[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znali. Niejaki Mirosław Karolak. Dwa lata zakładu karnego Wyszedł parę tygodni temu. Poszukują go
w miejscu zamieszkania za kradzież obrączki i parunastu tysięcy złotych. Co poza tym? Ważny szczegół...
Porucznik poprawił się na krześle. Major był jednak oszczędny w słowach.
Miał przy sobie złotą monetę...
Altar zawisł wzrokiem na jego wargach. Jego cierpliwość została nagrodzona.
Skradziono ją, według ustaleń Komendy Wojewódzkiej w Bydgoszczy, u Joanny Zwirskiej...
Zamiast porwać się na nogi, porucznik nagle oklapł. A co ten ma znowu za związek ze sprawą zamor-
dowanej staruszki? Przecież szukają Wizgi.
Będzie i o Wizdze major był najwyrazniej zadowolony z siebie i to on wypchnął Karolaka z
pociągu...
No, a...? Nie dokończył pytania.
Moneta? Karolak twierdzi, że przylepiła mu się do ręki w mieszkaniu Wizgi. Wziął ją chyba machi-
nalnie, wówczas, kiedy odkrył kosztowności w pudełku przechowywanym w łazience kompana...
Co z Wizgą?
Trwa pościg za nim.
No tak...
*
Pociąg zwolnił bieg. Na. krótko. Zabłysnęła czerwień semafora, żeby w kilka sekund potem zamienić
się w zieleń.
Ta chwila wystarczyła Wizdze, otworzył drzwi wagonu, zeskoczył na stopień, wybrał sobie miejsce
między torami, smyrgnął podkurczając kolana. Przewrócił się jednak, prawa noga poszła w bok, poczuł
chrupnięcie w kostce. Leżał tak chwilę skrzywiony z bólu. Nie miał jednak czasu na długie roztkliwianie się
nad sobą wstał i kulejąc podążył w stronę ciemniejących budynków niedalekiej stacji. Nie zamierzał jed-
nak do nich wchodzić. W pewnej odległości obszedł ją łukiem. Znalazł się na małej uliczce prowadzącej
donikąd. Rozejrzał się bezradnie. W dole jarzyło się światłami miasteczko. Nie miał wyboru...
W tym momencie popełnił błąd, zamiast skręcić w ludną ulicę, spróbował szczęścia w małym ciem-
nym zaułku. Niespodziewanie wyrośli przed nim dwaj funkcjonariusze. Skoczył natychmiast w najbliższą
bramę. Tupot nóg na betonowej posadzce. Jakieś drzwi. Wnęka. Przycupnął w niej. Na chwilę. Miał już
milicjantów przy sobie. Zanurkował między ich ramionami. Na próżno. Już go trzymali krzepko w swoich
rękach.
ROZDZIAA 20
A może popatrzył w oczy Sieniuciowi zrobił to ktoś, inny, a na mnie zwala się całą winę. W
końcu nie tylko ja znałem panią Zwirską...
Na przykład? Pomyślał chwilę.
Miałem takiego kumpla. W więzieniu. Wyszliśmy razem z jednej celi. Chciał natychmiast pójść w
Polskę" i trochę narozrabiać. Nieopatrznie ujawniłem mu adres starej... pani Zwirskiej. Może on.
To znaczy kto?
Taki Karolak. Mirosław. Mieszkał zresztą niedaleko, w Toruniu. I jeszcze coś...
Wyglądał na człowieka zdecydowanego w ujawnieniu całej prawdy.
Odwiedził mnie niedawno. Był pijany. Przechwala! się złotem. Pokazywał taki mały krążek. Mone-
tę. Chyba ruską... Jeszcze sprzed pierwszej wojny.
Sieniuć patrzył na niego nieporuszony.
I co z nim? Wzruszył ramionami.
Był, już go nie ma. Gdzieś się chyba wybrał. Krzyżyk na drogę...
Czy nie do Szczecina?
Drgnął, zaraz się jednak opanował.
Może do Szczecina odparł niefrasobliwie nie pytałem go o to.
Jechaliście więc tą samą drogą... Opuścił głowę. Coś przeżuwał w sobie.
On mówił zresztą o was coś innego ciągnął Sieniuć. Wdział biżuterię w łazience. Przyznał się,
że był w mieszkaniu Zwirskiej, ale już po morderstwie. Kilka godzin po jej zgonie. Uciekł do was. Tam naj-
pierw chcieliście go otruć gazem, a potem, pod pretekstem ucieczki do Szczecina, na nową melinę, wy-
pchnęliście go z pędzącego pociągu. Na wasze nieszczęście nie zginął. Wyżył. Zeznał wszystko...
Wizga zacisnął palce u rąk. Chciał coś jeszcze powiedzieć. Podniósł gwałtownie głowę.
Sieniuć kończył.
A ponadto zle ukryliście zrabowane rzeczy. U znanego pasera. Kilka sukien staruszki, nawet jej
pończochy. Byliście bardzo zachłanni: po co były te pończochy? Znalezliśmy też złoto, rozbity zegarek.
Wizga milczał. Zamilkł na długo. Sieniuć przypomniał mu więc również, jak doszło do zbrodni.
Wszystkie fakty zgadzały się co do joty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]