[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swego zadania. Decyzja, by wznowić proces na podstawie tych poszlak, oznaczałaby dyskredytację
starego procesu, a z całą pewnością nie ma podstaw, by to czynić.
Coletti siada, a ja zrywam się z miejsca. Przedstawiła dość rozsądne argumenty, a ja nie chcę czekać z
odpowiedzią na nie ani sekundy dłużej, niż to konieczne.
- Wysoki Sądzie, nie uczestniczyłem w starym procesie pana Evansa, ale skrupulatnie przeczytałem
stenogram. Zawierał on głównie dowody zgromadzone przez prokuraturę, gdyż to ona wezwała
większość świadków. Oskarżyciele twierdzili, że Richard Evans nabił sobie siniaka, spadając z łóżka.
Kiedy doktor King udowodnił nam dzisiaj, że to niemożliwe, ratują się wersją o zataczaniu się po pokoju.
Założyli również, że Richard Evans sam zażył tabletki nasenne. Dziś jednak okazuje się, że żadna z
pobliskich aptek nie zrealizowała recepty na ten lek oraz że musiałby połknąć owe tabletki bez popijania.
Po co domniemany samobójca miałby się tak katować? Ustalili również, że na pokładzie łodzi znajdował
się owej nocy pies Richarda Evansa. Potwierdzili to ponad wszelką wątpliwość świadkowie.
Przekonywali ławę przysięgłych, że Richard Evans wyrzucił psa za burtę. Czyn ten miał być dowodem
jego wyjątkowej deprawacji. Dziś mamy pewność, że się pomylili. Wiemy, że Reggie żyje, ma się
świetnie, a plotki o jego domniemanej śmierci były, no cóż, lekko przesadzone. Te setki godzin pracy
dochodzeniowej ani nic, co przedstawiono podczas procesu, nie wyjaśnią nam tego, co przed chwilą
zobaczyliśmy. Fakt, że Reggie żyje, oznacza, że na łodzi był tamtej feralnej nocy ktoś jeszcze, wielce
prawdopodobne, że morderca. Z całą pewnością nie zaprezentowano niczego, co wykluczałoby taką
możliwość. Reggie żyje i dlatego prokuratura może schować swoje teorie w kieszeń. Warto też
podkreślić to, o czym nie wspomniano podczas starego procesu. Prokuratura nie podała żadnego motywu,
nie potrafiła też udowodnić, że Richard Evans bywał agresywny lub miał skłonności samobójcze. Jestem
świadom tego, że nie musieli tego robić, ale przysięgli chcą zazwyczaj poznać motyw. Jego brak nie był
wówczas istotny tylko dlatego, że pozostałe dowody wydawały się mówić same za siebie. Dziś nie są
one już tak jednoznaczne, dlatego brak motywu i wspomnianych skłonności nabiera nowego znaczenia.
Wysoki Sądzie, nie mamy tu do czynienia z uzasadnionymi, ale z przytłaczającymi wątpliwościami. Na
podstawie dziś znanych nam faktów chyba tylko wyjątkowo zapalony i nadgorliwy prokurator
zdecydowałby się wnieść akt oskarżenia. A nie potrafię sobie wyobrazić jednego przysięgłego, który
głosowałby za wyrokiem skazującym. Richard Evans spędził pięć lat w więzieniu za zbrodnię, której nie
popełnił. Kobieta jego życia została zamordowana, a on nie mógł nawet chodzić w żałobie.
Sam niemal stracił życie, a nikt nawet nie starał się szukać winnego. Jednak prawda w końcu zawsze
zwycięży. Czasem przybiera dziwne kształty i wymiary, dziś przyszła do nas na czterech łapach. Niemniej
byliśmy świadkami czegoś prawdziwego, a zgadzając się ze mną, może Wysoki Sąd zapoczątkować
drogę, która doprowadzi do zwrócenia życia Richardowi Evansowi. i
Samodyscyplina nigdy nie była moją mocną stroną.
Jakimś trafem zawsze przegrywała w zderzeniu z potrzebą sprawiania sobie przyjemności. Zmuszanie
się do zrobienia czegoś, na co nie mam ochoty, z góry pozbawione jest sensu, bo gdyby istniał dobry
powód, wcale nie musiałbym się zmuszać.
Niestety wkraczamy teraz w etap, gdzie bez samodyscypliny ani rusz. Decyzja o ewentualnym
wznowieniu procesu może zająć sędziemu Gordonowi tydzień albo kilka miesięcy. A przed nami
harówka, która pewnie pójdzie na marne, jeśli spotkamy się z odmową.
Przychodzi mi do głowy porównanie naszej sytuacji do systemu obstawiania zwanego parley , w
którym to gracz, by odnieść zwycięstwo, musi wygrać dwa kolejne mecze. Jeśli pierwszy z obstawianych
przeze mnie meczów się zakończy, a ja, nie znając wyniku, postawię na swoją drużynę w kolejnym, to
zrobię to z pełną świadomością, że w razie pierwszej przegranej drugi zakład nie będzie już miał
większego znaczenia.
Zamierzam dobrze przygotować obronę Richarda, ale jeśli nie dojdzie do wznowienia procesu, moja
praca pójdzie na marne.
W chwilach takich jak ta cieszę się, że moim partnerem jest Kevin. Jego poświęcenie i optymizm,
nieporównywalnie większe od moich, motywują mnie do dalszej pracy. Według Kevina nasze
zwycięstwo podczas rozprawy było miażdżące. Użył nawet jakiegoś dziwnego porównania, chyba slam
down , mając zapewne na myśli slum dunk - albo grand-slum albo touchdown . Z Kevinem to
nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza że zupełnie nie interesuje się sportem.
Umawiamy się w biurze na dziewiątą rano, co daje nam godzinę do przyjścia Edny.
Podsumowanie rozprawy zajmuje nam zaledwie dziesięć minut - zrobiliśmy, co w naszej mocy i nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]