[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Coś około dziewięćdziesięciu ośmiu procent. Boria całkiem mnie
zaskoczył.
Jaka moc strumienia?
Normalnie dwieście karatów na sekundę, ale w szczytach dochodziło do
sześciuset.
Byłbyś w stanie zbudować od zera podobny sprzęt? O mało nie
zacząłem zacierać rąk z zadowolenia.
Nie, zajmowałem się zabezpieczeniem oprogramowania i kalibracją
amuletów. A do budowy trzeba całej technologii.
Niedobrze powiedziałem z rozczarowaniem. Zdajesz sobie sprawę, że
to znacznie osłabia twoją wartość jako konsultanta. Może zorientowałeś się chociaż,
skąd do was dociągnęli tę nitkę?
Nie mam pojęcia, mówiłem przecież! Nikt prócz Gromowa nie wiedział.
Kiedy do nas przyszedł, wszystko się zaczęło. Bractwo nie dało rady nic w tej
sprawie wyjaśnić.
Poczekaj. Podrapałem się w ucho. Bractwo było zainteresowane linią
energetyczną?
Wiele rzeczy ich interesowało i ona także. Ostatnio naszych zaczęli łapać
wprost na ulicy.
No i co? A powiedz, Boria, gdyby dostać oprzyrządowanie, jesteś w stanie
je ustawić?
To już zależy od warunków pracy. Jeśli się dogadamy, czemu nie?
Kulawy znów się ośmielił, zdając sobie sprawę ze swojego znaczenia.
Najpierw ustaw, co trzeba, a potem się będziesz targował usadziłem go.
Przekażę cię poważnym ludziom, jeśli się zbłaznisz, słońca więcej nie zobaczysz.
A dasz radę się dobrze zarekomendować, będziesz miał pracę zapewnioną do końca
życia.
A gdzieżeś mnie przywlókł? zainteresował się, zupełnie chyba już
uspokojony.
Dowiesz się. Popatrzyłem na niego bez cienia sympatii. Słowa Hamleta
zbyt głęboko zapadły mi w duszę. Gdybym to zobaczył na własne oczy, chybabym
gada ubił. Pewnie i tak bym go wykończył, jednak był potrzebny. Na razie.
Zostawiłem Kulawego siedzącego na łóżku, podszedłem do drzwi i kilka razy
przyłożyłem w nie z buta. Po piątym kopnięciu zazgrzytał zamek i wypuścili mnie do
holu.
Ku mojemu zdziwieniu rozłożony na kanapie Napalm najspokojniej w świecie
palił sobie, strząsając popiół do filiżanki, i paplał o czymś z Generałowem.
Spacerujący z kąta w kąt Mścisław nie uczestniczył w rozmowie.
Cóż mogę powiedzieć. Zatrzymałem się obok niego. Dostaliście
potrzebnego specjalistę, pozostało tylko zatroszczyć się o technologię.
Komunard? Pomocnik Dominika popatrzył w stronę pokoju gościnnego.
Ma na imię Borys, pracował z odpowiednią techniką. Tylko jedno jak
już będziecie od Drużyny wyciągać sprzęt, sami wiecie, kogo trzeba przyhaczyć.
Poradzimy sobie uspokoił mnie Mścisław.
Wyciśnijcie go jak cytrynę poradziłem i machnąłem na Napalma.
Idziemy!
Piromanta wrzucił niedopałek do filiżanki i poszedł za mną do wyjścia, a
uśmiechnięty Mścisław rozkazał jednemu z dyżurnych odprowadzić nas do bramy.
I jak, udało się? Napalm zapalił nowego papierosa, kiedy wyszliśmy za
bramę i stanęliśmy na skrzyżowaniu.
Nie za dużo jednak palisz? Nie chciałem odpowiadać.
Głód nikotynowy, nic innego. Zaciągnął się. Przecież wiesz: kto pije i
pali...
Ale piwa nie chciałeś. Rozejrzałem się. Może pójdziemy do
Topoli ?
Chodzmy zgodził się. Cholera, wiedziałem że ze śniadania będą nici.
Nie jęcz. Skrzywiłem się od zapachu tytoniu. Którą mamy?
Dochodzi dwunasta.
No to chodz do Kogla-Mogla zaproponowałem. A tak w ogóle od
kiedy znasz Gorodowskiego?
Jakoś zdarzyło nam się poznać. Napalm odwrócił się. On mnie
ostrzegał przed takimi jednymi, a ja nie posłuchałem.
I co?
I nic. %7łyję, jak widzisz.
Nieco poweselały piromanta zaproponował, żeby nie iść do Bulwaru
Południowego, ale na przełaj i po krótkim namyśle zgodziłem się z nim. Chociaż ten
rejon znałem dość słabo, ale z Napalmem nie powinienem zabłądzić. A i prościej
przejść cichymi zaułkami, bo na pewno i Bulwar Południowy, i Czerwony Prospekt
zamknęła Drużyna. To im robótki sporo przybyło...
Do Topoli dowlekliśmy się dopiero koło trzeciej. A dowlekliśmy się, trzeba
powiedzieć, bardzo ociężali karmili w Koglu-Moglu niesamowicie suto.
Wprawdzie zdzierali straszne pieniądze, ale to już inna sprawa. Szkoda tylko, że w
knajpie nie było ani Sielina, ani Hamleta, bo chciałem z nimi uściślić jeszcze parę
rzeczy. Ale jak nie, to nie. Jeszcze się zobaczymy.
No i gdzie teraz? Napalm beknął. Niby takie z niego chuchro, istny
model chudziaka, a zjadł trzy razy tyle co ja. I gdzie się to w nim wszystko mieści?
Patrz, Wietricki z Krylową już się przechadzają, zaraz się dowiemy.
To dobre! zarżał piromanta. Jesteś dowódcą, a o miejsce spotkania
mamy pytać Romea i Julii?
Nie, ale możesz, jak chcesz, polecieć do Griszy...
Dobra. Napalm od razu przestał się śmiać. Chodz zapytać.
Cześć! Wiera pomachała nam. Jej plecak z rzeczami i schowana do
pokrowca snajperka leżały przy wejściu do wartowni. Obok znajdowały się manatki
Nikołaja. Jak humory, chłopcy?
Chłopcy to u szewca gwozdzie w zębach prostują burknął Napalm,
ściskając wyciągniętą dłoń Wietrickiego.
Masz fajki? Mnie Kola demonstracyjnie zignorował.
Przyjechali kowboje, każdy pali co swoje skrzywił się Napalm, ale wyjął
paczkę.
Zostawiłem w pokoju. Wietricki wziął papierosa.
Wiera, widziałaś może Grigorija? Podszedłem do dziewczyny.
Już tutaj jest, kazał na was zaczekać. Mamy zebranie w małej sali
konferencyjnej.
No to czego jeszcze tutaj sterczymy? Odwróciłem się do palaczy.
Idziemy!
Mała sala konferencyjna okazała się średnich rozmiarów pomieszczeniem na
parterze najbliższego wartowni bloku Topoli . Pokój był kwadratowy, z oknem
pomalowanym na biało, cały zastawiony ławkami, a pod jedną ze ścian przytuliła się
zwyczajna szkolna tablica. Kiedy weszliśmy, prawie wszystkie miejsca były już
zajęte, więc zatrzymaliśmy się w progu, a ja uważnie obejrzałem zgromadzonych.
Nie, prawie wcale nie przybyło nowych twarzy. Wiaczesław z SWB o coś
męczył obłożonego papierami Grigorija, dwóch karków ze służby siłowego wsparcia
spokojniutko siedziało na parapecie. Aomow, Gricko i Szmidt zajęli jedną z ławek w
ostatnim rzędzie, niedaleko od nich zasiadł kierowca furgonetki, którego imienia nie
miałem okazji poznać. Ale gimnazjonistów tym razem pięciu do Oleżki
Kuzniecowa i nekromanty dokooptowano jeszcze trzech czarodziejów. I po co ich
tylu? Co dziwne, nikogo z drugiej grupy operacyjnej dzisiaj nie widziałem.
Wszyscy przyszli? Piegowaty oderwał się od dokumentów.
Wszyscy. Syknąłem na przystawiającego się do Wiery piromantę i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]