubią; wciąż jeszcze myśli więcej o innych niż o sobie i dla dziewczyny nie tak czarującej jak
Frances byłby o wiele za dobry. Kto wie, czy dla Frances też nie jest trochę za dobry, ale
prawdopodobnie miną lata, zanim ona zda sobie z tego sprawę; a przy odrobinie szczęścia może sobie
tego nigdy nie uświadomić. Mężczyzna, który tak świetnie nadaje się do szeregów Trupiej Czaszki ,
rzadko nadaje się do łóżka. Ale dla dziewczyny tak czarującej jak Frances intencje znaczą tyle co czyny.
Tak czy inaczej wszyscy śpią dobrze, ale skąd biorą się pieniądze, które zapewniają im tyle szczęścia
i które oni z takim pożytkiem i tak umiejętnie wydają? Pieniądze biorą się ze sprzedaży czegoś, co się
rozchodzi w milionach butelek (przy koszcie produkcji trzy centy litr) i co kupują wszyscy po dolarze za
butelkę dużą (półlitrową), po pół dolara za średnią i po dwadzieścia pięć centów za małą. Ale lepiej
opłaca się kupować duże butelki i nawet jeżeli ktoś zarabia dziesięć dolarów na tydzień, kosztuje go to
tyle samo, co gdyby był milionerem, a produkt jest naprawdę dobry. Spełnia obietnice reklamy, nawet z
nadwyżką. Ze wszystkich stron świata napływają listy od wdzięcznych odbiorców, którzy odkrywają
wciąż nowe zastosowania, a starzy klienci są tak wierni produktowi, jak Harold Tompkins, narzeczony,
wierny jest swojej Trupiej Czaszce , a Stanley Baldwin szkole w Harrow.
Kiedy ktoś robi pieniądze w taki sposób, nikt nie popełnia samobójstw, więc wszyscy śpią spokojnie
na jachcie Alzira III , którym dowodzi kapitan Jon Jacobson z czternastoosobową załogą.
Przy molo nr 4 stoi zakotwiczona jolka długości trzydziestu czterech stóp; na jej pokładzie śpią dwaj
spośród trzystu dwudziestu czterech Estończyków, którzy pływają po świecie w jachtach żaglowych
długości od dwudziestu ośmiu do trzydziestu sześciu stóp i przysyłają korespondencje do prasy
estońskiej. Artykuły te cieszą się w Estonii wielką popularnością i przynoszą autorom od dolara do
dolara trzydzieści za szpaltę. Zajmują miejsce, które w prasie amerykańskiej przeznaczone jest dla
wiadomości baseballowych i footballowych, i ukazują się pod wspólnym tytułem Sagi naszych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]