[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co jej zrobił.
 MiaÅ‚aS ten opal od pocz¹tku, prawda? Przez te wszystkie lata,
które strawiÅ‚em na jego poszukiwaniu, le¿aÅ‚ sobie spokojnie w Lodowej
Pannie, tak?  jego niski, schrypniêty gÅ‚os przypominaÅ‚ warczenie.
A¿ kopnêÅ‚a parokrotnie koÅ‚drê ze zdenerwowania.
 MarzyÅ‚am o tym, ¿eby ci go pokazaæ! Mój ojciec znalazÅ‚ go latem
tego roku, kiedy zmarł. Ale gdzie by mnie to zaprowadziło, gdybym ci
go daÅ‚a? Wci¹¿ byÅ‚abym tam, w tym piekle, a ty tymczasem SwiêtowaÅ‚-
byS w dobranym gronie przyjaciół oddanie go do muzeum&
PodszedÅ‚ do łó¿ka i twardym, niemal brutalnym gestem uniósÅ‚ jej
podbródek.
MusiaÅ‚a spojrzeæ mu w oczy. ZapomniaÅ‚a ju¿, jaki jest wysoki, silny
i muskularny. Nawet w sÅ‚abym Swietle gazowej lampy wygl¹daÅ‚ tak sza-
lenie poci¹gaj¹co& NachyliÅ‚ siê nad ni¹, mogÅ‚a wiêc dostrzec, ¿e jest
Swie¿o ogolony. Nigdy wczeSniej nie widziaÅ‚a jego prawdziwej twarzy,
ale to, co kryÅ‚o siê dot¹d pod zarostem, bynajmniej nie rozczarowywaÅ‚o.
ByÅ‚ przystojniejszy i bardziej mêski, ni¿ mogÅ‚a sobie wyobraziæ. Nawet
teraz miaÅ‚a ochotê wyci¹gn¹æ rêkê i dotkn¹æ go& MiaÅ‚ twarz archanioÅ‚a
Gabriela, tylko włosy były po diabelsku czarne.
 Przez całe lata szukałem tego kamienia, w ciemnoSci, wSród lo-
dów i Sniegów. Przez caÅ‚e lata& Wiesz, co to znaczy, Rachel?  DÅ‚oñ
zacisnêÅ‚a siê na jej podbródku niczym imadÅ‚o.
WyszarpnêÅ‚a siê.
 Tak  syknêÅ‚a, chocia¿ policzki miaÅ‚a zwil¿one Å‚zami rozpaczy,
a nie gniewu.  Wiem a¿ za dobrze, jak to jest, kiedy czeka siê na coS
latami& na coS, co jest niemo¿liwe do osi¹gniêcia.
85
SiêgnêÅ‚a do nocnego stolika. Opal byÅ‚ tam, gdzie go pozostawiÅ‚a.
 Wobec tego wex go. Jest twój  niemal wypluła z siebie.  To chyba
wystarczaj¹ca zapÅ‚ata za skorzystanie z twojego domu przez tych parê
miesiêcy. Daj mi tylko trochê pieniêdzy, tak ¿ebym mogÅ‚a wróciæ na
Herschel, i o Swicie ju¿ mnie tu nie bêdzie.
UsiadÅ‚ na krawêdzi łó¿ka. Oczy bÅ‚yszczaÅ‚y mu z gniewu.
KopnêÅ‚a go, on jednak momentalnie chwyciÅ‚ j¹ za rêce i przygwox-
dziÅ‚ z powrotem do poduszki. CzuÅ‚a siê tak, jakby byÅ‚a naga. Batystowa
koszula nocna, napiêta na piersiach, nie stanowiÅ‚a zbyt szczelnej osÅ‚ony.
 I ty Smiesz mySleæ, ¿e szkody, jakich narobiÅ‚aS, mo¿na wymazaæ
za pomoc¹ tego kawaÅ‚ka skaÅ‚y, choæby byÅ‚ nie wiem jak kosztowny? 
potrz¹sn¹Å‚ łó¿kiem, jakby chciaÅ‚ odebraæ jej resztki odwagi.  ¯e zapÅ‚a-
cisz nim za to, co zrobiÅ‚aS z moim ¿yciem? Ten kamieñ nawet w jednej
dziesi¹tej nie równowa¿y twojego oszustwa!
 Powiedz wszystkim, ¿e jestem kryminalistk¹. MySlisz, ¿e mi za-
le¿y? I tak nigdy wiêcej ich nie zobaczê  uniosÅ‚a siê, usiÅ‚uj¹c wyrwaæ
siê z jego ¿elaznego chwytu, ale ani drgn¹Å‚.
 Nie. PuSciæ ciê teraz z powrotem na Herschel to byÅ‚oby za dobre
dla ciebie.
 A zatem chcesz, ¿ebym poszÅ‚a do wiêzienia.  To, co wydaÅ‚a z sie-
bie, to byÅ‚ jedynie cichy, zalêkniony szept, pomimo ¿e wci¹¿ jeszcze
z nim walczyła.
 Twoje miejsce rzeczywiScie jest w wiêzieniu  powiedziaÅ‚ chÅ‚od-
no. Jej wysiÅ‚ki nie robiÅ‚y na nim ¿adnego wra¿enia.
SpojrzaÅ‚a w bok. Ciemne k¹ty sypialni nie dodawaÅ‚y otuchy.
 Nie mogê temu zaprzeczyæ  przyznaÅ‚a i dwie Å‚zy spÅ‚ynêÅ‚y jej po
nosie.
 Ale gdybym posÅ‚aÅ‚ ciê do wiêzienia, nie mógÅ‚bym patrzeæ na twoje
tortury. Nie widziałbym twojej samotnoSci, twojej rozpaczy  zasyczał
nieomal.  Nie. Zamierzam zrobiæ coS innego. Zamierzam podarowaæ ci
to wspaniaÅ‚e ¿ycie, które sobie przywÅ‚aszczyÅ‚aS. Pozwolê ci ¿yæ przez
jeszcze jeden miesi¹c jako moja ¿ona. Zobaczymy, czy zdoÅ‚asz to udxwi-
gn¹æ.
Zwróciła ku niemu oczy.
 O czym ty mówisz?
ZaSmiaÅ‚ siê, ale w jego oczach nie byÅ‚o Sladu wesoÅ‚oSci.
 Mówiê o tym, ¿e bêdziesz dalej graæ moj¹ ¿onê. W ten sposób ja
nie wyjdê na gÅ‚upca, a ty zostaniesz ukarana tak, jak na to zasÅ‚ugujesz.
 Co to za kara? Zyskałam tu, w Northwyck, przyjaciół, mam za-
pewnione wszelkie wygody& Dlaczego miaÅ‚abym cierpieæ?
86
 Nie zaznaÅ‚aS jeszcze dot¹d przyjemnoSci posiadania mê¿a, praw-
da?  powiedział złowieszczo.
Znowu utkwiÅ‚a w nim spojrzenie. OddychaÅ‚a szybko i ciê¿ko, zmê-
czona walk¹.
 Co& co masz na mySli?
 To ty ogÅ‚osiÅ‚aS Swiatu, ¿e jesteSmy maÅ‚¿eñstwem. Spróbuj wiêc,
jak to naprawdê smakuje& zaczynaj¹c od maÅ‚¿eñskiego Å‚o¿a.  ZwolniÅ‚
jedn¹ rêkê i chwyciÅ‚ w ni¹ obie jej dÅ‚onie. Odgarn¹Å‚ koÅ‚drê i wpatrzyÅ‚
siê w jej ciaÅ‚o, widoczne w intymnych szczegółach pod cienk¹ baweÅ‚-
nian¹ tkanin¹.
 Ale przecie¿ nie mo¿esz& ! Wiesz, ¿e tego nie zrobiê  wyrzuciÅ‚a
z siebie.  Nie jesteSmy mê¿em i ¿on¹&
 I kto to mówi?  odparowaÅ‚, unosz¹c jeden k¹cik ust w zÅ‚ym uSmie-
chu.
 Ja to mówiê.
 Wszystkim w mieScie mówiÅ‚aS coS wrêcz przeciwnego.  PoÅ‚o¿yÅ‚
dÅ‚oñ na jej udzie i powoli unosiÅ‚ koszulê, dopóki nie odsÅ‚oniÅ‚ ciemnego
trójk¹ta miêdzy udami.
 DaÅ‚am ci twój opal. Wyjadê st¹d i nigdy nie wrócê. Mo¿esz im
powiedzieæ, ¿e szok, jakiego doznaÅ‚am na twój widok, okazaÅ‚ siê Smier-
telny  próbowaÅ‚a odepchn¹æ jego rêkê.
ZignorowaÅ‚ j¹. Powoli powiódÅ‚ kciukami po jej piersiach, dra¿ni¹c
brodawki poprzez cienki jak bibułka batyst. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl