[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie. Od kobiet nie wymaga się aktów przemocy. To specjalność
mężczyzn. Jeśli chcesz złapać zapalenie płuc, rób jak chcesz. Tylko
żebyś pózniej nie żałował.
- No dobrze. Jeśli nie chcesz mi pomóc, trudno.
- Brett uśmiechnął się. - Ale mogłabyś przynajmniej nakryć do
stołu. Noże i widelce są w szufladzie. Zjemy w kuchni. Pieczony
kurczak i sałatka nie zasługują na większe względy.
Sara pokiwała głową.
- Masz zamiar się przebrać - zaczęła rozdrażniona - czy będę jadła
kolację patrząc, jak koszula lepi ci się do ciała?
-Przyznaj, że to fascynujący widok - zażartował Brett.
- Jak dla kogo - odparła Sara.
Obróciła się na pięcie i podeszła do piecyka. Trochę się
54
RS
zarumieniła, więc wolała, żeby Brett niczego nie zauważył.
Piętnaście minut pózniej siedzieli przy małym stoliku kuchennym.
Ich kolana dotykały się lekko. Brett miał na sobie powyciągany
sweter i znoszone dżinsy. W nich czuł się najlepiej. I trzeba przyznać,
że wyglądał świetnie. Jedli szybko, rozmawiając o Tonym, o
pogodzie, o przeprowadzce i związanych z nią kłopotach. Kiedy
skończyli, Brett poprosił Sarę, żeby niczego nie ruszała ze stołu.
Chciał się tym zająć pózniej.
Poprosił ją do pokoju. Pokój był duży, ale ciasny. Pod ścianami
piętrzyły się stosy pudeł i kartonów, których Brett nie zdążył jeszcze
rozpakować. Usiąść można było wygodnie tylko na starej kanapie,
przy której stał mały stolik z klonowego drewna. Brett usiłował
przygotować pokój na przyjście gościa - pomyślała Sara - ale nie
wysilił się zbytnio.
Usiadła na kanapie i z leżącej na podłodze sterty podniosła
pierwsze z brzegu pismo. Okazało się, że jest to magazyn o
zwierzętach egzotycznych. Pewnie należał do Tony'ego. Sara
słyszała, jak Brett krząta się w kuchni i ani rusz nie mogła się skupić
na tym, co czytała. Zwłaszcza że w artykule pisano o chirurgii kotów
drapieżnych, co nie wydawało się jej szczególnie zajmujące. Myśli
Sary biegły bez przerwy ku mężczyznie w kuchni, iskra, jaka
przebiegła między nimi, gdy wchodzili do domu, nie dawała jej
spokoju.
Co właściwie czuje do niego? Swoim zachowaniem Brett nie
sprawiał żadnych kłopotów. %7łartował z niej trochę, kilka razy uniósł
się, raz delikatnie pocałował w usta. To wszystko. Czego się więc
obawiała? Najwyrazniej lękała się własnego podekscytowania, kiedy
był w pobliżu. Na przykład teraz, gdy wszedł do pokoju niosąc dwie
filiżanki gorącej kawy - wiedziała, że usiądzie przy niej.
Brett postawił filiżanki, rozlewając kawę na stolik. Nie czekając na
zaproszenie, siadł obok niej. Przeciągnął się i musnął ręką je włosy.
Zerwała się jak oparzona.
- Co się stało? - spytał łagodnie, patrząc jej prosto w oczy.
-Przecież dogadaliśmy się: nie proszony nie gryzę.
55
RS
Sara z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Tak, oczywiście - powiedziała ze sztucznym spokojem. - Nie
lubię tylko, kiedy się mnie dotyka.
Spojrzała na niego nieśmiało i wydało się jej, że widzi w oczach
Bretta skrywany smutek. Zdziwiła się. Miała go do tej pory za
dziarskiego, pewnego siebie mężczyznę. Niezbyt skomplikowanego
mężczyznę, dodała w duchu.
- Nie chciałam cię dotknąć - wymamrotała.
- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
- Owszem - odrzekła cicho.
- Naprawdę? Zaskakujesz mnie. Więc dobrze. Nie czuję się
urażony.
- Więc mam nadzieję, że...
- Nie uraziłaś mnie, bo nie mówiłaś prawdy - przerwał Brett i
delikatnie dotknął jej szyi. - Dobrze znam kobiety, które nie lubią,
kiedy się je dotyka. Ty nie jesteś jedną z nich. W gruncie rzeczy jesteś
kobietą namiętną, która czeka tylko, by zacząć żyć pełnią życia.
Prawda? Dlaczego udajesz przede mną zimną, wyniosłą damę, Saro?
Spojrzenie Bretta przygwozdziło ją.
- Wcale tak nie jest - odparła sina ze złości. - Czy nigdy nie
przyszło ci do głowy, że choć jedna kobieta na świecie może nie
chcieć paść w twoje ramiona?
Popatrzył na nią lodowato.
- Owszem, przychodziło mi to często do głowy. Mówiłem ci, że
znam takie kobiety. Ale odniosłem wrażenie, że ty jesteś inna. %7łe pod
tą twoją powściągliwością, pod chłodem i rezerwą kryje się szczere
złoto. Najwyrazniej myliłem się. Przepraszam.
- Przepraszasz? - zdziwiła się. - Za to, że nazwałeś mnie szczerym
złotem?
- Nie. Za to, że nazwałem cię kobietą namiętną. Odwróciła głowę.
Kiedy znów na niego spojrzała, nie dostrzegła już w jego oczach
gniewnych błysków. Miejsce złości i pogardy zajął w nich smutek.
- Przepraszam, Brett - powiedziała powoli. - Moja wina. Wzięłam
cię za kogoś innego. Nie jesteś aroganckim twardzielem. Mam
56
RS
wrażenie, że ktoś cię skrzywdził.
Brett machnął ręką. Każdego ktoś skrzywdził, nie ma o czym
mówić. Przeżyję to jakoś. A ty? Jak to właściwie jest z tobą? Dlaczego
udajesz Królową Zniegu?
Dotknął w niej struny najdelikatniejszej. Nie chciała, by dotykał jej
ktokolwiek. Ale po raz pierwszy w życiu zapragnęła opowiedzieć
komuś o swoim nieszczęściu. Zwierzyć się. I to nie rodzinie. Komuś
obcemu.
Pogładziła czarną wełnę swetra na ramieniu Bretta. Gdy zdała
sobie sprawę z tego, co robi, natychmiast cofnęła rękę. Brett
uśmiechnął się czule i położył jej dłoń na swoim sercu.
- Tutaj - powiedział cicho. - Było miło, prawda? Było miło. Lubiła
szorstki dotyk wełny, lubiła czuć jego ciało blisko, pod palcami.
Potrząsnęła głową bez słowa.
- Chcesz mi opowiedzieć o wszystkim, Królowo Zniegu?
Nie drwił z niej. Dawał tylko do zrozumienia, że chce pomóc. Była
tego pewna. Gdy zajrzała w złociste oczy, nic nie mogło jej już
powstrzymać.
- Nie zawsze byłam Królową Zniegu, Brett - powiedziała tak cicho,
że ledwie słyszał jej słowa. - Widzisz, kiedy miałam siedemnaście lat,
chciałam wyjść za mąż. - Zawahała się, lecz po chwili namysłu
ciągnęła dalej. - Chciałam wyjść za mężczyznę, którego bardzo
kochałam.
- Mów dalej - powiedział Brett. Zwilżyła wargi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]