[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś się ruszało. Uniósł włócznię i błyskawicznie dzgnął. Czubek uderzył w jakąś rzecz i
wyrzucił ją w górę jednym ruchem, uwalniając przy tym broń. Przez krótki moment, w
którym ostrze stykało się z nieznanym obiektem, poczuł ponownie tę falę zimna i gorąca, od
której zadr\ały jego dłonie, ale była znacznie słabsza ni\ poprzednio. Nieznana rzecz spadła
na trzcinową matę, a Conan pospieszył, by przyjrzeć się swej zdobyczy.
Za nim podą\yli pozostali.
Co to jest? Wą\? Czy to on ukąsił? spytał chłopiec.
Conan pochylił się nad wijącą się istotą, uwa\ając, by jej przypadkiem nie dotknąć.
Cielsko było długości jego ręki, a szerokie jak przedramię.
To nie wą\. Węgorz.
Jako\ w rzeczy samej, istota ta najbardziej przypominała węgorza, bardziej ni\ cokolwiek
innego, chocia\ ró\nił się od tych, które dotąd Conanowi zdarzyło się widywać. Ostatecznie
nazwa dobra jak ka\da inna.
Nigdy nie słyszałam o węgorzu, który byłby jadowity zastanowiła się Cheen.
Ja tak. Ale nie sądzę, \eby Jube został ukąszony. Ta istota ma jakąś nieznaną moc.
Mo\e nawet podobną do błyskawicy. Myślę, \e wystarczy jej dotknąć, by stracić \ycie.
Węgorz wił się i rzucał coraz słabiej, a\ wreszcie zaprzestał wszelkiego ruchu.
Dobrze podsumował Conan. Mo\e i jest magiczny, ale mo\na go zabić. Na
przyszłość jednak postarajmy się nie wpadać do wody.
Jeszcze raz spojrzeli wszyscy na nieszczęśliwego Jube a.
Blad otwierał pochód, testując podło\e niepewnymi stąpnięciami i ostrzem włóczni. Za
nim szedł Rayk, a na końcu Thayla.
Mę\u mój, nie sądz, \e chcę krytykować twój plan.
Ha!
& ale kontynuowała, ignorując ten wykrzyknik jak myślisz, co zrobimy, gdy ju\
dotrzemy do tego twojego zamku?
Coś wymyślę odparł Rayk.
To by było pierwszy raz.
Powstrzymaj swój język!
Czy mo\e myślisz, \e ty, Blad i ja będziemy szturmowali zamek i w dodatku
powstrzymamy jego właściciela przed zrobienie czegoś, na co najwyrazniej ma du\ą ochotę?
W trójkę?
Nie nadu\ywaj mojej cierpliwości.
Nie, Rayk. Ja po prostu szukam odpowiedzi. Doceniam wartość talizmanu Leśnego
Ludu, ale próba wytargania lwa za grzywę w jego własnej jamie nie jest zbyt mądra.
Powiedziałem ju\, \e coś wymyślą! Najpierw musimy tam dotrzeć i rozejrzeć się po
okolicy. I więcej nie chcę o tym rozmawiać. I ty te\ zamilknij!
Odwrócił się i Thayla mogła dalej przemawiać co najwy\ej do jego pleców.
Strona 67
Perry Steve - Conan wyzwoliciel
Na wszystkich bogów! Był znacznie większym głupcem ni\ kiedykolwiek myślała.
Zaprawdę miał chyba zamiar zabić ich wszystkich, a do tego nie mo\na dopuścić. Coraz
bardziej była przekonana, \e musi postawić na Blada. Gdy tylko nadarzy się sposobność,
musi porozmawiać z młodym Pilim i przekonać go, by wsadził włócznię w plecy Rayka. To
nie powinno być takie trudne. Potem we dwójkę mogą wrócić do domu. Gdy Rayk będzie
martwy, to wszystko stanie się znacznie łatwiejsze. Ostatnio stał się zbyt arogancki i
mę\czyzna, który odnosiłby się do niej z szacunkiem, byłby całkiem miłą odmianą.
Oczywiście nie mógł to być Blad. Wprawdzie nale\ał do niej ciałem i duszą, ale nie mogłaby
ufać komuś, kto wiedział tak du\o. A Blad wiedział za du\o. No dobrze, na to nic nie mo\na
było poradzić. Jeśli chciała prze\yć, musiała dokonywać trudnych wyborów. Nie mo\na mieć
wszystkiego, ale mo\na próbować mieć jak najwięcej.
Gdzieś z przodu do ich uszu dobiegło jękliwe zawodzenie jakiejś istoty i było w tym głosie
coś takiego, co zarazem przyciągało i odrzucało. Thayla nigdy nie słyszała podobnego
dzwięku. Gdyby była zmuszona go opisać, powiedziałaby, \e było to coś pomiędzy wyciem
wilka, płaczem kobiety a mo\e jeszcze odgłosem bagiennej czapli. I było to bardziej zbli\one
do dziwacznej pieśni ni\ do skowytu.
Przez jej ciało przebiegł dreszcz.
Trzej Pili zatrzymali się.
Co to było? spytała Thayla.
A skąd mam wiedzieć? Siedzieliście na tych śmierdzących bagnach dokładnie tyle
samo czasu, co ja.
Sprawdzimy? spytał Blad.
Rayk i Thayla odpowiedzieli mu równocześnie:
Nie to był głos królowej.
Tak zawtórował głos króla. Mo\e to się nam przyda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]