[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodzin.
Uzale\nione są od nastroju alkoholika.
Są więc powroty wesołe, buńczuczne, posępne, roztańczone, łzawe, złe, wściekłe
i inne, nazwijmy je umownie - aktorskie.
W tych ostatnich zapicie całkowite jest niewskazane, gdy\ zamazuje obraz gry.
Gra zaś jest potrzebna w celach przebłagania, przeproszenia, zwrócenia uwagi,
wywołania współczucia, litości, miłości i wielu podobnych zagrywek na uczuciach
oczekujących.
Powróciłem do domu w odmianie nastroju wstrzemięzliwego.
Był to mój powrót osobisty, przeze mnie wymyślony i zastrze\ony w aktorskich
gierkach.
Takie ni to, ni sio.
Trochę melancholijnego smutku, podmalowanego odcieniem rozpaczy, szczypta
filuterności w przerywnikach, by nastroju oczekujących nie uczynić zbyt
posępnym.
Teraz następowała cisza, w której obserwowałem wra\enie, jakie wywołałem.
Zale\nie od wniosków, wskakiwałem na kobyłkę optymizmu lub byka pesymizmu.
Często się udawało, tym bardziej, \e wskutek mych wygłupów i Miśka zaczynała
radośnie poszczekiwać.
Strzelałem na nią kątem oka, oczekując szczekliwej reakcji, drugim kątem
obserwowałem moje panie.
Nadzieja i Aunka na razie cokolwiek się rozchmurzały i dom nabierał dla mnie
jakiej takiej, choć pijanej stabilizacji.
Czekała mnie jeszcze cię\ka droga, ale w aurze optymizmu, łatwiejsza.
Tym razem tak nie było.
Nastrój wstrzemięzliwości prysnął, gdy stanąłem pod drzwiami.
Poczułem się znów łachmanem.
Rozmawialiśmy z Nadzieją długo.
Strona 89
16474
Dopóki trwał we mnie szum alkoholu, wydawało mi się, \e mówię mądrze.
Starałem się siebie trochę podświetlić.
Ale szum mijał i ja tępiałem, ogarniało mnie przygnębienie z powodu tego, co
zrobiłem.
Dopiero słowa Nadziei dodały mi otuchy.
- Przemyślałam twe rozdra\nienia i dzisiejszy finał.
Muszę ci coś wyznać.
Pojedziemy na kolację...
- W "Burym Kocie" bawiłem się doskonale.
Pozwoliła mi zamówić alkohol.
Sama nie piła nigdy.
Tańczyliśmy.
Nie upiłem się.
Starałem się zachować miarę.
Byle być ciągle podekscytowany alkoholem.
Po kolacji powiedziała: - Musisz się leczyć...
Pierwsze picie mogło mieć zły finał.
Mogłem zostać po prostu wyproszony z domu.
Wtedy byłbym skończony.
Nadzieja musiała to przewidywać.
Mo\e nie byłem jeszcze zadomowiony w jej sercu jako ktoś najbli\szy, ale jako
człowiek na pewno.
Zadecydowała jej odwaga, rozsądek i wiara.
O sercu, o miłości mo\na mówić prawdę i tylko prawdę, gdy prze\yło się z kimś
całe \ycie.
Od początku do końca.
W pomyślności i w burzach.
Prawdziwa miłość nie bywa liryczna ani szalona.
Gdy zdarza się, \e zawodzi serce i powinna odejść, rozsądek prosi o jeszcze
jedną próbę.
Trwa w smutku i radości.
Nie opuszcza beztrosko dla własnych celów wybranego człowieka, choćby wpadł w
nieszczęście.
Taka była miłość Nadziei...
śycie oddalało mnie od serca matki.
Miałem teraz przyrodniego brata.
Jego dzieciństwo było zbyt wielkim kontrastem w stosunku do mego pijaństwa.
Zrozumiałem to i musiałem się z tym pogodzić.
Z bólem nie ujawnianym i dlatego gorzkim.
Byłem raz świadkiem dziwnego zdarzenia.
Ktoś pijany niespodziewanie rozbiera się do naga.
Oczy mu błyszczą, ale jest spokojny.
Wannę w łazience wypełnia stosem brudnej bielizny i pościeli.
Nalewa wody.
Rozpala w kuchni.
Ciągle nagi, defiluje przed domownikami między łazienką i kuchnią.
Nic nie mówi.
Oni, wystraszeni, nie pytają.
Włazi do wanny i zaczyna niby to pranie.
Po chwili wychodzi, niesie niby to wypraną bieliznę do kuchni i rzuca na
rozgrzaną blachę.
Najprawdopodobniej w celu jej wysuszenia.
Coś jest nie tak.
Teraz przyczajeni w korytarzu domownicy wpadają do kuchni i zabierają z blachy
parujące rzeczy.
Nagi zauwa\a to, zaczyna się pościg nagiego i ucieczka domowników.
Błyszczące oczy dają znać o sobie.
Nagi chwyta w kuchni nó\.
To ju\ nie przelewki.
Pogoń przenosi się do ogrodu.
Nie ma tam pokrzyw i śmiechu, \e nagi w pokrzywach, jest natomiast strach.
Młody człowiek łapie ogrodowe krzesełko i stuka nagiego w głowę.
Przerwa w \yciorysie nagiego.
Bez przenośni wpada on w maliny i przez chwilę do przyjazdu pogotowia tam
pozostaje.
Na drugi dzień telefon.
Poznaję skacowany, ochrypły głos nagiego.
Ze szpitala.
Strona 90
16474
Mówi prosząco: - Na litość, przynieś coś, bo zdechnę.
- Kupiłem dwa wina, przelałem w butelki po oran\adzie i zaniosłem do szpitala.
Człowiek ten, od lat uwa\any za alkoholika, od czasu wyjścia ze szpitala nie
pije.
Mało tego.
Właśnie \e pije, w soboty czy na urodzinach - dwa, trzy kieliszki i basta!
Poniewa\ był bliskim kuzynem, mam z tego powodu ciągłe wymówki.
- Widzisz, on mógł, a ty?
- I naprawdę intryguje mnie ten człowiek.
Jak on to robi?
A mo\e był pijakiem, nie alkoholikiem...?
Dowiedziałem się pózniej, jak było z nagim w szpitalu.
Ale to nie rozjaśniło mych wątpliwości.
Otó\ lekarz przy wyjściu powiedział mu: - Jest pan na progu cię\kiej choroby
psychicznej.
Wypije pan ćwiartkę i do końca \ycia za kratami u wariatów!
- Jeśli był alkoholikiem, wątpię, by się przeraził tą przepowiednią.
Strachem trudno poskromić pragnienie w nałogu.
Mo\e wiarą?
To bardziej prawdopodobne, \e uwierzył słowom lekarza.
Nigdy nie widziałem, by wypił więcej ni\ ćwiartkę.
Nie wzięto mnie tu z zarzyganego barłogu, przyszedłem sam ze schludnego
mieszkania.
Obawę wnet rozwiewa widok czystych sal i porządnie zasłanych łó\ek.
Na zewnątrz wieś w mazowieckich kopcach śniegu.
Pod nią rozległy, otoczony murem park zamkowy.
W nim du\y budynek gospodarczy dawnego pałacu.
W nim my.
W nas - choroba!
W pokojach cisza.
To bardzo mnie cieszy.
Lubię ciszę.
I, jak widać, nawet posępność nie musi być krzykliwa.
Wszyscy przyje\d\ają tu po ratunek.
Z pogranicza wytrzymałości fizycznej i psychicznej.
Otępiali, apatyczni, w depresji lub nawet prostracji.
Tak\e nie czuję się lepiej od innych.
Jestem we władzy przygnębienia.
Myśli o przeszłości, o przegranym \yciu.
Zawsze te same, gdy nadchodzi czas trzezwienia i leczenia.
Czas pokuty...
Pierwsza rozmowa z dyrektorem, inicjatorem i twórcą ośrodka.
Od podstaw, bez tradycji w tej dziedzinie, bez doświadczeń.
Szpakowaty, starszy, szczupły pan w okularach, o ujmującym uśmiechu.
Po latach nieszczęśliwi w nałogu nazywać go będą ojcem, człowiekiem o gołębim
sercu.
Taki te\ był.
Doskonały znawca zagadnień choroby alkoholowej i psychiki alkoholików.
Rozmowa z nim pozostawiła we mnie głęboki ślad.
Nie z powodu prawd usłyszanych o sobie, z których większość znałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl