[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kiedy wrócisz?
- Nie przed końcem tygodnia. Właściwie chciałem zadzwonić do ciebie dziś
wieczorem, żeby ci powiedzieć, że jesteś cudowna i że bardzo za tobą tęsknię.
- Co mam robić z tym dzieciakiem? Nie mogę jej pozostawić samej sobie, kiedy cię
tu nie będzie.
- Może zamieszkałaby u ciebie? Pokieruję tak moimi sprawami, żebym mógł
wyjechać już w piątek.
- A co powiedzieć, jak zadzwoni jej matka? Co zrobić, gdy przyjedzie po córkę?
- Nie martw się. Załatwię to. Proszę, nie pozwól Jo odjechać, zanim jej nie zobaczę.
Zrób to dla mnie!
- Dobrze, Tom. Zajmę się nią.
- Dziękuję. Najpózniej w piątek wieczorem będę u ciebie. Muszę się trochę
zaopiekować ojcem, w końcu nie jest już młodzieniaszkiem. Jane, kocham cię. I
tęsknię za tobą.
- Mnie też ciebie brakuje, Tom. Chciałbyś porozmawiać z Jo? Tom zawahał się
przez chwilę. - Chętnie.
- Dobrze, zaraz ją poproszę. A więc do piątku. Nie mogę się już doczekać.
Dziesięć minut pózniej Jo przyszła do kuchni.
- Pomogę pani. Tata opowiedział mi o pani złych nawykach jedzeniowych, o tym, że
jada pani bardzo nieregularnie i prosił, żebym nad panią czuwała.
- No tak, to do niego podobne.
- Jane - Jo patrzyła na nią uważnie. - Jak blisko jest pani z moim ojcem? Naprawdę...
Co Tom naopowiadał Jo?
- Jesteśmy po prostu sąsiadami, dlaczego pytasz?
- Prosił mnie, żebym była miła dla pani, chciałabym więc zorientować się, co was
łączy.
- Czysto sąsiedzkie stosunki - Jane zajrzała do lodówki. - Sprawdzmy, co też tam się
znajdzie do jedzenia.
- O, dobry pomysł! Pani jest za chuda. Musi się pani lepiej odżywiać.
Jane roześmiała się. - Mimo, że wychowałaś się z dala od ojca, zachowujesz się
zupełnie jak on.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Zewnętrznie też jesteście do siebie bardzo podobni.
- Wiem. Mama mówiła, że każdego dnia przypominam jej o ojcu. Ale nie mówiła
tego w formie komplementu. Ona go nienawidzi.
- Nie mogę sobie tego wyobrazić!
- To dlaczego nigdy nie wspominała o Ustach od niego, w których pytał o mnie?
Nienawidzi go, jestem tego pewna.
- Nie przesadzasz, Jo? Na pewno twoja matka miała jakiś powód, żeby ci nie
wspominać o tych Ustach. JeżeU rzeczywiście tak było.
- Nie zna jej pani i nie wie, jaka ona potrafi być podła!
- Masz rodzeństwo?
- O, tak. Mam dwie słodkie, małe siostry, obie bardzo podobne do mamy. Wysokie,
szczupłe i jasnowłose - złote skarby mamy. Zawsze umie je usprawiedliwić, żeby
nie wiem jak broiły.
Jane była wstrząśnięta goryczą tych słów.
- Nie lubisz ich?
- No nie, nie są takie najgorsze, a w końcu nie mogą nic na to poradzić, że to mnie
mama obwinia o wszystko.
- Słuchaj, Jo, czy ty czasem nie krzywdzisz matki...? Jo potrząsnęła głową.
- Mama potrafi być prawdziwą jędzą. I naopowiadała mi kłamstw
0 tacie.
- Skąd wiesz?
- Mogę tego dowieść. W zeszłym tygodniu wyłowiłam ze skrzynki Ust od taty.
Ja...ja go otworzyłam. Wiem, że nie powinnam była tego robić, ale po prostu
musiałam. Dlatego, że zaciekawiło mnie, co ma nam do powiedzenia po tylu latach
milczenia. W kopercie był czek
1 list, w którym prosił o moje zdjęcie. Pisał, że zgodził się co prawda trzymać ode
mnie z daleka, ale chciałby przynajmniej wiedzieć, jak wyglądam i jak mi się
powodzi.
Jane patrzyła ze współczuciem na dziewczynę, która siedziała naprzeciwko niej.
- Ale to jeszcze nie wszystko - kontynuowała Jo cicho. W tym Uście była koperta
zaadresowana do mnie. Otworzyłam ją i... wie pani, co w niej było? Czek na dwa
tysiące dolarów. Nagroda za maturę.
Jane uniosła brwi ze zdziwienia.
- Tata napisał jeszcze do mnie kilka słów. Zapraszał, żebym go odwiedziła, jeśli
będę miała na to ochotę i... że rozumie, dlaczego nie odpowiadam na jego listy. I że
jeśli na ten też nie odpowiem, to on to też zrozumie.
- A więc pisał do ciebie już wcześniej?
- To właśnie wywnioskowałam z tego listu. To znaczy, że do tej pory mama chowała
przede mną korespondencję od ojca - Jo wyprostowała się jak świeca i spojrzała
Jane prosto w oczy. - Zrealizowałam więc czek i... przyjechałam!
- No właśnie, przyjechałaś. Ale twoja matka na pewno bardzo się o ciebie martwi.
Rozumiem twoje oburzenie, powinnaś jednak ją zawiadomić, co się z tobą dzieje.
Nie możesz przecież tak po prostu zniknąć.
- Nie zadzwonię! Poza tym tata obiecał, że to z mamą załatwi. No, to na pewno
będzie miła rozmowa. Zrobię herbatę, dobrze? - Jo zmieniła temat.
- Miła propozycja. A ja się przebiorę - Jane pobiegła na górę.
- Z cukrem? - zawołała Jo.
Jane przestraszyła się tak, że aż drgnęła. Od trzech lat przyzwyczajona do
samotnego życia, nie umiała się tak od razu przestawić na obecność kogoś innego w
domu.
- Nie, dziękuję, piję tylko z cytryną - odparła, przebierając się w lekką bawełnianą
bluzeczką i szorty.
- Zrobiłam już dla nas po kanapce i... Jo urwała, przypatrując się Jane z litością.
- Coś nie tak?
- Tata ma rację. Potrzeba pani trochę więcej ciała na te kości! Jane skrzywiła się. No
nie, teraz ona zaczyna! - Ale to miłe, że
przygotowałaś te kanapki. Spojrzała na zegar.
- Ojej! Najwyższa pora, żeby nakarmić kota.
- Jakiego kota?
- Dżyngis Chana, kota twojego ojca, chociaż on zaprzecza, że jest jego
właścicielem. Ale najlepiej będzie, jak ci sam opowie tę historię. Chodzmy
nakarmić tego drapieżnika.
Za chwilę Jo trzymała w objęciach mruczącego z zadowoleniem kota. Głaskała go
pieszczotliwie. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Może jednak tu zostanę? Będę się nim opiekować - powiedziała błagalnie.
- Obiecałam Tomowi, że zamieszkasz u mnie. Ale jeśli ci tak na tym zależy,
możemy zabrać ze sobą kota.
Rozpromieniona Jo uroczyście wniosła Dżyngis Chana do jego nowego domu. Jane
pomyślała, że obecność Jo narzuciła jej niejako rolę matki. Było to całkiem
przyjemne uczucie.
- Czy mogę prosić o klucz do domu taty? Zapomniałam torby - Jo postawiła kota na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]