[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej brzucha napięły się w bolesnym skurczu. Tak szybko... Boże, już dziesiąta! Przebiegł ją dreszcz. Gdy schodziała do holu,
nie mogła opanować drżenia nóg. Zamek u drzwi stawiał opór. Musiała użyć siły. Czyżby jeszcze jeden zły znak? Ostrzeżenie,
by nie wpuszczać gościa? Zlekceważyła je.
- Dobry wieczór.
Mężczyzna stojący w progu był wysoki. Miał ciemne, gładko zaczesane włosy, które wyglądały jak natarte żelem i pachniały
odurzająco. Krótko przystrzyżony wąsik wydawał się nieco komiczny. Spojrzenie nieznajomego było chłodne i... przenikliwe.
Serce Ilony zaczęło bić szybciej. Nie chciała się przyglądać jego oczom. Jednak musiała! Musiała wbrew sobie patrzeć mu
prosto w oczy. Zrobiła krok do tyłu. Jakaś tajemna siła kazała jej szeroko otworzyć drzwi. Choć instynkt radził, by raczej je
zatrzasnąć.
Nagle owładnęło nią uczucie rezygnacji. Czuła, że dziwna, wewnętrzna siła, która opanowała jej wolę, zmusza do
posłuszeństwa i pokory wobec gościa. Machinalnie poprowadziła go do bawialni. Czuła swą niemoc.
- Napije się pan czegoś? - usłyszała swój własny, uległy głos.
- Brandy.
Jego głos brzmiał aksamitnie. Zdawał się odbijać w jej mózgu echem. Dla Ilony był jednak pusty i bezbarwny.
Udało jej się, pokonując drżenie rąk, napełnić szklankę miarką alkoholu. Podała ją gościowi. Zauważyła, że
67
palce, którymi chwycił szklankę, są trupio blade, chude długie. Potem znowu spojrzała mu w oczy.
- Jesteś sama w domu. - Nieznajomy raczej stwiei dził, niż zapytał.
- Nie. Jackie i Emma są w swoich pokojach na go rżę.
- Rozumiem. - Uśmiechnął się spokojnie. Miał ład ne, mocne zęby. Był powściągliwy i opanowany.
- Domyślam się. że mają tu panie... że tak powiem miły pokój rozkoszy dla tych. co lubią wyszukaną róż kosz połączoną z karą
cielesną.
- Tak - mechanicznie skinęła głową. - Kiedyś była tu piwnica. Przebudowałam ją i urządziłam.
- Chętnie obejrzę.
Nie mogła protestować. Klient miał prawo do swoich dziwactw. Propozycja brzmiała jak rozkaz.
Człowiek, który przedstawił się jej jako Lassiter. ruszył pierwszy. Zachowywał się tak obojętnie, że przeszedł ją dreszcz.
Odwróciła się, by pokazać drogę. Doznała nagłego zawrotu głowy. Musiała się podeprzeć ręką o ścianę. Poczuła się
bezpieczniej dotykając znajomej, chropawej powierzchni. Nie schodziła na dół. od kiedy Sabat... O Boże, nie chciała już w'ięcej
tam schodzić! Jakaś siła zmusiła ją jednak, by pokonała lęk. Miała wrażenie, że mężczyzna stojący za jej plecami popycha ją
nieznacznie w kierunku schodów. Lecz on nawet nie dotknął jej ramion. Nie uczynił żadnego ge'.tu.
Zachwiała się na wąskich, ciemnych schodach, które prowadziły do położonego niżej pokoju. Owionął ich przenikliwy, przykry
chłód. Pomieszczenie migotało zielonkawym. fluorescencyjnym światłem. Teraz Lessiter
68
pchnął ją naprawdę. Chciał, być może, dotrzeć jak najszybciej do miejsca, gdzie wielu mężczyzn, krzycząc z bólu, wiło się w
rozkoszy. Tam, w strasznych okolicznościach zginął ten chłopak. Mniej niż czterdzieści osiem godzin temu.
Ilona czuła się współwinna. Badawczo lustrowała ściany i podłogi. Nigdzie nie było nawet najdrobniejszej plamki krwd. Tak jak
we wszystkim, i tu Sabat okazał się perfekcjonistą.
- Czy... czy chciałbyś, bym... bym przebrała się w coś... stosowniejszego?
Wskazała zasłoniętą w rogu pomieszczenia alkowę, kióra kryła w sobie rozmaite dziwne ubiory. Może, gdy gość zamieni się w
bezradnego niewolnika, poczuje się lepiej.
- Nie, moja droga - zaśmiał się miękko - po prostu zdejmij ubranie. To wysicirczy.
Ilona wiedziała, że posłusznie wykona każde polecenie. Nie był to jednak kuszący strip-tease. Spotkanie nie miało nic
wspólnego z erotyczną przyjemnością. On nie był pożądliwym podglądaczem. Zsunęła z ramion suknię. Powoli zdjęła czarną,
elegancką bieliznę.
Czuła swą bezsilność. Naga skuliła się przed jego natarczywym wzrokiem. Czuła suchość w ustach. Drżała. Jej opalone ciało
pokryło się nagle gęsią skórką. Lassiter milczał. Podprowadził ją do najbliższej ściany. Zakuł jej kostki i nadgarstki w stalowe,
zimne kajdany. Nie było po nim widać ani śladu podniecenia. Był zimny i sprawny. Jego stoickie rysy przypominały zastygłą w
bezruchu maskę.
- W porządku.
Zrobił krok do tyłu, by przyjrzeć się swemu dziełu.
69
- Wyglądasz ekscytująco! Nagle zmienił ton.
- Czy to jest miejsce, gdzie Sabat zabrał krew życii jednemu z uczniów Lilith?
Jego słowa wstrząsnęły nią, przeraziły. Nie mogła wy dobyć słowa. Chciała kłamać: Nie, nie! Nikogo tu nie za bito! Co za
absurdalne podejrzenia!
Zamiast tego mimowolnie skinęła głową. Wyznanie pozostało nieme. Było równoznaczne z wydaniem na się-' bie wyroku
śmierci. Nie mogło być inaczej.
- To bardzo niemądrze.
Lassiter zanurzył rękę w kieszeni marynarki. Wyciągnął przedmiot, który Ilona znała aż nazbyt dobrze.
Chciała krzyczeć. Próbowała krzyczeć. Nie mogła. A więc tak wygląda śmierć? Z ust Ilony wydobył się chrapliwy, stłumiony
szept, a potem rzężenie. Przerażała ją myśl o długim, samotnym konaniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]