[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Panie radco, na to jest już za pózno. Najlepiej powiem panu od razu, zanim
dowie się pan od innych. Anna Werner, gdy zobaczyła, co uczynił Steffen,
rzuciła się do rzeki. Tak czy inaczej powzięła ten zamiar już wcześniej, aby
uniknąć hańby. To wynika z listu, który zostawiła rodzicom. Prawdopodobnie
podjęła tę decyzję już tydzień temu, list bowiem nosi tę datę. Albo nie znalazła
w sobie wcześniej dość odwagi, albo czekała na odpowiednią okazję, aby się
zemścić. W każdym razie wczoraj wieczorem rzuciła się z mostu do rzeki. Mój
syn próbował ją ratować. Gdy ją wyłowił, była już martwa.
Radca opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Nieszczęsna - wyszeptał zdruzgotany. Lindner patrzył na niego ze
współczuciem.
- Moja córka wiedziała od kilku tygodni, co jest z Anną Werner. Ale musiała
przyrzec jej milczenie.
Z ciężkim sercem radca podniósł się z fotela.
- Jak znoszą to nieszczęście jej rodzice?
Lindner przeciągnął ręką po głowie.
- Pogodziliby się z hańbą, gdyby tylko odzyskali swe dziecko żywe.
- I przeklinają mojego syna, że zniszczył ich córkę, czyż nie tak? Lindner
ociągał się z odpowiedzią. I jakby chcąc załagodzić rozgoryczenie radcy,
powiedział:
- W bólu i wzburzeniu nie waży się słów, panie radco. Starszy pan pokiwał
głową.
- Rozumiem ich uczucia. Pójdę do nich, jeszcze dzisiaj tam pójdę i powiem
im, jak bardzo boleję, że mój syn złamał to młode istnienie. Anna Werner była
przyzwoitą dziewczyną, bardzo pracowitą i sumienną.
- To prawda, panie radco. Rozmawiałem dzisiaj rano z jej ojcem i prosiłem,
aby nie pomstował i nie osądzał. Nie powinien zapominać, że jego córka się
zemściła. Wyjawiając wszystko Steffenowi, sprowadziła katastrofę. I dlatego
winna jest jego strasznemu czynowi.
Radca próbował zachować spokój.
- Nie wolno doszukiwać się za wszelką cenę winnych, nie wolno innych
osądzać. Jej czyn można zrozumieć. Zazdrość i odtrącona miłość są złymi
doradcami. Mam nadzieję, że zawrę pokój z jej rodzicami. Tak jak już
powiedziałem, Lindner, nie może być niedomówień między mną a moimi
robotnikami. A teraz, kiedy mam tylko jednego męskiego potomka, jestem
także pewien, że zakłady po mojej śmierci prowadzone będą według moich
wskazówek.
- Daj Boże, panie radco! Dla pana Gerta pójdziemy w ogień, tak jak dla
samego pana radcy.
- Dziękuję panu za te słowa, Lindner. A teraz jeszcze jedno pytanie, które mi
leży na sercu. Co stało się ze Steffenem?
- Uzgodnił z kolegą, aby ten wziął za niego nocną zmianę, a potem poszedł
na policję. Nie chciał widzieć się z żoną. Jest zupełnie załamany ze zgryzoty i
rozpaczy.
Radca patrzył nieruchomo. I powiedział szorstko:
- Kara, którą mu wymierzą, nie będzie bardzo wysoka. Działał w afekcie i w
obronie honoru. Któż na jego miejscu zapanowałby nad sobą! Zabił mego syna
i nie jest łatwo być w takim przypadku sprawiedliwym. Ale ja będę. Tylko
nigdy więcej nie chcę widzieć Steffena, nigdy więcej. I dlatego proszę pana,
Lindner, niech pan pójdzie do niego. Przecież wpuszczą pana. Proszę mu
przekazać, że mu wybaczam i że on powinien wybaczyć mojemu synowi. A
kiedy odsiedzi karę, pomogę mu wrócić do normalnego życia. Nie jest przecież
złym człowiekiem.
- Nie, panie radco, nie jest. Jest zwykle łagodny jak baranek. Zapalczywość
spowodowała, że stał się nieobliczalny. Gorzko żałuje swojego czynu i
pocieszy go to, że pan mu wybacza. To bardzo szlachetne z pana strony.
Radca uniósł rękę jakby w geście obrony.
- Tylko sprawiedliwie, Lindner, i Bóg wie, że nie jest mi łatwo być
sprawiedliwym. Wszyscy jesteśmy tylko ludzmi.
Przez chwilę milczeli. W końcu radca powiedział opanowany:
- A więc dziękuję panu, Lindner. A teraz proszę mnie zostawić samego...
mam do załatwienia jeszcze trudniejsze sprawy.
Podał rękę majstrowi. Popatrzyli na siebie poważnie, właściciel zakładów
Carola i prosty robotnik. Odczuwali dla siebie wielki szacunek.
Lindner powoli wyszedł.
Radca długo jeszcze siedział bez ruchu, zatopiony w myślach; jego oczy
płonęły. W końcu zebrał siły i poprosił do siebie dyrektora. Gdy wszedł,
oficjalnie poinformował go o śmierci syna i prosił, aby przekazał tę wiadomość
pracownikom. I dodał jeszcze:
- Nie jestem dzisiaj w stanie załatwiać bieżących spraw. Także mój syn Gert
nie pojawi się dzisiaj. Proszę być tak dobrym i pozałatwiać za nas to, co
najpilniejsze. I tylko, gdyby było coś bardzo ważnego, proszę do mnie
dzwonić.
Dyrektor złożył mu kondolencje, obiecał, że wszystko załatwi, i wycofał się
z gabinetu.
Po tej rozmowie radca zaraz poszedł do domu.
%7łona i dzieci zebrały się przy zwłokach Georga złożonych na marach. Rose i
radczyni były w żałobie.
Cicho podszedł do bliskich. Dzieci objęły go serdecznie, Gert ścisnął mocno
jego rękę.
Zona popatrzyła na niego wycieńczona. Od wczoraj wieczór, kiedy
dowiedziała się, dlaczego jej ukochany syn nie żyje, straciła równowagę
wewnętrzną, a jej duma i pewność siebie ustąpiły bojazliwej niepewności.
- Czy byłeś u Anny Werner? - zapytała po chwili. Mąż współczująco
chwycił jej rękę.
- Dla niej nic już nie możemy zrobić, Klaryso... za pózno. Gert [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl