[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale widzisz, jestem takim człowiekiem, który w interesach
wykorzystuje każdą szczęśliwą okazję - ciągnął dalej Drake. - Zawsze w
przeszłości mi to procentowało. Powinieneś zatem wiedzieć, że podjąłem
pewne dobre kroki zabezpieczające na wypadek, gdyby przyszło ci do
głowy zrobić coś, co by nam uniemożliwiło sfinalizowanie interesu.
Jestem pewien, że o niczym takim nie myślisz, ale na wszelki wypadek...
- O czym ty, do cholery, mówisz? - przerwał mu Daniel ze złością.
- Oczywiście o twojej żonie. Nie martw się, jest bezpieczna. I będzie,
dopóki ty będziesz kontynuować naszą współpracę. Dopiero kiedy będę
miał pewność, że wszystko przebiegło zgodnie z planem, otrzymasz ją z
powrotem.
- Coś ty zrobił? - Daniel podniósł się z krzesła.
178
RS
- Zechce pan usiąść, panie Andreas - powiedział Bernard z głębi
gabinetu. Rękę już miał w kieszeni.
- Wszystko załatwione, panie Drake. - Do pokoju wszedł krępy
mężczyzna o lodowatym spojrzeniu.
-Dziękuję, Paul. - Drake rzucił Danielowi zadowolone spojrzenie. -
Paul zaprowadził twoją żonę w bezpieczne miejsce. Przynajmniej na razie
bezpieczne. A teraz, kiedy już mamy to z głowy, możemy kontynuować?
Daniel aż się zagotował z nienawiści. Nie był w stanie wypowiedzieć
słowa. Nienawidził Drake'a, który ośmielił się zagrozić B. J. I przede
wszystkim nienawidził siebie za to, że naraził ją na niebezpieczeństwo.
Jak mógł być taki nieostrożny. Taki zuchwały. Taki pewny siebie, że
podjął wszelkie kroki, żeby zagwarantować B. J. bezpieczeństwo. Przez
cały czas, jaki tu razem spędzili, wykorzystywał ją tak bezwzględnie, jak
teraz zrobił to Drake. Przydawała mu się w jego grze i grała swoją rolę tak
przekonująco, że nawet Drake uwierzył w autentyczność tego scenariusza.
Uwierzył aż za bardzo.
Daniel nigdy by się nie spodziewał, że sytuacja wymknie mu się
spod kontroli, a ich fikcyjna historia zacznie żyć własnym życiem.
Mógł przewidzieć, jak postąpi Drake, gdy dogodna niewinna osoba
znajdzie się na jego drodze.
- Do diabła, co z nią zrobiłeś? - Rzucił się ku niemu, nie bacząc na
Bernarda i broń, którą miał w pogotowiu. - Gdzie jest moja żona?
Bernard i przybyły mężczyzna natychmiast go obezwładnili i
posadzili z powrotem na krześle.
Drake przypatrywał się zajściu z chłodnym rozbawieniem.
179
RS
- Powiedziałem, że nic się jej nie stanie, dopóki będziesz z nami
współdziałał - oświadczył, starannie dobierając słowa. - Trudno jednak,
przyznaj sam, uznać twoje zachowanie za współpracę.
Daniel westchnął i przestał się wyrywać.
- No, teraz znacznie lepiej - stwierdził Drake, skinąwszy głową do
swoich pracowników, żeby go puścili. Posłuchali, ale nie odstąpili od
niego ani na krok.
Drake sięgnął jak gdyby nigdy nic po leżącą przed nim teczkę z
dokumentami.
- Możemy przejść do rzeczy? - zwrócił się do Daniela. -A swoją
drogą, marnowałbyś tylko czas, próbując mnie znowu przekonać, że nie
jesteś zakochany w B. J. To doprawdy niezwykle wzruszające, prawda,
Bernardzie?
Bernard roześmiał się.
180
RS
Rozdział 13
- Głupia, głupia, głupia, głupia! - powtarzała B. J., za każdym razem
uderzając się w czoło. Ostatni raz zrobiła to tak gwałtownie, że aż
zadzwoniło jej w uszach. Nigdy nie była na siebie tak wściekła jak w tej
chwili.
Nie mogła wprost uwierzyć, że dała się wpędzić w pułapkę. Nawet
nie wzięła pod uwagę, że powinna mieć się na baczności. Daniel
powiedział, że kogoś po nią przyśle, a ona w swej naiwności poszła za
pierwszym lepszym facetem, który się u niej zjawił.
Sądziła, że został przysłany przez Daniela, a on tymczasem zamknął
ją w jakimś pomieszczeniu gospodarczym. Zegarek wskazywał, że
upłynęło od tego czasu zaledwie pół godziny, ale jej wydawało się, że
minęła cała wieczność.
Rozejrzała się dokoła - rolki papieru toaletowego, chusteczki
jednorazowe, papierowe ręczniki - i kopnęła zamknięte drzwi. Jedynym
tego efektem był uraz dużego palca. Znowu zaklęła pod nosem,
wymyślając samej sobie, i zaczęła wściekle kuśtykać po ciasnym
pomieszczeniu, starając się obmyślić plan ucieczki.
Nie wyobrażała sobie jednak, w jaki sposób mogłaby wyłamać
solidne drzwi za pomocą rolki papieru toaletowego, więc usiadła na
podłodze i oparła głowę o kolana. Nie miała pojęcia, dlaczego się tutaj
znalazła. Mężczyzna, który wepchnął ją do środka i zamknął drzwi od
zewnątrz, nie odpowiedział na żadne z jej pytań.
181
RS
Pamiętała dobrze rozmowę Daniela przez komórkę. Polecił komuś,
żeby ją stąd zabrał, bo nie chce jej tu dłużej widzieć. I dodał, że nie
interesują go szczegóły.
Czy tak sobie wyobrażał zapewnienie jej bezpieczeństwa? Przez
usunięcie jej z jego pola widzenia?
Jeśli tak, to dlaczego po prostu nie zamknął jej w apartamencie?
Albo nie powiedział, żeby nie wychodziła? Po jej spotkaniu z Drakiem na
plaży musiał wiedzieć, że nie będzie się wyrywała do opuszczenia pokoju.
Nie. Tu chodziło o coś innego. Mężczyzna, który ją zamknął w tym
pomieszczeniu, na pewno nie miał nic wspólnego z Danielem. Mogłaby
dać sobie głowę uciąć, że był człowiekiem Drake'a.
A to znaczyło, że Daniel nie wie, gdzie ona jest. Będzie się o nią
martwił, a to z kolei oznacza, że nie zdoła skoncentrować się na swoich
interesach z Drakiem. I to prawdopodobnie jest kluczem do zaistniałej
sytuacji.
Drake musiał zdawać sobie sprawę - a przynajmniej podejrzewać - że
nie może do końca ufać Danielowi. Czy zamknięcie jej miało mu
zapewnić współpracę ze strony Daniela? Jeśli tak, to rzeczywiście okazali
się doskonałymi aktorami. Wszyscy uwierzyli, że są małżeństwem.
A ona, westchnęła B. J., musiała bardzo dobrze udawać niezbyt
bystrą osobę, skoro Drake uznał, że da się potulnie zamknąć w komórce,
jeśli wyda takie polecenie swojemu słudze.
- Głupia, głupia, głupia! - powtarzała.
Z drugiej strony nie obwiniała tylko siebie. Daniel powinien był jej
powiedzieć, kogo ma oczekiwać. Podać jakieś umówione hasło czy znak
182
RS
rozpoznawczy. Znał Drake'a lepiej niż ona. Mógł spodziewać się jakiegoś
podstępu po kimś takim jak on.
Ale to przecież ja dałam się tutaj zamknąć, westchnęła z rozpaczą.
Nawet się nie opierałam.
Nagle usłyszała trzask otwieranych drzwi i zerwała się na równe nogi
w oczekiwaniu najgorszego. Odbyła parę lekcji na kursie samoobrony,
więc jeśli będzie trzeba, wykorzysta te umiejętności.
- B. J. - Do pomieszczenia zajrzała Ingrid. - Jesteś tu?
- Ingrid? - ucieszyła się. - Tak! Jestem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]