[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kupiłem dwa bilety. Moglibyśmy wyjechać pojutrze, z Irlandii. Jeżeli zgodzisz się mi
towarzyszyć.
Zalega cisza, ponieważ obaj milczymy. On w szoku, a ja w cierpliwym oczekiwaniu.
- Jesteś poważny? - pyta w końcu.
Odchylam się w fotelu.
- Całkowicie.
- W takim razie, kompletnie oszalałeś.
- Nie, wcale tak nie sądzę.
- Ale dlaczego? Dlaczego teraz, dlaczego ja?
- Ponieważ bardzo chcę, żebyś ze mną pojechał, Draco.
W jednej chwili przez jego twarz przebiegają różne, sprzeczne ze sobą uczucia. Zażenowanie,
zrozumienie, wreszcie litość.
- Och, boże. Harry, ja... ja cię nie kocham - mówi wreszcie łagodnie.
- Wiem, ja też cię nie kocham - odpowiadam szybko. - W zasadzie dopiero zaczynam cię lubić.
Potrząsa lekko głową i widzę, że wyraz litości opuścił jego twarz, po raz kolejny zastąpiony
zakłopotaniem.
- W takim razie, o co chodzi?
- Trudno to wyjaśnić.
Posyła mi niedowierzający uśmiech.
- Jednak będziesz musiał jakoś to zrobić.
- Miałem sen, Draco.
- Tak? A ja myślałem, że to specjalność Martina Luthera Kinga.*
Biorę głęboki oddech i przewracam oczami, ale nie ma w tym geście żadnej złości.
- Ten sen pozwolił mi pewne rzeczy zrozumieć. Uświadomił, że coś między nami jest. Nie wiem,
jak to nazwać, ale jest ważne. Myślę, że obaj moglibyśmy sobie dużo dać. A przynajmniej ty
mógłbyś zrobić dla mnie wiele dobrego. Już zrobiłeś. I z biegiem czasu, przy odpowiedniej dawce
cierpliwości, ja także nauczyłbym się to odwzajemniać.
Draco wygląda, jakby myślał, że w każdej chwili mógłbym się roześmiać i powiedzieć, że to
wszystko jest tylko żartem.
Pochylam się w jego stronę.
- Słuchaj, nie wymagam od ciebie jakiegoś wielkiego zaangażowania. Chciałbym tylko, żebyśmy
spędzili ze sobą więcej czasu i zobaczyli, co z tego wyniknie.
- Zwiedzając razem świat?
- Myślałem, że mogłoby to być całkiem przyjemne. Zobaczyć wszystko, o czym do tej pory tylko
słyszałem. Sądzę, że tobie też by się spodobało.
Draco w milczeniu wbija wzrok w podłogę. Znam go na tyle, żeby wiedzieć, że zastanawia się teraz
intensywnie. W końcu podnosi głowę.
- To... to nie mogłoby się odbywać tak, jak do tej pory, Harry... że tylko pstrykniesz palcami, a ja
pobiegnę do twojego łóżka. Nigdy więcej nie będę twoją dziwką.
- Nie! O boże, Draco, wcale nie myślałem...
- Więc czego tak naprawdę chcesz? - pyta z pewnym rozdrażnieniem w głosie.
- Tylko, żebyś tam był. Ze mną. Nie oczekuję od ciebie niczego. Możemy spać w oddzielnych
łóżkach. Cholera, nawet w osobnych pokojach, jeżeli będziesz chciał.
Przyciska palce do skroni i marszczy brwi.
- Popraw mnie, jeżeli czegoś nie zrozumiałem. Chcesz, abym z tobą pojechał, bo myślisz, że coś
mogłoby między nami być.
Kiwam głową na potwierdzenie.
- Ale niczego ode mnie nie oczekujesz. Poza towarzystwem w podróży. A jeżeli zdecyduję, że nie
chcę ci już dłużej towarzyszyć? Co wtedy?
- Kupię ci bilet powrotny, albo gdzie tylko będziesz chciał. Po prostu.
- Z tobą nic nie jest proste, Harry.
- To jest.
- Nie wiem...
- Draco, posłuchaj. Przecież czujesz to samo, co ja. Powiedz, że nie zwariowałem.
Kiedy przez dłuższą chwilę nie otrzymuję odpowiedzi, wstaję.
- Albo powiedz, że nie mam racji i zaraz zniknę z twojego życia.
Boże, co za napięcie! Powietrze jest nim wręcz przesycone. Kiwam głową ponownie, czekając, aż
zdecyduje, jak dalej potoczy się moje życie. Zdaję sobie sprawę, że jestem melodramatyczny, ale
brak mi słów, by opisać to inaczej.
To jest trudniejsze, niż zabijanie Zmierciożerców.
Draco wzdycha głęboko.
- Nie jesteś szalony.
Dreszcz podekscytowania i ulgi przebiega przez moje ciało i sprawia, że trzęsę się już tylko trochę.
- To znaczy...
Teraz on z kolei przewraca oczami.
- Zgadzam się, jest coś między nami... i nie, nie mam pojęcia, czym to może być.
- Moglibyśmy razem spróbować to zrozumieć, Draco.
- Sądzę, że tak. Ale równie dobrze możemy bardzo szybko uciec od siebie z wrzaskiem.
Podchodzę do niego i wyciągam rękę. Kiedy ją ujmuje, przyciągam go delikatnie do siebie, aż
stoimy twarzą w twarz.
- Tak, czy nie?
Odwraca głowę i mamrocze pod nosem:
- To jest kompletne szaleństwo.
Wolną dłonią łapię go za podbródek i obracam twarz w moją stronę.
- Jestem zmęczony udawaniem, Draco.
- Harry...
- Tak, czy nie?
- Tak - wypuszcza powietrze.
Zmieję się, otaczam go ramionami i przytulam mocno do siebie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że to powiedziałeś - szepczę mu miękko wprost do ucha.
Odwzajemnia uścisk, mocno, a potem nieznacznie się odsuwa. Jego twarz jest strasznie poważna.
- Zeszłej nocy także miałem sen. O tobie. Umierałeś, na moich oczach i... wcale mi się to nie
podobało.
Jego słowa powodują, że przed oczami jawi mi się mój własny koszmar i przez chwilę czuję się
chory na wspomnienie Draco, całego we krwi...
- Mam nadzieję, że nie - udaje mi się powiedzieć przez nagle wyschnięte gardło.
- Harry, myślisz, że to coś znaczy?
Potrząsam głową, żeby przegonić niechciane obrazy. Końcówka snu była straszna, wręcz potworna,
ale posłużyła jakiemuś celowi. Przy odrobinie szczęścia wyniknie z niej coś dobrego.
- Nie, to nie ma znaczenia. To był tylko sen.
- Harry, ja... - zaczyna, ale słowa przestają wypływać z jego ust. Jeszcze chwilę nimi porusza, jakby
naprawdę chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia, co.
- Wiem, Draco... czuję tak samo - mówię.
A potem go całuję.
Oplata mnie ramionami i odwzajemnia pocałunek.
Zawsze myślałem, że prawdziwe szczęście jest tylko stekiem bzdur. Czymś, co można znalezć
jedynie w książkach i bajkach dla dzieci. Ale kiedy odsuwamy się od siebie i Draco patrzy na mnie,
z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, zaczynam wierzyć, że szczęście naprawdę istnieje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl