[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie brakowało fantazji. Nagle zaświtała mu myśl, dokąd mógł się udać
Mukiel. To mogły być połud-
niowe bagna, zaraz za ostatnimi zabudowaniami.
Z miejsca, w którym teraz stał, widział w oddali czarną,
tajemniczo połyskującą w świetle księ-
życa powierzchnię bagien. Wokół rosły gęste, niskie krzaki, a
pomiędzy nimi wysokie trawy, tworzące
rodzaj miękkiego dywanu. Tu i ówdzie połyskiwały zdradzieckie kałuże
wody, pozornie płytkie, a
w rzeczywistości niezwykle głębokie. Tajemniczy, a jednocześnie
niesamowity widok.
Gdy dotarł w pobliże bagna, zauważył pod ogołoconą o tej porze
roku z liści wierzbą jakiś mały,
lekko poruszający się cień. Po chwili stał się on nieco wyrazniejszy.
Kształtem przypominał psa.
- Czy jesteś tam, Mukiel? - zawołał mężczyzna w kierunku tej
ciemnej poruszającej się na bagnie
zjawy.
Cień jakby zatrzymał się. Po sekundzie wydał z siebie krótki
dzwięk, który zabrzmiał jak: tak!
- Wobec tego chodz tu prędko do mnie!
Po chwili mężczyznę dobiegły trzy dalsze krótkie, żałosne
szczeknięcia. Jakby miały oznaczać: -
Nie - mogę - niestety!
Dlaczego pies nie mógł przyjść do niego od razu stało się jasne,
gdy mężczyzna podszedł jeszcze
kilka kroków bliżej. Mukiel po prostu najzwyczajniej w świecie
zabłądził i stał teraz na skraju miękkiej
trawy, otoczonej zewsząd czarną lodowatą wodą, przy czym instynkt
samozachowawczy podpowiadał
mu, by podczas tej eskapady nie wdawać się już w żadne wątpliwe
historie. Więc cierpliwie czekał!
I to na swego pana.
Mężczyzna bardzo ostrożnie zaczął się posuwać w kierunku psa. Nogi
zaczęły mu się przy tym
zapadać w bagnie, w niektórych miejscach aż po kolana. Zapadł się w
brudną maz. I tak wolno posu-
wając się do przodu, po wielu minutach, dotarł wreszcie do psa.
W zasadzie chciał mu teraz powiedzieć: Tej przyjemności mogłeś mi
zaoszczędzić! Czy nie po-
trafisz nic innego, jak tylko sprawiać mi kłopoty? Co ty sobie w
ogóle wyobrażasz?
Nie powiedział jednak tego, tylko schylił się do Mukla. Wziął go
na ręce i mocno przytulił do
piersi. Psu oczywiście bardzo się to podobało.
Mężczyzna nie zauważył w tych ciemnościach, że pies cały oblepiony
był błotem i coraz mocniej
tulił go do siebie.
Ciężko oddychając, z poranionymi nogami, niósł do domu dygocącego
na całym ciele Mukla.
Szeptał mu przy tym do ucha: - Co ja z tobą mam! Nie rób tego więcej,
proszę cię, mój mały!
Pies wlepił w niego swój wdzięczny wzrok, zupełnie jak małe
dziecko i położył mu na ramio-
nach mokrą głowę, która muskała twarz mężczyzny. Ten po chwili,
pobrudzony błotem, wyglądał jak
klown.
- No tak, mój mały! W zasadzie powinienem się gniewać na ciebie,
ale się nie gniewam. Tylko
nie myśl sobie, że ci wszystko będzie wolno! Nie masz zupełnie serca.
Ostrzegam cię, że więcej to się
już nie może powtórzyć.
Tak rozmawiając mężczyzna dotarł z Muklem do domu i zaniósł go
bezpośrednio do łazienki na
piętrze. Na szczęście nie musiał przechodzić obok bawiących się
jeszcze na dole w piwnicy gości. Ci,
którzy byli w salonie na parterze, nawet nie zwrócili na niego uwagi.
Psa natychmiast starannie wykąpał, a Mukiel nie sprzeciwiał się
temu przymusowemu szorowa-
niu. Gdy pani po jakimś czasie zjawiła się w łazience, wyglądał nawet
na zadowolonego. Z uznaniem
pokiwała głową.
- Ale wam dobrze!
W zasadzie miała rację, choć mężczyzna nie przyznawał się do tego.
W końcu był karnawał
i wokół trwała zabawa, w której dzięki temu nie musiał brać udziału i
był z tego zadowolony.
5. Pierwsze wspólne wyjazdy na południe Europy.
Włochy! - oznajmił mężczyzna.
Cała rodzina, tak sobie tego życzył, miała wziąć udział w tej
wyprawie na południe. Również
mała córeczka i wciąż jeszcze niezupełnie dorosły Mukiel. Oboje zatem
byli traktowani jednakowo -
jak małe dzieci.
- Naprawdę proponujesz nam wspólny wyjazd do Włoch? - zapytała
żona, jakby nie dowierzała
jego słowom.
- A czy ty nie masz ochoty?
- Moglibyśmy poprosić moją matkę, żeby przez ten czas zaopiekowała
się dzieckiem i Muklem.
Na pewno się zgodzi i zapewni im dobrą opiekę - odpowiedziała.
- Widzę, że nie masz specjalnej ochoty na tę wyprawę?
- Jakbyś zgadł - przyznała bez wahania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]