[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sądził, że jest aż taką idiotką, by uwierzyć, że te jego cholerne badania
kontrolne zajmą mu cały dzień? Czy obchodziło go w ogóle, co ona myśli?
A może był to przykład, że wygodniej jest mieć przy sobie kobietę naiwną
i niewymagającą, która sama za siebie płaci i nie stanowi żadnego
dodatkowego kłopotu, niż nie mieć żadnej? Może opłacało mu się to
bardziej, niż gdyby zostawił ją obrażoną i rozżaloną w domu?
Wałęsając się bez celu po parku zauważyła, że chyba nikt tu nie jest sam.
Spotykała grupki dziewcząt, całe rodziny i tłumy kobiet w ciąży
przechadzających się dumnie z rękami splecionymi na wypiętych
brzuchach; były ogromne, lecz przy tym delikatne, więc ich mężowie
czule obejmowali je ramieniem.
Zastanawiała się też, czy jego prawdziwa żona również przyjechała na
weekend do Londynu i czy on rzeczywiście ma zamiar do niej wrócić, czy
to naprawdę ona jest w ciąży, czy może kto inny? Maggie gotowa była
opowiadać najrozmaitsze historie, aby tylko wyrwać przyjaciółkę z tego
związku. A może miał jeszcze inną dziewczynę, którą też zbywał
kłamstwami i pośpiesznymi telefonami? Lisa wiedziała, jak wiarygodnie
brzmią czasem jego wykręty. Zastanawiała się, czy jakakolwiek inna
kobieta zgodziłaby się żyć z mężczyzną, który nie jest rozwiedziony i
który co sześć miesięcy jezdzi do domu odwiedzić córeczkę, ale
272
Linia Centralna
podobno z żoną rozmawia tylko oficjalnie, o tym co konieczne.
Nie wiedziała, czy warto wracać do hotelu po walizkę. Pomyślała, że
właściwie chyba nie. Kosztowała dwanaście funtów, więc trochę szkoda,
ale czym było dwanaście funtów w porównaniu z tym, co poza tym
traciła? Torebkę i pieniądze miała przy sobie, w hotelu zostało tylko trochę
ubrań. Celowo nie zabrała ze sobą dużo rzeczy, żeby nie sprawiać
wrażenia, że ten wyjazd ma dla niej takie znaczenie czy że chciałaby
zostać w Londynie przez cały tydzień.
Nie zastanawiała się jeszcze, co w domu należy do niego, a co do niej.
Pomyśli o tym jutro albo pojutrze, po powrocie; zatrzyma sobie to, na co
będzie miała ochotę. Nie zabierze za dużo, żeby zrobić mu na złość, ale też
nie za mało, nie ma powodu się poświęcać.
Nie zaczęła się nawet zastanawiać i martwić, z jakiej stacji odchodzą
pociągi, w jakich godzinach, jak ma się tam dostać i ile kosztuje bilet. Nie
wiedziała także, czy w poniedziałek pójdzie już do pracy, tłumacząc, że
stan zdrowia ciotki niespodziewanie się poprawił. Dziwne, ale zupełnie jej
nie obchodziło, jak on zareaguje, kiedy o szóstej wróci do hotelu i jej tam
nie zastanie. Czy zawiadomi policję? Czy będzie się martwił, co pomyślą
o tym w hotelu i w ogóle? Czy będzie podejrzewał, że ona nie żyje?
Wszystko jedno.
Zawsze sądziła, że takie sprawy kończą się nagle jakąś wielką awanturą,
po której ludzie rozstają się z zaciśniętymi zębami i szlachetnym
uśmiechem na twarzy, jak na starych filmach. Stała obok ławki, na której
siedziało kilka starszych osób; parę razy głęboko wciągnęła powietrze,
jakby sprawdzała, co dzieje się z jej sercem; czy wali głucho, czy spowite
jest tym strasznym, nieznośnym uczuciem pustki i lęku, które pojawiało
się zawsze, gdy myślała, że on jest na nią zły albo że ma jej dość. To
śmieszne, ale odniosła wrażenie, że z jej sercem wcale nie jest tak zle.
Tak jej teraz brakowało kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, kogoś, kto by
jej pogratulował i okazał zainteresowa-
7
JLinia Centralna
273
nie. Gdyby mama żyła... nie, przecież matce oczywiście nie mogłaby o
tym powiedzieć, co jej chodziło po głowie? Matkę obchodziły sprawy
Lisy, ale matkom nie opowiada się o swych romansach; zresztą ludzie z
klasą tego nie robią, chodzą z podniesionymi wysoko głowami i starają się
dotrzymać kroku najlepszym. A ojciec? On może chętnie wysłuchałby tej
historii, gdyby chodziło w niej o kogo innego. Lubił słuchać, jak
opowiadała o różnych ludziach, i od czasu do czasu wtrącał: No i zobacz,
czy ludzie nie są dziwni?". Maggie potraktowałaby to dość lekko i pewnie
zaraz opowiedziałaby Lisie coś nowego na jego temat, historie, które do
tej pory przed nią ukrywała. Wśród nauczycieli w szkole nie miała nikogo,
komu mogłaby opowiedzieć, no a Bili? Cóż, Bili i Angela mogliby
przynajmniej znowu sobie o niej porozmawiać, dając wyraz temu, jak się o
Lisę martwią. Naprawdę miała bardzo mało przyjaciół.
Pojęła, że tylko to przyćmiewa jej radość z odzyskanej właśnie wolności.
Brak będzie jej tego, że miała w nim przyjaciela. W pewnym sensie i nie
zawsze, ale był przynajmniej jej przyjacielem.
18. Linia Centralna
Marbk Cfach
vv tych dniach poczuła, że uliczne kwiaciarki, ludzie zbierający to, co
spadnie z ciężarówek, policjanci i zamiatacze ulic są jej przyjaciółmi.
Zdawało jej się, jakby wszyscy oni należeli do swego rodzaju klubu
ostatnich Anglików, którzy zdołali przetrwać w tym morzu cudzoziemców.
Myśl ta zatrąca chyba trochę rasizmem, powiedziała sobie. Kiedy bowiem
zaczyna się dostrzegać, ile ludzi wokoło pachnie czosnkiem, ile kobiet
nosi na twarzy zasłony, ilu jest mężczyzn w turbanach - jako następne
pojawia się pragnienie, żeby ich tutaj nie było. Lepiej byłoby w ogóle nie
zauważać różnic i wszystkich, którzy chodzą na dwóch nogach, traktować
po prostu jako swych współbraci.
Tak czy inaczej, tłumy turystów na ulicach mogły być dla niej jedynie
powodem do zadowolenia. Przypomniała sobie o tym w chwili, gdy jakiś
Arab wcisnął jej w rękę kawałek papieru z wypisanym na nim adresem
przy Edgware Road, a ona wskazała mu, jak ma tam dojść. Zauważyła, że
chodziło mu o aptekę, i zastanawiała się, czy chciał kupić tam coś na
receptę, czy może potrzebował mydła i talku. Gdyby nie Arabowie, już
dawno musiałaby zwinąć swój interes. Sprzedawała ręcznie robione
torebki w stoisku, które mieściło się w większym sklepie. Torebki te były
dość drogie; młodych londyńczyków nie stać było na nie, natomiast
Kuwejtczycy mieli pieniądze.
Linia Centralna
275
Sophie otworzyła swój sklepik i zaczęła rozwieszać torebki. Potem usiadła
na stołeczku i w blasku porannego słońca czekała, aż zacznie się ruch.
Miejsce przy oknie wystawowym było droższe niż w głębi sklepu, lecz
potrajało to obroty. Cieszyła się, że ma głowę do interesów. Właściwie
musiała mieć, ponieważ odnosiła wrażenie, że w jej otoczeniu nikt nie
rozumie podstawowych zasad zarabiania na życie. Skrzywiła się, czując,
że zaczyna boleć ją głowa, i odsunęła się ze słońca. Tej nocy pracowała do
bardzo pózna.
Kiedy wreszcie położyła się do łóżka, była już czwarta rano i zaczynało
świtać. Eddie przetarł oczy i uniósł się trochę na łokciu, kiedy wstawała;
on jednak zaraz z powrotem usnął jak niewiniątko, a ona siedziała tu z
bólem głowy, czekając na turystów przybyłych do Marble Arch.
Rozpaczliwie walczyła z sennością, żeby zarobić na życie dla siebie i
Eddiego.
Nigdy nie sądziła, że będzie zarabiać na życie dla nich obojga. Wcale tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]