[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obok siebie w jednym łóżku, nawet bardzo by tego chciała, bo czułaby się znacznie
bezpieczniejsza w tym ponurym domu, mogąc objąć Dolga i przytulić się do niego. Ale, rzecz
jasna, nie mogła tych swoich pragnień wypowiedzieć głośno. To nie leżało w jej naturze.
Urodziła się jako istota nieśmiała i pozbawiona pewności siebie, okrutna tyrania pierwszych
101
wychowawców wcale sprawy nie poprawiła, a fakt, że przybrana matka, księżna Theresa,
była wierzącą katoliczką, przyczynił się jeszcze bardziej do pogłębienia w dziewczynie takich
cech, jak powściągliwość, skłonność do podziwiania stanowczego charakteru innych ludzi i
uleganie wpływom.
A Dolg? Nie, on w ogóle nie myślało nowej sytuacji w ten sposób. Było sprawą
naturalną, że oddaje jej swoje łóżko. W pewnym sensie Dolg był równie cnotliwy jak
Danielle. Różnica polegała na tym, że o ile Danielle nie podejrzewała istnienia tej strony
życia, to Dolg miał świadomość siły erotyzmu i wszystkiego, co kształtuje stosunki między
mężczyzną i kobietą. Jego to jednak w żadnej mierze nie dotyczyło.
Niekiedy miewał wrażenie, że coś traci, ale z drugiej strony wydawało mu się czymś
bardzo męczącymi trudnym być w kimś zakochanym. W stosunkach pomiędzy dwojgiem
zajętych sobą ludzi dominowały podejrzliwość, niepewność, brak stabilizacji.
W gruncie rzeczy mógł uważać się za szczęśliwca, że go to omija.
Pogłaskał po policzku dziewczynę, która leżała skulona na jego łóżku i w coraz
jaśniejszym świetle poranka wpatrywała się w Dolga ogromnymi oczyma.
Mała Danielle! Zdawała się o tyle słabsza od reszty rodzeństwa ! %7łycie w Virneburg
jej chyba dało się najbardziej we znaki, wydawało się, że nadal nie może uwierzyć, iż jest coś
warta i że wszyscy ją kochają. Jako dziecko miała zwyczaj przytulać się mocno do Theresy i
Erlinga, jakby chciała wycisnąć z nich czułość i troskliwość. Dolg pamiętał, że zawsze
chodziła za resztą dzieci milcząca, pełna podziwu dla wszystkiego, co robiły, i przestraszona,
że każą jej odejść. Nigdy nic takiego nie miało miejsca, ale jeśli Dolg miałby być szczery, to
często zapominali o jej istnieniu.
O, bardzo dobrze wiedział, że Danielle go uwielbia. On jednak starał się okazywać jej
obojętną życzliwość, żeby jej nie odpychać, ale też nie budzić w niej niepotrzebnych nadziei.
Ale było z nim tak, jak to kiedyś złośliwie powiedziała Taran, gdy uwielbienie Danielle stało
się aż nazbyt widoczne: To chyba trudne być aż tak kochanym!
Tak rzeczywiście jest. Zwłaszcza jeśli człowiek nie potrafi odwzajemnić uczucia.
Poczuł skurcz serca z żalu. Wiedział zresztą, że jego młodszy brat zawsze był bardzo
zajęty Danielle. Nie chciał, by Villemann cierpiał, był na to za dobry.
Przed cierpieniami miłości zachowaj nas, Panie, modlił się w duchu, przekształcając
starą łacińską modlitwę mieszkańców Europy, przerażonych napadami wikingów,
zaczynającą się od słów: A furorę Normanorum... , czyli: Od wściekłości Normanów
zachowaj nas, Panie!
102
Skulił się na kanapie i okrył dokładnie kocem. Roześmiał się cicho, gdy Danielle
wyszeptała nieśmiało dobranoc .
- Może raczej powinniśmy sobie życzyć dobrego poranka? - mruknął.
Odpowiedziała mu uśmiechem i skuliła się jeszcze bardziej.
Dolg myślało szafirowym kamieniu, o tym, jak pięknie jaśniał ostatniej nocy, by
pokazać, że w tym domu istnieje jakiś ślad, który być może doprowadzi ich do Zwiętego
Słońca. Cofnął się myślami w czasie i z dumą wspominał tamtą noc, kiedy jako dwunastoletni
chłopiec znalazł ten klejnot. Przypominał sobie, jak mocno wtedy kamień promieniował, jakie
wibrujące światło z niego emanowało. On sam był przyczyną tego światła. On był drogą do
celu.
Z tą cudowną myślą zasnął.
Wkrótce jednak raz jeszcze wyrwał go ze snu krzyk w głębi domu. Kto krzyczy tak
przejmująco po nocy? Zastanawiał się.
Głębokie, głuche wołanie i zdawało mu się, że docierają do niego ordynarne słowa i
przekleństwa, ale może to tylko złudzenie. Dolg odnosił wrażenie, iż mimo ordynarnego
brzmienia jest to glos kobiety, która krzyczy z wściekłości. To chyba któraś ze służących, bo
przecież inne panie miały delikatne, łagodnie brzmiące glosy. Może kogoś dręczą ponure
sny?
Ktoś łomotał gniewnie w ścianę, by zmusić krzyczącą do milczenia, ale wywołało to
jedynie nową falę przekleństw. Dolg ich, rzecz jasna, nie rozumiał, ale domyślał się z tonacji,
że to obelgi. Nie, o koszmarnym śnie nie może tu być mowy.
Co się dzieje w tym domu? zastanawiał się. Niewierność, zaniedbywanie dziecka,
zazdrość, wyuzdanie, które nawet on zauważa, morderstwo...
Wszystko naraz w jednym domu.
Gdzie kryje się zródło aż takiego zła?
Krzyki umilkły.
Dolg z westchnieniem ulgi ułożył się wygodniej. Trudno, teraz przynajmniej widzieli
już i słyszeli wszystko, nic gorszego przytrafić się nie może.
Ale, oczywiście, mogło. To był dopiero wstęp.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]