[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Malwina poczerwieniała, ale zaraz zbladła. Nie odrywając oczu od książki, rzekła:
 Chciałam poczytać. W inne dni na lekturę prawie nie mam czasu. Westchnął.
 O ile dobrze zrozumiałem, chciała pani powiedzieć: proszę się wynieść, nie potrzebu-
ję pana towarzystwa  rzekł z goryczą.
Nie mogła znieść jego pełnego wyrzutu spojrzenia.
 Nie uzurpujÄ™ sobie prawa do tej altanki, panie doktorze, i nie mogÄ™ stÄ…d pana wypÄ™-
dzać.
 Inaczej mówiąc: gdyby pani takie prawo miała, zrobiłaby to chętnie?
Zapatrzyła się w dal.
 Po co się zadręczać? Przecież to nie ma sensu.
 Nie ma, ale chciałem porozmawiać o naszych wspólnych przyjaciołach, Hendriku van
der Straatenie i jego żonie. Jak już wspomniałem, dostałem wczoraj od nich list.
 Owszem, wspomniał pan.
 Jest w nim mowa także o pani.
 O mnie?
 Tak. Hendrik przeprasza, że nie zapobiegł pani przyjazdowi na Sumatrę, że nie uprze-
dził pani o moim tu pobycie. Czy pani gniewa się za to na niego?
 Z pewnością nie zrobił tego w złej wierze.
 Nie, ani on, ani też jego żona.
 Więc Daniela także wiedziała, że pan tu jest?  spytała zdziwiona.
R
L
T
 Tak. Hendrik powiedział jej o wszystkim.
 Dlaczego to przede mną zataiła? Oczywiście... przecież nie mogła wiedzieć... zacisnę-
ła usta i zamilkła.
 Czego nie wiedziała?  nalegał.
Zaprzeczyła energicznie.
 Dajmy temu spokój. Porozmawiajmy o czym innym. Zostanie pan zarządcą plantacji
w Madali na stałe czy tylko czasowo?
Zadumał się.
 Na pewno zostanę, dopóki Hendrik będzie mnie potrzebował. Mam okazję, by w tym
czasie zrealizować swój zamiar. Nabyłem plantację, nie tak jednak piękną jak Ramanina czy
Madala. Muszę rozbudować dom mieszkalny. Gdy pewnego dnia nie będę już potrzebny Hen-
drikowi, zajmę się własnym gospodarstwem.
Słuchała go z uwagą.
 Zatem do Niemiec już pan nie wróci?
 Z pewnością nie. Wcale nie marzę o powrocie do tego kraju.
 Ale tu, w tropikach, chyba nie można mieszkać przez całe życie. O ile wiem nie ma tu
prawie Europejczyków. Czy panu wystarczy to towarzystwo?
Wzruszył ramionami.
 Rozrywek dostarczą mi książki i moje badania naukowe, no i przecudna tutejsza przy-
roda. Za jakiś czas na pewno będzie mnie stać na podróż do Europy. Tu praktycznie niczego
nie trzeba kupować, więc można zaoszczędzić trochę grosza.
Popatrzyła na niego uważnie.
 Kiedyś stawiał pan sobie wyższe wymagania. Wyprostował się, oparł o kolumnę pod-
trzymującą dach altanki i rzekł:
 Wyższe wymagania? O tak! Oprócz katedry na jednym z niemieckich uniwersytetów
marzyło mi się szczęście osobiste. Katedrę mógłbym zdobyć bez trudu, ale ze szczęścia musia-
łem zrezygnować, pani przecież o tym wie.
Przestraszyła się.
 Ja?
 Tak, pani. Ale mieliśmy o tym nie mówić, skoro nie ma to sensu. Może jednak na
jedno pytanie zechce mi pani odpowiedzieć: jak długo chce pani zostać w Ramaninie? O ile się
zdążyłem zorientować, pani pozycja w tym domu nie jest do pozazdroszczenia.
R
L
T
Znowu zapatrzyła się w dal.
 Muszę być zadowolona z tego, co mam, bo przynajmniej zarobię na swoje utrzyma-
nie. Mam nadzieję, że mnie stąd nie wyrzucą przed upływem dwuletniego kontraktu  rzekła
cicho.
Zacisnął zęby. Jej słowa boleśnie go raniły.
 Chyba nie zamierza pani pracować tu, aż  powiedzmy  Jan zostanie wysłany na
studia do Holandii, a Martje wydorośleje? Straci pani młode lata i co dalej?
Uśmiechnęła się ze smutkiem.
 A mam inny wybór? Podszedł do niej i stanął naprzeciw.
 Jeżeli kiedykolwiek będzie pani potrzebna moja pomoc lub rada, proszę się do mnie
zwrócić. Może mi pani to obiecać?
Zrobiło mu się nagle gorąco i miał ochotę ją objąć, ale zabrakło mu odwagi. Dziewczyna
podniosła dumnie głowę.
 Wolałabym nie czuć się w niczym zobowiązana wobec pana  odpowiedziała zde-
nerwowana.
 Aż tak mnie pani nienawidzi? A ja, dureń, uwierzyłem, że pani mnie kochała!
Zareagowała gwałtownie.
 Skończmy już tę rozmowę... i chyba lepiej będzie w przyszłości nie wracać do tego
tematu. Nie spotykajmy się, wtedy unikniemy rozczarowań.
Spuściła głowę i w pośpiechu poszła do domu.
Rüdiger staÅ‚ blady z bezradnie opuszczonymi rÄ™kami. Daniela van der Straaten na pewno
w tej chwili już nie przysięgałaby, że Malwina go kochała. Dlaczego ona zawsze unosi się du-
mą, gdy rozmowa zahacza o ich plany małżeńskie? Czy sprawiłem jej wtedy przykrość? Prze-
cież zwyczajnie poprosiłem ją o rękę. Jakim prawem ona traktuje mnie za to jak przestępcę? Na
żadne z tych pytań nie potrafił znalezć jasnej odpowiedzi.
Zamierzał wyjechać z Ramaniny nazajutrz o świcie, ale po tej rozmowie nie mógłby już
ze spokojem usiąść naprzeciwko Malwy przy podwieczorku i kolacji. Sjesta tymczasem się
skoÅ„czyÅ‚a. Rüdiger zostaÅ‚ jeszcze niecaÅ‚Ä… godzinkÄ™, potem pożegnaÅ‚ siÄ™ i po wyczerpujÄ…cym,
szybkim galopie znalazł się w Madali. Tu panowała głęboka niedzielna cisza. Nikt nie prze-
szkadzaÅ‚, wiÄ™c Rüdiger mógÅ‚ w spokoju przeczytać list od Marii Saalfner.
Wyjął z koperty testament i włożył go do wielkiej pancernej kasy. Usiadł potem w fotelu
i pogrążył się w myślach.
R
L
T
19
Boolmanowie i Meersburgowie wybierali się do Palembangu. Emma wezwała Malwinę i
surowo jej przykazała, żeby w czasie ich nieobecności nikogo obcego nie dopuszczała do ciotki
Marii.
 Chodzi o to, żeby ciotki nie denerwować, gdyż powinna mieć zupełny spokój. Pani
jest odpowiedzialna, żeby jej nikt nie przeszkadzał.
Malwa ukłoniła się bez słowa. Wkrótce wszyscy wyjechali i zostały z ciotką Marią same.
Natychmiast opowiedziała o otrzymanym poleceniu.
 Chyba dziÅ› i tak nikt nie przyjedzie do Ramaniny.
 Kto to wie, moje dziecko. Tak czy inaczej sama będę decydować, czy przyjąć kogoś z
wizytÄ… czy nie.
 Masz oczywiście rację, ciociu.
Obie kobiety z wielką radością korzystały z okazji do swobodnego porozmawiania.
Dzieci też nie przeszkadzały, bo Malwina pozwoliła im pojechać na grzbiecie Jumba na dłuższą
przejażdżkę. Jumbo był ogromnym słoniem, którego używano do ciężkich prac polowych, gdy
woły okazywały się za słabe. Przewodnik słonia, człowiek bardzo rozsądny i odpowiedzialny,
już nieraz zabierał Jana i Martje w pole i nigdy nic złego się dzieciom nie stało.
Minęło zaledwie pół godziny, gdy Malwina spojrzawszy w stronę bramy, aż zaniemówi-
Å‚a.
 O, wreszcie przybył mój oczekiwany gość  ucieszyła się staruszka.
 Oczekiwałaś doktora Lersingena?
 Tak, Malwinko. Specjalnie go zaprosiłam wiedząc, że dziś i jutro będziemy same.
Muszę z nim omówić kilka ważnych spraw. Mam nadzieję, że mi nie zabronisz. Zresztą i tak
jest za pózno, skoro pan doktor już przyszedł.
Mężczyzna zeskoczył z konia i wbiegł szybko po schodach. Przywitał się z paniami. Ma-
ria była szczęśliwa jak nigdy dotąd.
 Dziękuję, panie doktorze, że tak prędko odpowiedział pan na moją prośbę.
 Dla pani gotów jestem zrobić wszystko, droga pani Mario. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl