[ Pobierz całość w formacie PDF ]
babki w zastępstwie nieobecnej matki, Justyna bowiem znajdowała się właśnie
w Japonii, towarzysząc mężowi w pościgu za synem.
Młodszy brat Karoliny, kolejny George i przyszły lord Blackhill, młodzieniec
o usposobieniu wysoce rozrywkowym, uwielbiał podróże, a gdziekolwiek się zna-
lazł, natychmiast sam sobie przyczyniał idiotycznych kłopotów. Nie po raz pierw-
szy rodzice udawali się na koniec świata, żeby wygrzebać potomka z kolejnej głu-
poty, jaką zdołał popełnić, na szczęście jednak obydwoje również lubili podróże
i w cztery oczy chwalili sobie nawet te wymuszone okazje oglądania rozmaitych
obcych stron. Tyle że wypadało to dość kosztownie pod każdym względem.
Zanim Justyna wróciła, Dominika zdążyła umrzeć i córka przyjechała wprost
na pogrzeb matki. Obecna, oczywiście, była cała rodzina.
Dla córki Karoliny, Ludwiki, uczącej się w Sacre Coeur, zaczęły się właśnie
wakacje, po pogrzebie prababki zatem została już w Polsce, teoretycznie pod opie-
ką Florka, a praktycznie na pełnej swobodzie.
Skończyła właśnie jedenaście lat i była normalnym, żywym dzieckiem, peł-
nym różnych cech rodzinnych, które nie zdążyły się w niej jeszcze ugruntować.
Od urodzenia przyzwyczajona była do rozmaitości, równie dobrze znała europej-
skie stolice, jak głuchą wieś, a jezdziła już wszystkim, poczynając od starej krypy
na pych, a kończąc na aeroplanie. Zawsze jednak ktoś jej pilnował, to matka, to
babka, to guwernantka, to lokaj, teraz po raz pierwszy mogła robić, co chciała,
i sama nie była pewna, czy jej się to podoba, czy też przeciwnie, powinna czuć
się zaniedbana i opuszczona. Grymasiła średnio, przechylając się w głębi duszy
na stronę upodobania do wolności.
Rok 1939 był w ogóle potwornie kłopotliwy dla całej rodziny. Brat Karoli-
ny nie poprzestał na wygłupach z Japonią, dokąd udał się honorowo, w wyniku
przegranego zakładu. Już wcześniej, krótko przed wyjazdem, zdołał wprowadzić
dodatkowe komplikacje, uwodząc młodą damę z przyzwoitej rodziny, właśnie wy-
szło na jaw, iż bardzo skutecznie, i teraz, bez względu na chęci, musiał się z nią
ożenić. Rozpaczliwa korespondencja na ten temat dopadła go nad grobem babki,
bo oczywiście rodzice przywlekli go z tej Japonii wprost na pogrzeb.
Ukryć wydarzenia już nijak nie zdołał, cała angielska część rodziny zatem
prosto ze stypy musiała podążyć w wielkim pośpiechu do Londynu, gdzie należało
załagodzić sprawę z rozszlochaną panienką i jej rozwścieczonym tatusiem, który,
130
mimo furii, miał jednak dość rozumu, żeby przedkładać ślub nad pojedynek.
Ekspresowe małżeństwo George a, samo w sobie, nie stanowiło zresztą żad-
nego nieszczęścia, czas już był najwyższy, żeby się ten okropny chłopak ożenił
i utemperował, tyle że panienka z dobrej rodziny nie miała grosza posagu. Zatem
kolejna strata materialna, bez nadziei zysku. . .
Karolina tkwiła w Przylesiu dla załatwienia rozmaitych spraw spadkowych.
Po Dominice zostało niewiele, nadgryziony zębem czasu pałacyk i mocno okro-
jona ziemia, która tyle dawała dochodu, ile z niej Florek wydusił. No, biżuteria,
oczywiście, tego było dużo, ale całość swoich precjozów Dominika w ostatniej
chwili życia przeznaczyła prawnuczce i miało leżeć, aż Ludwika skończy szesna-
ście lat. Nie zostało tylko ustalone, gdzie powinno leżeć.
W momencie kiedy przyszła z kolei wiadomość o ciężkim stanie hrabiego de
Noirmont, który też wybierał się na lepszy świat, primo nastał już sierpień, a se-
cundo Ludwika ze świeżo złamaną nogą, obficie udekorowana gipsem, ugrzęzła
u Florka. Nie było mowy, żeby ją stamtąd zabierać. Opiekę jednakże miała do-
skonałą, bo jak wiadomo, nieszczęście jednego drugiemu na dobre wychodzi.
Aczkolwiek siostry Florka powychodziły za mąż całkiem korzystnie, to jednak
pózniejsze ich losy potoczyły się rozmaicie i jedną z siostrzenic, niejaką Andzię,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]