[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który zdecydowanie wykluczał normalne funkcjonowanie.
Jego ciało skutecznie odmawiało mu posłuszeństwa, boleśnie przypominając o nocnej
przygodzie w rynsztoku. Za każdym razem, kiedy usiłował wykonać gwałtowniejszy ruch lub
odwrócić się na drugi bok, kończyło się to tak żałosnym jękiem, jakby całą noc torturowano go
w ciemnym lochu, co ostatecznie nie było tak dalekie od rzeczywistości.
Alkoholowe upojenie w gospodzie i pózniejszy napad kilku drabów dawały mu się we
znaki. Ból głowy wydawał się nie do zniesienia, a dzwięki zewnętrznego świata brzmiały niczym
ryk pędzącego pociągu.
W końcu dobudził go natarczywy dzwonek komórki, który od dobrych kilku chwil nie
dawał mu spokoju. Zwlókł się z trudem z posłania, by zakończyć ten koszmarny koncert
i dowiedzieć się, kto zakłóca jego ciszę.
 Hej, Thomas!  usłyszał w słuchawce lekko podenerwowany głos Marty.  Gdzie ty się
podziewasz? Co się z tobą dzieje?
 Ja... Ja chyba... Jestem w domu  odpowiedział z trudem mężczyzna, powstrzymując się
na chwilę od pojękiwania.  Cholera, moja głowa.
 W domu? Marx chodzi wściekły jak osa i klnie na czym świat stoi. Podobno miałeś mu
dzisiaj coś dać do kolejnego wydania.
 Kurde. Zaspałem. Wszystko mnie cholernie piecze i boli  jęknął.  Ledwie żyję.
Miałem... miałem ciężką noc.
 Ciężką noc? Thomas, co ty opowiadasz? Wszystko w porządku?
 Nie, nic nie jest w porządku. Spotkałem nocą kilku kolesi, którzy chcieli się ze mną
zabawić i... chyba im się to nawet udało.
 Nic z tego nie rozumiem.
 Ja też nie bardzo.
 A mówiłam...
 Przestań, proszę cię. I nie krzycz tak, bo łeb mi pęka  powiedział, jęcząc z bólu.  Sam
nie wiem, co się działo minionej nocy, ale czuję się gorzej niż fatalnie, i to nie tylko dlatego, że
ktoś porachował mi kości.
Thomas opowiedział krótko przyjaciółce, co pamięta z wydarzeń ostatniej nocy  jak spił
się w gospodzie Pod Starym Gargulcem i jak potem kilku bandziorów zrobiło sobie z niego
worek treningowy.
Mówił z trudem, ciężko przełykając ślinę. Wargi piekły go okropnie. Każdy ruch sprawiał
mu ból, ale czuł, że powinien zrelacjonować dziewczynie to, co pamięta.
 Siedz w domu i nie ruszaj się  poleciła w końcu zdecydowanym głosem Marta.  Zaraz
pogadam z Marxem i wyjaśnię tyle, ile powinien wiedzieć. Coś wymyślę, żeby się tak nie
wściekał.
 Dobrze  westchnął Thomas.  Daj Marxowi mój tekst do następnego wydania. Jest
w górnej szufladzie biurka.
 Nie ma sprawy. Będę u ciebie za godzinę  powiedziała i odłożyła słuchawkę.
Thomas czuł, jak w głowie kotłują mu się różne myśli, doprowadzając go do pasji. Na
dodatek ten pulsujący, przeszywający ból, który paraliżował nawet najmniejszy ruch ciała.
Przypominał wrak człowieka.
Jednocześnie był zły na siebie. Gdyby wiedział, że tak się to skończy, nie poszedłby do
knajpy i nie spił się. Ale nie przewidział tego, bo jak niby miał to zrobić?
Pomimo bólu jakoś doczłapał się do łazienki. Zrobiło mu się niedobrze i zwymiotował
wprost do umywalki.
Widok własnego ciała w lustrze  zakrwawionego i śmierdzącego  przeraził go. Twarz
gęsto pokrywały bordowe siniaki, oczy miał mocno przekrwione i spuchnięte, wargi
pokaleczone, a włosy posklejane krwią i jakąś jeszcze zaschniętą mazią.
Przed przyjazdem Marty postanowił wysilić się i nieco ogarnąć. Nie chciał, żeby
zobaczyła go w takim stanie.
Nie bez trudu zaczął zdejmować z siebie brudne, śmierdzące ubrania, które po nocnej
przygodzie nie nadawały się już do użytku.
Wszedł pod prysznic. Powoli odkręcił ciepłą wodę, pozwalając, by delikatnie obmywała
go z brudu. Najpierw strumień poraził jego poranione i obolałe ciało, wywołując pieczenie.
Jednak po chwili rozgrzał się i rozluznił spięte z bólu mięśnie. Namydlił skórę i rozkoszował się
kojącym ciepłem wodnego strumienia. Na chwilę zapomniał o wszystkich przykrościach
minionej nocy, grozbach Marxa i wyjezdzie do Frankfurtu, który miał zmienić jego życie.
Myślał tylko o Marcie...
Kiedy usłyszał pukanie, stał w kuchni ubrany jedynie w szlafrok i przygotowywał sobie
herbatę z cytryną w nadziei na szybsze pozbycie się efektów wieczornego pijaństwa
w gospodzie.
Powoli podszedł do drzwi, wciąż odczuwając bolesne konsekwencje spotkania
z bandziorami. Spojrzał w wizjer i rozpoznał zgrabną, kobiecą sylwetkę Marty.
 Mój Boże, Thomas! Jak ty wyglądasz?!  krzyknęła wyraznie zakłopotana przyjaciółka.
 Dzięki, że przyjechałaś. Mogłaś sobie oszczędzić widoku i wrażeń  odparł speszony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl