[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narażając pana na taki przestrach i przepraszamy najmocniej. Byłem przygotowany ujrzeć
psa, lecz nie okrutnego potwora. A nadto mgła nie pozwoliła nam przyjąć go tak, jak
zamierzaliśmy.
83
Ocaliliście mi życie.
Naraziwszy je najpierw na niebezpieczeństwo. Czy może się pan utrzymać na nogach?
Ma pan tyle siły?
Dajcie mi jeszcze łyk koniaku, a będę gotów do wszystkiego. Tak! A teraz pomóżcie mi
się podnieść. Cóż zamierzacie, panowie, teraz?
Zostawić pana tutaj. Na dzisiaj już dosyć dla pana przygód. Proszę poczekać tu chwilę, a
potem jeden z nas powróci z panem do zamku.
Sir Henryk usiłował stanąć; chwiał się jeszcze na nogach, był bardzo blady. Doprowadziliśmy
go do skały, na której usiadł, drżąc na całym ciele i ukrył twarz w dłoniach.
Teraz musimy rozstać się z panem rzeki Holmes. Trzeba dzieło doprowadzić do końca,
a każda chwila jest cenna. Zbrodnię już mamy, brak nam jeszcze zbrodniarza.
Zawróciliśmy i spiesznym krokiem schodziliśmy ścieżką ze wzgórza.
Postawiłbym tysiąc przeciw jednemu odezwał się Holmes że nie zastaniemy go już w
domu. Nasze strzały były dla niego znakiem, że przegrał sprawę.
Byliśmy dosyć daleko od jego domu, a mgła mogła stłumić odgłos.
Szedł za psem, żeby go podszczuwać... możesz być pewny. Nie, nie, umknął już
niechybnie! Niemniej przeszukamy dom, żeby się upewnić.
Drzwi wejściowe były otwarte; wpadliśmy biegnąc z pokoju do pokoju, ku zdumieniu starego
służącego, którego spotkaliśmy w korytarzu. Nigdzie nie było światła, jedynie w jadalni;
Holmes schwycił lampę i zaglądał do najskrytszych zakątków domu. Nigdzie jednak nie
znalezliśmy śladu człowieka, którego ścigaliśmy. Na pierwszym piętrze wszakże drzwi od
jednego pokoju były zamknięte na klucz.
Tam ktoś jest! krzyknął Lestrade. Słyszę jakiś ruch. Otwórzcie te drzwi.
Z wnętrza dobiegł nas tłumiony jęk i szelest. Holmes z całą siłą pchnął nogą w drzwi tuż
nad klamką otworzyły się na oścież. Z rewolwerami w ręku wpadliśmy we trzech do
pokoju. Nigdzie nie było śladu nikczemnego łotra, którego spodziewaliśmy się zastać.
Natomiast stanęliśmy wobec czegoś tak osobliwego i niespodziewanego, że wprawiło nas to
w osłupienie.
Pokój był przerobiony na małe muzeum; na ścianach wisiały oszklone pudełka, a w nich
rozpięte motyle i ćmy, których zbieranie stanowiło rozrywkę tego niezwykłego i
niebezpiecznego człowieka. Na środku pokoju znajdowała się prostopadła belka, postawiona
dla podtrzymania starego, nadgniłego belkowania dachu. Do słupa była przywiązana postać,
spowita w prześcieradła. W pierwszej chwili nie mogliśmy poznać, czy mamy przed sobą
mężczyznę, czy kobietę. Jeden ręcznik, okręcony dokoła szyi ofiary, przymocowano do słupa
z tyłu, drugi zakrywał niższą część twarzy i usta; wielkie ciemne oczy były odsłonięte i
spoglądały na nas z wyrazem rozpaczy, trwogi i wstydu.
W mgnieniu oka zerwaliśmy ręczniki i prześcieradło, a pani Stapleton padła zemdlona na
ziemię. Gdy jej piękna głowa pochyliła się na piersi, dostrzegłem na karku świeżą, czerwoną
pręgę od uderzenia szpicruty.
Ach, łotr!... krzyknął Holmes. Lestrade prędko, dawaj butelkę! Trzeba ją posadzić na
krześle! Zemdlała z wyczerpania i bólu. Po chwili otworzyła oczy.
Czy ocalony? spytała. Zdołał uciec?
Nie wymknie się nam, może pani być pewna.
Nie, nie, nie mówię o moim mężu. Sir Henryk ocalał?
Ocalony.
A pies?
Zabity. Odetchnęła głęboko.
Dzięki Ci, Boże. Dzięki Ci! Och! ten nikczemnik! Patrzcie, panowie, jak on się ze mną
obchodził! Wysunęła ręce z rękawów i ujrzeliśmy, że były całe sine od razów.
Ale to nic jeszcze... nic! On katował i sponiewierał moją duszę. Mogłam znieść wszystko:
84
znęcanie się, osamotnienie, złamane życie, dopóki łudziłam się nadzieją, że mnie kocha,
ale teraz wiem, że w miłości kłamał, że byłam dla niego igraszką...
Mówiąc to, wybuchnęła namiętnym łkaniem.
Nie ma pani powodu oszczędzać go rzekł Holmes. Niechże pani nam powie, gdzie
możemy go znalezć. Jeśli pani dopomogłaś mu w złym, dopomóż teraz nam, a będzie to
pokuta za winę.
Mógł się schronić tylko w jedno miejsce odparła. Na samym środku wielkiego
trzęsawiska jest wyspa, a na niej dawna kopalnia ołowiu. Tam trzymał psa i tam też urządził
sobie kryjówkę. Nigdzie schronić się nie mógł tylko tam!...
Holmes wziął lampę i oświetlił okno tumany mgły jak wielkie arkusze waty rozpościerały
się przed szybami.
Patrzcie rzekł. Nikt dzisiaj nie odnajdzie drogi do trzęsawiska. Pani Stapleton
roześmiała się i klasnęła w ręce. W jej oczach zabłysła ponura radość.
Dojść, dojdzie do trzęsawiska, ale już z niego nie wyjdzie zawołała. Bo jakże dojrzy
żerdzie, które mają mu być drogowskazem? Powtykaliśmy je razem, on i ja, żeby oznaczyć
ścieżkę przez trzęsawisko. Ach! gdybym mogła powyrywać je dzisiaj! Byłby już może w
waszych rękach.
Uznaliśmy, że wszelka pogoń jest niemożliwa, dopóki mgła nie opadnie. Pozostawiliśmy
tedy Lestrade'a na straży w Merripit House, a Holmes i ja powróciliśmy z baronetem do
Baskerville Hall.
Niepodobna było dłużej ukrywać przed sir Henrykiem historii Stapletonów! Zniósł cios
mężnie, ze spokojem przyjął wiadomość, kim była kobieta, którą pokochał. Spowodowany
nocną przygodą wstrząs nerwów był tak silny, że o świcie leżał w gorączce i majaczył, a
doktor Mortimer siedział przy jego łóżku.
Lekarz stwierdził, że jedynie podróż dookoła świata powróci sir Henrykowi siły moralne i
fizyczne. Ofiarował się towarzyszyć mu i przywiezć go w formie, w jakiej był, zanim został
właścicielem złowróżbnej posiadłości.
* * *
Dobiegam do zakończenia tej osobliwej opowieści, którą usiłowałem wzbudzić w czytelniku
te same obawy i podejrzenia, jakie przez pewien czas zakłócały nam spokój i skończyły
się tak tragicznie.
Nazajutrz rano po zabiciu psa mgła ustąpiła i pani Stapleton zaprowadziła nas do miejsca,
skąd wytknęli razem z mężem ścieżkę przez trzęsawisko. Skwapliwość i radość z jaką ta
kobieta naprowadziła nas na ślady męża, były aż nadto wymownym dowodem cierpień, jakie
przechodziła przy jego boku.
Pozostawiliśmy ją na wąskim cyplu, którego stały grunt wrzynał się w rozległe trzęsawiska.
Począwszy od tego punktu, żerdzie powtykane tu i ówdzie wskazywały ścieżkę, wijącą
się od jednej kępy sitowia do drugiej, pomiędzy napełnionymi zieloną pleśnią dołami i
grząskimi bagnami, zagradzającymi drogę obcemu. Uschnięta trzcina i oślizgłe rośliny wodne
rozlewały woń zgnilizny, a ciężkie, pełne trujących miazmatów wyziewy utrudniały nam
oddech.
Za lada fałszywym stąpnięciem wpadaliśmy powyżej kolan w błoto lepkie, drgające,
które pod naciskiem naszych stóp falowało na przestrzeni kilku jardów, przylegało do
naszego obuwia. Gdy wpadliśmy w kałużę, zdawało się, że jakaś złowroga ręka ciągnie nas w
ohydne głębie taka była moc uścisku tej czarnej okrążającej nas toni.
Raz tylko znalezliśmy dowód, że ktoś przed nami przebył tę niebezpieczną drogę. Wśród
kępy sitowia dostrzegliśmy wystający ze szlamu jakiś czarny przedmiot. Holmes zeskoczył ze
ścieżki na kępę i ugrzązł po pas w błocie; wyciągnęliśmy go z trudnością, gdyby nas przy tym
85
nie było, nigdy nie postawiłby już nogi na twardym gruncie. W ręku trzymał stary czarny but
na skórze wewnątrz była firma: Meyers Toronto .
Kąpiel błotna opłaciła się rzekł Holmes to but skradziony naszemu przyjacielowi, sir
[ Pobierz całość w formacie PDF ]