[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak.
- Dobra, wierzę wam - przyznała smętnie Denise. - Prawdę powiedziawszy, mnie te\ się
nie bardzo podoba.
Sharon wło\yła buty.
- Zjedzmy coś, zanim padnę z głodu.
Dowlokły się do kawiarni Bewleya . Udało im się znalezć miejsce pod oknem z
widokiem na Grafton Street.
- Nie znoszę robić zakupów w soboty - wyjęczała Holly, patrząc, jak ludzie potrącają się i
gniotą na zatłoczonej ulicy.
- Minęły czasy zakupów w dni powszednie, bo skończyło się lenistwo - za\artowała
Sharon, biorąc klubową kanapkę.
- Wiem, i przyznam, \e jestem zmęczona, ale tym razem zasłu\yłam na to zmęczenie -
przyznała uszczęśliwiona Holly.
- Opowiedz o spotkaniu z rodzicami Gerry ego - poprosiła Sharon.
- Nieładnie potraktowali Daniela. - Holly skrzywiła się.
- Nie mają prawa ci dyktować, z kim się mo\esz spotykać! - wybuchnęła Sharon.
- Wcale się z nim nie spotykam - sprostowała Holly. - Poszliśmy tylko na słu\bowy
obiad.
- Aha, słu\bowy!
Sharon i Denise zaniosły się śmiechem.
- Miło go było, oczywiście, zjeść w miłym towarzystwie - dodała z uśmiechem Holly. -
Kiedy wszyscy są zajęci, fajnie jest z kimś pogadać. Zwłaszcza z facetem.
- Rozumiem. - Sharon pokiwała głową. - Powinnaś wychodzić na miasto i poznawać
nowych ludzi.
Denise zachichotała.
- Cieszę się, \e dobrze się czujesz w jego towarzystwie, bo będziesz musiała z nim
tańczyć na naszym weselu.
- Niby dlaczego? - spytała ze zdziwieniem Holly.
- Bo druhna musi tradycyjnie zatańczyć z dru\bą - odparła.
- Chcesz mnie poprosić na druhnę?
Denise pokiwała głową.
- Nie martw się, rozmawiałam ju\ z Sharon. Naprawdę nie ma nic przeciwko temu.
- Bardzo chętnie! - zawołała uradowana Holly. - Ale, Sharon, na pewno nie będzie ci
przykro?
- Wystarczy, jak będę z tym brzuchem stała w orszaku. Chyba ubiorę się w namiot, który
po\yczę od Denise.
- Bylebyś nie zaczęła rodzić na weselu - powiedziała Denise.
- Nie martw się. Termin jest dopiero w styczniu. O właśnie, zapomniałabym wam
pokazać zdjęcie dziecka!
I wyjęła z torby niewielką fotografię.
- Gdzie ono jest? - spytała Denise, wytę\ając wzrok.
- Tutaj.
Sharon pokazała jej niewyrazny kształt na zdjęciu.
- O rany, ale wielki chłopak! - zawołała Denise.
Sharon wzniosła oczy do nieba.
- Denise, to jest noga. Jeszcze nie znamy płci.
- Ach. - Denise zarumieniła się. - Moje gratulacje! Czyli szykuje ci się mały ufoludek.
- Oj, przestań - powiedziała Holly ze śmiechem. - Moim zdaniem to małe cudo.
- Fajnie, \e ci się podoba. - Sharon spojrzała na Denise, która skinęła głową. - Bo razem z
Johnem chciałam cię prosić na matkę chrzestną.
Oczy Holly zaszły łzami.
- Ej\e, jak ja cię prosiłam, \ebyś została druhną, to nie płakałaś - obruszyła się Denise.
- Och, Sharon, to dla mnie zaszczyt! I Holly uściskała przyjaciółkę.
Holly przedarła się przez tłum w pubie U Hogana i weszła na piętro do Klubu Diwa .
W progu dosłownie oniemiała. Grupa muskularnych młodzieńców w samych kąpielówkach grała
na hawajskich bębnach. Modelki w skąpych bikini witały gości, wieszając im kolorowe wieńce
lei na szyjach. Klub zmienił się nie do poznania.
Barmani, równie\ w strojach pla\owych, stali w wejściu z tacami pełnymi niebieskich
drinków. Sięgnęła po jeden i pociągnęła łyk. Omal się nie skrzywiła, taki był słodki. Podłogi
wysypano piaskiem, na stołach rozstawiono wielkie bambusowe parasole, z wielkich bębnów
zrobiono stołki barowe, a w powietrzu unosiła się cudowna woń pieczonych mięs z grilla. Holly
podeszła do najbli\szego stolika, wzięła kebab i natknęła się na Daniela.
- Witaj. Bar wygląda nieziemsko - pochwaliła.
- Fakt. Niezle to wyszło.
Miał zadowoloną minę. Był ubrany w wytarte d\insy i niebieską hawajską koszulę w
wielkie ró\owo - \ółte kwiaty. Dziś te\ był nieogolony. Zaczęła się zastanawiać, czy całowanie się
z takim nieogolonym facetem nie sprawia bólu.
Oczywiście nie miała na myśli siebie, tylko w ogóle...
- Przepraszam za tamten wieczór.
- Mnie było przykro tylko z twojego powodu. Nie powinni ci dyktować, jak masz \yć.
Uśmiechnął się i poło\ył jej ręce na ramionach, jak gdyby chciał powiedzieć coś więcej,
ale ktoś go odwołał do baru, gdzie wyniknął jakiś problem.
Przecie\ się nie spotykamy - mruknęła Holly do siebie. Od tamtego wieczoru Daniel
dzwonił niemal codziennie. Teraz uzmysłowiła sobie, \e czeka na jego telefony. Znów zaczęła ją
nurtować jakaś niejasna myśl. Holly zauwa\yła Denise, podeszła. Kole\anka spoczywała na
le\aku, popijając niebieski płyn.
- I co sądzisz o nowym rozgrzewającym drinku na zimę? Wskazała butelkę.
Denise zrobiła minę.
- Mocny. Wypiłam tylko kilka, a ju\ mi szumi w głowie.
Przez cały wieczór Holly dobrze się bawiła. Zmiała się i rozmawiała z Denise i Tomem.
Ledwo zamieniła słowo z Danielem, którego zajmowały obowiązki gospodarza. Patrzyła, jak
wydaje polecenia personelowi, który natychmiast je wykonywał. Wyraznie cieszył się
szacunkiem. Potrafił dopiąć swego. Za ka\dym razem, kiedy zmierzał w jej stronę, kłoś go
zatrzymywał z prośbą o wywiad albo po prostu o rozmowę. Najczęściej, ku irytacji Holly, były to
dziewczęta w bikini.
Denise zamknęła szufladę kasy biodrem i podała klientowi paragon.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem, który szybko zniknął z jej twarzy, kiedy klient odwrócił
się od lady. Głośno westchnęła, widząc długą kolejkę. Podminowana, wzięła od następnego klienta
zakupione ubranie, zdjęła przywieszkę, wczytała, zapakowała.
- Przepraszam, czy pani Denise Hennessey? - usłyszała niski, zmysłowy głos. Przed nią
stał policjant. Zaczęła grzebać w pamięci, czy ostatnio dopuściła się jakiegoś występku. Uznała
jednak, \e nie ma nic na sumieniu i uśmiechnęła się.
- Owszem.
- Porucznik Ryan. Proszę, \eby zechciała pani udać się ze mną na komisariat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]