[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciebie atakuje wszystkie.
Tego nie powiedziałam.
Och, nie musisz nic mówić. Widzę to w twoich oczach.
Masz bujną wyobraznię.
Czyżby? A co z pracowniczą imprezką? Zdecydowałaś już?
Claire ulżyło, że Nora porzuciła niewygodny temat. W towarzystwie Aleksa czuła się
kobietą godną pożądania, a nie tylko koleżanką z pracy. Póki co zachowa tę informację dla
siebie. Bóg jeden wie, jak wykorzystałaby ją przyjaciółka.
Jeśli zaś chodzi o świąteczne przyjęcie, kto chce, niech sobie pląsa i popija. Dla niej z
Bożym Narodzeniem splotła się nierozerwalnie śmierć męża.
Może zgłoszę się do grupy sprzątającej odparła. Wpadłabym po imprezie. Albo na
przykład w niedzielę rano. Nie miałabym wtedy problemu z szukaniem opiekunki.
I tak musiałabyś zajrzeć choć na chwilę.
Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.
Grieg zauważy, i wszyscy z naszej grupy. Posłuchaj, to ci dobrze zrobi.
Dobrze to by mi zrobił szpinak i wątróbka. A jakoś przeżyłam bez nich już prawie
trzydzieści lat.
Pamiętasz, że masz zostawić za sobą przeszłość i patrzeć przed siebie?
Claire westchnęła.
Jeżeli jeszcze raz, kiedy będziesz chciała mnie do czegoś skłonić, wykorzystasz
przeciwko mnie moje własne słowa... Zawiesiła głos na ostrzegawczej nucie.
Jak mam nie skorzystać z broni, którą sama mi podarowałaś? Kazałaś mi pilnować,
żebyś dotrzymała postanowień. Ja tylko wypełniam swoją część umowy. Przecież przez
pozostałe jedenaście miesięcy w roku chodzisz na imprezy. Dlaczego akurat nie w grudniu?
Bo nie mogę padła odpowiedz. W głębi serca czułaby, jakby świętowała śmierć męża.
Twoich teściów tu nie ma i nikt nie będzie oceniał twojego postępowania. Jeżeli mają
ochotę zamykać się jak pustelnicy na cały okres świąt, ich prawo. Nie możesz się poświęcać i
żyć po to tylko, żeby ich zadowolić.
Claire wykrzywiła usta w uśmiechu. Nora patrzyła na nią przenikliwym wzrokiem.
Wcale tak nie żyję. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa.
Im dłużej będziesz to odkładać, tym będzie ci trudniej ostrzegła przyjaciółka.
Niektórych spraw nie można przyspieszyć.
Na horyzoncie pojawiła się Roberta. Siwiejące włosy recepcjonistki zawsze były w
nieładzie. Claire podejrzewała, że gdyby musiała bez przerwy odbierać telefony i zajmować
się tysiącem spraw naraz, wyglądałaby podobnie.
Rozmawiacie o pośpiechu? A wiecie, że poczekalnia pęka w szwach? Znam takich, co
chcieliby wyjść stąd przed zmrokiem.
Claire umieściła ostatnią kartę w przegródce.
Już lecimy.
Kilka minut pózniej zawołała na widok znajomej twarzy:
Eddie! Jeszcze pani nie urodziła?
Edwina Butler była trzydziestopięcioletnią brunetką. Dwoje poprzednich dzieci poroniła
w czwartym miesiącu ciąży. Tym razem dociągnęła już do trzydziestego szóstego tygodnia i
wszyscy wstrzymywali oddech.
Eddie uśmiechnęła się szeroko.
W zeszłym tygodniu doktor Ridgeway powiedział: lada dzień, więc mam nadzieję, że
nie przenoszę ciąży.
Jej mąż, Joe, pomógł jej wejść na wagę. Towarzyszył żonie podczas wszystkich wizyt.
Zyskał za to wielkie uznanie w oczach Claire. Nie znała dotąd mężczyzny, który tak by się
troszczył o ciężarną żonę. Swoją drogą, pragnął tego dziecka.
Ja też wtrącił. To czekanie chyba mnie zabije.
Uśmiech na jego twarzy dowodził czegoś wręcz przeciwnego.
Dobra wiadomość oznajmiła Claire. Nie przybrała pani ani grama. Pewnie
zrezygnowała pani z lodów.
Bo mi kazał. Spojrzała na męża. %7łyję wodą i sałatą. Ale obiecał mi przynieść
największą bombonierkę, jak urodzę.
A nie czerwone róże? żartowała Claire, prowadząc ich do pokoju dla ciężarnych.
Nie. Eddie była stanowcza. Albo czekoladki, albo niech mi się nie pokazuje na
oczy.
Claire zmierzyła przyszłej matce ciśnienie.
Dziecko dużo się rusza?
Bez przerwy. Prawdziwa z niej wiercipięta.
Z niego poprawił Joe.
Nie znacie płci dziecka? Eddie pokręciła głową.
Nie chcieliśmy, bo gdyby coś poszło nie tak...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]