[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wator nie zauważyłby, jak ciężką wewnętrzną walkę toczy z samą sobą. Każde spojrze-
nie Ryana przywoływało wspomnienie pocałunku sprzed dwóch dni i sugestii, że zechce
dzielić z nią prawną opiekę nad dzieckiem. Przez te dwa dni Beth nie odbierała telefo-
nów od Nicole i nie przychodziła do biura.
- Do zobaczenia wieczorem.
Nicole uniosła głowę. Zamiast wyjść razem z ojcem, Ryan przystanął w progu.
- Dzisiaj?
- Tak. Na przyjęciu.
- Na jakim? Ach, prawda... zupełnie wyleciało mi z głowy.
Wśród zamętu, jaki zapanował w jej życiu, zapomniała o dorocznym bankiecie dla
pracowników i klientów firmy.
- Idziesz z osobą towarzyszącą?
- Nie. Zwykle podczas imprezy omawiam interesy. Mój towarzysz usnąłby z nu-
dów.
- Mnie nie zanudzisz. Przyjadę po ciebie.
- Dziękuję, nie trzeba. Muszę przyjść wcześniej, dopilnować przygotowań.
- Beth i Patrick powinni nas zobaczyć jako zgraną drużynę.
Nicole wiedziała jednak, że jeśli siostra i szwagier naprawdę pragną tego dziecka,
nie odmówi im spełnienia największego marzenia, nawet jeśli rozstanie złamie jej serce.
Doskonale zdawała sobie sprawę, co straci, jeśli dotrzyma umowy, a co, jeżeli ją zerwie.
- Jeszcze nie podjęłam decyzji. Najpierw muszę z nimi porozmawiać.
- To nie powód, żebyśmy przychodzili osobno. Nie mam nic przeciwko wcześniej-
szemu przybyciu - odparł, podchodząc z powrotem do sofy, z której nie wstała po zakoń-
czeniu negocjacji.
L R
T
Nicole czuła jego ciepło i zapach. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek tak intensyw-
nie odbierała wszystkimi zmysłami czyjąś bliskość. Widziała, że Ryan reaguje podobnie.
Zwiadczyły o tym rozchylone wargi i rozszerzone zrenice. Serce Nicole przyspieszyło
rytm.
- Powinnam dotrzeć na ósmą - poinformowała, zamiast uprzejmie, ale stanowczo
odrzucić propozycję, jak z początku zamierzała.
- W takim razie przyjadę za dwadzieścia ósma - zaproponował, nie odrywając
wzroku od jej twarzy.
Choć jej nie dotknął, odbierała jego spojrzenie jak pieszczotę. Chciała, żeby już
wyszedł, a równocześnie, żeby ją pocałował. Miała kompletny zamęt w głowie. Przeraża-
ła ją własna słabość.
- Wykonałaś dzisiaj kawał dobrej roboty. Zaimponowałaś tacie znajomością tech-
nicznego słownictwa, kiedy oprowadzałaś nas po samolocie. Uroda w połączeniu z by-
strym umysłem to bezcenna kombinacja dla przedsiębiorstwa. Dzięki niej to spotkanie
przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Nicole rzadko słyszała wyrazy uznania. Do jej zadań należało pokazanie maszyny,
przybliżenie szczegółów technicznych i przy okazji zaoferowanie dodatkowo płatnych
usług. Mało kto zadawał sobie trud, żeby wyrazić wdzięczność za rzetelne wykonanie
obowiązków. Wysłuchiwała opinii klientów tylko wtedy, kiedy zawiodła ich oczekiwa-
nia, co na szczęście zdarzało się rzadko. Dlatego pochwała sprawiła jej wielką przyjem-
ność.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że was nie zawiedziemy - odrzekła z rumieńcem na po-
liczkach.
Miłe słowa przypomniały jej pobyt w domku na drzewie. Przez krótką chwilę od-
czuwała z Ryanem tak bliską więz jak z nikim dotąd. Poznał jej najmroczniejszy sekret, a
jednak nią nie wzgardził. Ryan wyciągnął z kieszeni paczuszkę wielkości zeszytu i wrę-
czył Nicole.
- To dla ciebie.
Prezent? Nicole po chwili wahania rozdarła błyszczący żółty papier. W środku uj-
rzała zdjęcie wykonane przez lekarkę podczas badania ultrasonograficznego, oprawione
L R
T
w białą ramkę, ręcznie pomalowaną dziecięcymi kredkami. Przedstawiało ich dziecko w
chwili, gdy uniosło rączkę, jakby pozdrawiało rodziców. Mocno poruszona, przycisnęła
dłoń do ust, by powstrzymać szloch.
- To nasz synek lub córeczka - powiedział Ryan.
Lekko schrypnięty głos świadczył o silnych emocjach.
Wyglądało na to, że zostanie wspaniałym, odpowiedzialnym ojcem, takim, o jakim
zawsze marzyła.
- Dziękuję, Ryanie - wyszeptała przez ściśnięte gardło.
- Proszę bardzo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]