[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko spełniło się zgodnie ze słowami Zbawiciela. Szczegóły dotyczące mojej misji zostały
dokładnie wymazane z mej pamięci, nie zostało nawet jedno wspomnienie.
Jeśli zaś chodzi o obietnicę Jezusa, że zabierze mnie do siebie z chwilą, gdy wypełnię swoje
zadanie. Jego ostatnie słowa jeszcze brzmią mi w uszach: Dni na ziemi są krótkie. Nie będziesz
tam długo, niebawem wrócisz tutaj".
Pożegnanie
Otoczyły mnie tysiące aniołów. Zebrały się licznie, zadowolone, że zdecydowałam się na
powrót. Słyszałam, jak mnie pozdrawiają, wspierając mnie swoją miłością i dodając mi odwagi.
Gdy powiodłam po nich wzrokiem, z sercem topniejącym od ich miłości do mnie, zaczęły
śpiewać. %7ładna muzyka, jaką dotychczas słyszałam, nawet ta w ogrodzie, nie może równać się z
tym śpiewem. Był wspaniały, porywający i przeznaczony wyłącznie dla mnie, wypływał z
głębokiego uczucia. Głosy miały czyste, pełne słodyczy. Nie pamiętam pieśni, którą śpiewały, ale
powiedziano mi, że usłyszę ją jeszcze. Płakałam ze wzruszenia, a mój płacz wtapiał się w
38
niebiańską muzykę. Nie chciało mi się wierzyć, że tak mizerna dusza jak moja mogła być obiektem
takiej adoracji, choć wiedziałam już, że w wieczności nie ma istot nieważnych. Każda dusza jest
nieskończenie wartościowa. Gdy mój duch przepełniony był pokorą i wdzięcznością po raz ostatni
dano mi ujrzeć ziemię z niebiańskiej perspektywy.
Rozstąpiło się niebo, ujrzałam nasz glob i miliardy ludzi żyjących na nim. Zobaczyłam, jak walczą
o przeżycie, popełniają błędy, doświadczają dobra, znajdują miłość, opłakują śmierć bliskich. Nad
nimi unosili się aniołowie, którzy mieli ich strzec. Niebiańscy stróże cieszyli się, gdy czynione było
dobro, smucili, widząc zło. Krążyli w pobliżu, by zawsze służyć pomocą, radą i opieką.
Przekonałam się, że możemy wezwać na pomoc tysiące aniołów, jeśli tylko zrobimy to z wiarą. W
ich oczach wszyscy jesteśmy równi, duzi czy mali, uzdolnieni czy upośledzeni, przywódcy czy
rządzeni, święci czy grzesznicy. Wszyscy jesteśmy dla nich jednakowo wartościowi. Ich miłość
nigdy nas nie opuszcza.
Kiedy moja wizja się skończyła, popatrzyłam po raz ostatni na swoich przyjaciół z wieczności:
dwie kobiety, które mnie oprowadzały, swoich trzech wiernych wiodących aniołów i wielu innych,
których znałam i kochałam. Byli wspaniali, szlachetni i pełni miłości. Miałam możność ujrzeć
zaledwie przedsionek nieba, małą część naszego przyszłego domu, miejsce, gdzie istniała wiedza
wykraczająca poza najśmielsze marzenia. Czekają tam na nas niewyobrażalnie piękne i wspaniałe
rzeczy. Przez jedno mgnienie widziałam niebo, i to mgnienie zawsze będzie dla mnie niezwykle
cenne. Anielski śpiew wypełniający me serce miłością to moje ostatnie wspaniałe przeżycie z
tamtego świata. Zaczęłam płakać. Wracałam do domu.
Powrót
Nie było żadnych słów pożegnania, po prostu znów znalazłam się w szpitalnym pokoju. Drzwi
były nadal uchylone, światło nad umywalką zapalone, a moje ciało spoczywało na łóżku pod
kocami. Patrzyłam na nie z góry, unosząc się w powietrzu, przepełniona mieszanymi uczuciami.
Wydawało mi się zimne i ciężkie, przypominało stare ubranie robocze, utytłane w błocie i kurzu. Ja
zaś czułam się jak po długiej, ożywczej kąpieli, i teraz miałam włożyć na siebie to ciężkie. zimne,
zabłocone ubranie. Wiedziałam, że muszę te zrobić obiecałam co więcej, musiałam się
śpieszyć. Gdybym zastanawiała się choćby jeszcze minutę, straciłabym odwagę i umknęła. Szybko
więc wślizgnęłam się z powrotem do swego ciała. Gdy już zdecydowałam się przez to przejść,
wszystko odbyło się w naturalny sposób.
Krępujący ciężar ciała i jego zimno były okropne. Zaczęłam dygotać i trząść się w środku, jakby
przebiegał mnie prąd elektryczny. Znów poczułam w swoim ciele ból i słabość, ogarnęło mnie
głębokie przygnębienie. Po tym, jak poznałam duchową wolność, znowu stałam się więzniem ciała.
Gdy tak leżałam uwięziona w swym ciele, trzej moi duchowi przyjaciele i przewodnicy w mnisich
habitach raz jeszcze pojawili się przy moim łóżku. Przybyli, by mnie pocieszyć. Czułam się jednak
zbyt słaba, by ich powitać tak, jak bym chciała. Byli moimi ostatnimi łącznikami z miejscem
pełnym miłości i czystości, w którym przebywałam, chciałam więc z całego serca podziękować im
za ich cudowną przyjazń. Chciałam powiedzieć: Kocham was" ale mogłam tylko wpatrywać
się w nich przez łzy z nadzieją, że zrozumieją.
Nie musiałam nic mówić, rozumieli wszystko. Stali cicho przy mnie, patrząc mi w oczy, dodając
ducha i przekazując mi swoją miłość. Ich przesłanie było znakiem naszej wiecznej przyjazni, którą
zawsze będę chroniła jak najświętszy skarb, a ich obecność przyniosła mi wielką ulgę. Wiedziałam,
że znają nie tylko moje uczucia, ale i ścieżkę mego nowego życia, ból, jaki będę odczuwała po
rozstaniu z nimi, niechęć do dalszego życia na ziemi, trudy mej przyszłej wędrówki. Byli
zadowoleni, że zdecydowałam się powrócić na ziemię. Dokonałam słusznego wyboru. Zanim mnie
opuścili, kazali mi odpoczywać i wytworzyli atmosferę wielkiego spokoju. Natychmiast zaczęłam
zapadać w głęboki, ozdrowieńczy sen. Gdy odpływałam w sen, czułam, jak ogarnia mnie ich
miłość.
Nie wiem, jak długo spałam. Kiedy powtórnie otworzyłam powieki, była druga w nocy. Od
mojej śmierci upłynęły ponad cztery godziny. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam w świecie
39
duchowym, ale cztery godziny nie wydawały się okresem wystarczająco długim na to wszystko, co
mi się przydarzyło. Nie wiedziałam, czy podjęto jakieś zabiegi medyczne, by mnie przywrócić do
życia, ani nawet czy ktokolwiek zajrzał w tym czasie do mojego pokoju. Czułam się wypoczęta,
nadal jednak nie mogłam otrząsnąć się z głębokiej depresji. Zaczęłam odtwarzać swoje przeżycia,
pozwalając im przepływać swobodnie przez mój umysł. Niezwykłym zdziwieniem napełnił mnie
fakt, że naprawdę obcowałam ze Zbawicielem, że trzymał mnie w swych ramionach. W miarę jak
przypominałam sobie wszystko, czego się nauczyłam w Jego obecności, przybywało mi sił;
wiedziałam, że Jego światłość będzie mi wszędzie towarzyszyć.
Już miałam zamknąć oczy, by znów zapaść w sen, kiedy moją uwagę zwróciło nagłe poruszenie
przy drzwiach. Spróbowałam unieść się na łokciu, by lepiej widzieć, i wtedy zobaczyłam, że jakiś
potwór wtyka głowę do pokoju. Zamarłam przerażona. Zaraz potem pojawił się następny, a potem
dalsze trzy. Były to najszkaradniejsze i najbardziej groteskowe bestie, jakie tylko można sobie
wyobrazić. Nadal byłam sparaliżowana strachem. Były to stworzenia na poły ludzkiej, na poły
zwierzęcej natury: niskie, muskularne istoty z długimi szponami czy pazurami, o dzikich twarzach.
Podeszły w moją stronę, warcząc i sycząc. Były przepełnione nienawiścią, wiedziałam, że chcą
mnie zabić. Chciałam krzyczeć, ale byłam na to zbyt słaba lub może zbyt porażona strachem.
Czułam się zupełnie bezradna, gdy zbliżyły się do mojego łóżka.
Nagle zostałam przykryta jak kloszem ogromną świetlistą kopułą. Bestie rzuciły się na nią,
nadal próbując dostać się do mnie. Ale kopuła była zbyt mocna, by mogły się przez nią przedrzeć.
To je rozwścieczyło jeszcze bardziej. Zaczęły wyć, syczeć i pluć. Ja zaś byłam całkowicie
bezbronna. Nie wiedziałam, czy kopuła wytrzyma napór bestii.
Kiedy już wydawało mi się, że tego nie zniosę, a mój strach sięgnął zenitu, do pokoju weszli znów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]