[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Synu mój - wtrąciła błagalnym głosem królowa - na cień ojca... na nasze bogi zaklinam cię,
wstrzymaj się parę dni z tym ogłoszeniem... Z darami Fenicjan trzeba być bardzo ostrożnym...
- Wasza świątobliwość - wtrącił Hiram - może nawet spalić te listy. Mnie nic na nich nie zależy.
Faraon pomyślał i schował paczkę za kaftan.
- Cóż słyszałeś w Dolnym Egipcie? - zapytał pan.
- Wszędzie biją Fenicjan - odparł Hiram. - Domy nasze są burzone, sprzęty rozkradane i już
kilkudziesięciu ludzi zabito.
- Słyszałem!... To robota kapłanów - rzekł pan.
- Lepiej powiedz, mój synu, że są to skutki bezbożności i zdzierstwa Fenicjan - wtrąciła królowa.
Hiram odwrócił się do pani bokiem i mówił:
- Od trzech dni siedzi w Memfisie naczelnik policji z Pi-Bast z dwoma pomocnikami i - już są na tropie
mordercy i oszusta Lykona...
- Który wychowywał się w fenickich świątyniach! - zawołała królowa Nikotris.
-...Lykona - ciągnął Hiram - którego arcykapłan Mefres wykradł policji i sądom... Lykona, który w
Tebach, udając waszą świątobliwość, biegał nago po ogrodzie jako wariat...
- Co mówisz? - krzyknął faraon.
- Niech wasza świątobliwość zapyta się najczcigodniejszej królowej, gdyż ona go widziała... - odparł
Hiram.
Ramzes zmięszany spojrzał na matkę.
- Tak - rzekła królowa - widziałam tego nędznika, lecz nie wspominałam nic, ażeby oszczędzić ci
boleści... Muszę jednak objaśnić, że nikt nie ma dowodu na to, ażeby Lykon był nasadzony przez
arcykapłanów, gdyż równie dobrze mogli to zrobić Fenicjanie...
Hiram uśmiechnął się szyderczo.
- Matko!... matko!... - odezwał się z żalem Ramzes - czyliż w twoim sercu kapłani nawet ode mnie są
lepsi?...
- Ty jesteś mój syn i pan najdroższy - mówiła z uniesieniem królowa - ale nie mogę ścierpieć, ażeby
człowiek obcy... poganin... miotał oszczerstwa na święty stan kapłański, z którego oboje pochodzimy...
O Ramzesie!... - zawołała padając na kolana - wypędz złych doradców, którzy cię popychają do
znieważania świątyń, do podnoszenia ręki na następcę dziada twego Amenhotepa!... Jeszcze czas...
jeszcze czas do zgody... do ocalenia Egiptu...
Nagle wszedł do komnaty Pentuer w poszarpanej odzieży.
- No, a ty co powiesz? - zapytał z dziwnym spokojem faraon.
- Dziś, może zaraz - odparł wzruszony kapłan - będzie zaćmienie słońca...
Faraon aż cofnął się ze zdziwienia.
- Cóż mnie obchodzi zaćmienie słońca, jeszcze w tej chwili?...
- Panie - mówił Pentuer - ja tak samo myślałem, dopókim nie przeczytał w dawnych kronikach opisów
zaćmień... Jest to tak przerażające zjawisko, że należałoby o nim ostrzec cały naród...
- Otóż jest!... - wtrącił Hiram.
- Dlaczegożeś wcześniej nie dał znać?... - zapytał kapłana Tutmozis.
- Dwa dni więzili mnie żołnierze... Narodu już nie ostrzeżemy, lecz zawiadomcie przynajmniej wojska
przy pałacu, ażeby choć one nie uległy popłochowi.
Faraon klasnął w ręce.
- Ach, zle się stało!... - szepnął i dodał głośno: - Cóż to ma być i kiedy?..
- W dzień zrobi się noc... - mówił kapłan. - Ma trwać podobno tyle czasu, ile potrzeba na przejście
pięciuset kroków... A zacznie się w południe... Tak mi mówił Menes...
- Menes? - powtórzył faraon. - Znam to nazwisko, ale...
- On pisał list o tym do waszej świątobliwości... Ależ dajcie znać wojsku...
Wnet odezwały się trąbki. Gwardia i Azjaci stanęli pod bronią i faraon otoczony sztabem zawiadomił
wojsko o zaćmieniu dodając, aby się nie lękali, gdyż ciemność zaraz przejdzie, a on sam będzie przy
nich.
- %7łyj wiecznie! - odpowiedziały zbrojne szeregi.
Jednocześnie wysłano kilku najroztropniejszych jezdzców do Memfisu.
Jenerałowie stanęli na czele kolumn, faraon przechadzał się po dziedzińcu zamyślony, cywilni
dostojnicy po cichu szeptali z Hiramem, a królowa Nikotris zostawszy sama, w komnacie upadła na
twarz przed posągiem Ozirisa.
Było już po pierwszej i istotnie słoneczne światło poczęło zmniejszać się.
- Naprawdę będzie noc? - spytał faraon Pentuera.
- Będzie, lecz bardzo krótko...
- Gdzież podzieje się słońce?
- Ukryje się za księżyc...
- Muszę przywrócić do łaski mędrców, którzy badają gwiazdy... - wtrącił do siebie pan.
Mrok szybko powiększał się. Konie Azjatów zaczęły się niepokoić, roje ptastwa spadły na ogród i z
głośnym świergotem obsiadły wszystkie drzewa.
- Odezwijcież się!... - zawołał Kalipos do Greków.
Zadudniły bębny, zagwizdały flety i przy tym akompaniamencie pułk grecki zaśpiewał skoczną piosenkę
o córce kapłana, która tak bała się strachów, że mogła sypiać tylko w koszarach.
Wtem na żółte wzgórza libijskie padł złowrogi cień i z błyskawiczną szybkością zakrył Memfis, Nil i
pałacowe ogrody. Noc ogarnęła ziemię, a na niebie ukazała się czarna jak węgiel kula, otoczona
wieńcem płomieni.
Niezmierny wrzask zagłuszył pieśń greckiego pułku. To Azjaci wydali okrzyk wojenny wypuszczając ku
niebu chmurę strzał dla odstraszenia złego ducha, który chciał pożreć słońce.
- Mówisz, że ten czarny krąg to księżyc? - pytał faraon Pentuera.
- Tak utrzymuje Menes...
- Wielki to mędrzec!... - I ciemność zaraz się skończy?. .
- Z pewnością...
- A gdyby ten księżyc oderwał się od nieba i spadł na ziemię?...
- To być nie może... Otóż i słońce!... - zawołał z radością Pentuer.
Wszystkie zgromadzone pułki wydały okrzyk na cześć Ramzesa XIII.
Faraon uścisnął Pentuera.
- Zaprawdę - rzekł pan - widzieliśmy dziwne zdarzenie... Ale nie chciałbym widzieć go po raz drugi...
Czuję, że gdybym nie był żołnierzem, trwoga opanowałaby moje serce.
Hiram zbliżył się do Tutmozisa i szepnął:
- Wyślijże, wasza dostojność, natychmiast gońców do Memfisu, gdyż obawiam się, że arcykapłani
zrobili wam coś niedobrego...
- Myślisz?...
Hiram pokiwał głową.
- Nie rządziliby tak długo państwem - rzekł - nie pogrzebaliby dziewiętnastu waszych dynastii, gdyby
nie umieli korzystać z podobnych dzisiejszemu wypadków...
Podziękowawszy wojskom za dobrą postawę wobec niezwykłego zjawiska faraon wrócił do willi. Był
wciąż zamyślony, przemawiał spokojnie, nawet łagodnie, ale na pięknej twarzy jego malowała się
niepewność.
Istotnie w duszy Ramzesa toczyła się ciężka walka. Zaczynał rozumieć, że kapłani mają w rękach siły,
których on nie tylko nie brał w rachubę, ale nawet nie zastanawiał się nad nimi, nie chciał o nich
słuchać.
Kapłani śledzący ruchy gwiazd w ciągu kilku minut niezmiernie urośli w jego oczach. I faraon mówił w
sobie, że jednak należy poznać tę dziwną mądrość, która w tak straszny sposób mięsza ludzkie
zamiary.
Goniec za gońcem wylatywał z pałacu do Memfisu, aby dowiedzieć się: co tam zaszło podczas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]