[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdumiała się na widok jego miny. Sprawiał wrażenie najbardziej samotnego
człowieka na świecie. W tej chwili całym sercem żałowała, że nie przyszła
tutaj z Robem i blizniakami.
Rob uśmiechnął się do niej, ale nie zdołała niczego wyczytać z jego oczu.
- Dzisiaj nie mogę z wami pójść, chłopcy - powiedziała łagodnie. - Ale w
przyszłym tygodniu chętnie zabiorę was na basen, jeśli wasz tata pozwoli.
Co wy na to?
- Tak! Tak! - zapiszczeli tak głośno, że kilka osób się wzdrygnęło.
Rob natychmiast wkroczył do akcji.
- Może Sally będzie zbyt zajęta, żeby z wami iść. Nie możemy psuć jej
interesującego życia towarzyskiego -oświadczył.
Oczywisty sarkazm w jego głosie sprawił jej przykrość. Rob trzyma ją na
dystans i najwyrazniej nie chce, aby zbliżyła się do jego dzieci.
- Nie przeszkadzajcie Sally i Fergusowi - dodał sucho. - Jedzą lunch.
Pózniej idziecie na koncert? - spytał z wystudiowaną uprzejmością.
- Tak, jedziemy do filharmonii w Inverness - odparł Fergus. - Sally
mówiła, że lubi muzykę, więc chemie zorganizuję trochę rozrywek na
najbliższe tygodnie. Jest tyle możliwości...
Rob skinął głową.
- Bawcie się dobrze. - Przez chwilę patrzył na Sally, po czym wziął
chłopców za rączki i odszedł.
Fergus odprowadził go wzrokiem.
- Dziwne, że Rob z nikim się nie związał. Chyba nie interesuje się płcią
przeciwną, choć moim zdaniem może podobać się kobietom. - Fergus
pochylił się w stronę Sally i ujął jej dłonie. - Zlicznie wyglądasz - oznajmił,
wędrując spojrzeniem po jej zgrabnej figurze w ciemnobrązowym kostiumie.
- Mam randkę z najpiękniejszą dziewczyną w Drumneedoch!
Odpowiedziała mu bladym uśmiechem. Doskonale wiedziała, że
niebieskie oczy śledzą każdą jej reakcję.
Czy każdy poniedziałek musi być właśnie taki? Znów usiłowała nie
myśleć o Robie, ale wciąż przypominała sobie, jak wyglądał w sobotę, gdy
przypadkiem spotkali się w restauracji. I czuła rosnące zdenerwowanie na
myśl o tym, że dziś znów go zobaczy. Ze smutkiem doszła do wniosku, że
długo tu nie wytrzyma. Praca w coraz bardziej napiętej atmosferze stawała
się trudna.
Na szczęście zjawiła się Wynn i bez żenady zaczęła wypytywać Sally o
przebieg randki z Fergusem. Wynn zawsze wychwalała go pod niebiosa, lecz
była zaręczona z sympatycznym chłopakiem, toteż jej zainteresowanie
Fergusem miało wyłącznie przyjacielski charakter.
- Na pewno zachowywał się jak stuprocentowy dżentelmen - stwierdziła,
układając w szufladzie kartonowe teczki.
- Ma wspaniale maniery i jest taki zabawny, ale... nie posuwa się za
daleko, prawda? - Spojrzała tak badawczo, że Sally parsknęła śmiechem.
- Oczywiście, że nie, Wynn. Musiałam tylko dwa razy dać mu po łapach! -
zażartowała, a Wynn zachichotała wesoło.
- Będziesz się z nim spotykać?
- Chyba codziennie - z powagą odparła Sally.
Wynn szeroko otworzyła oczy i zaraz skrzywiła się, gdy pojęła, że Sally
miała na myśli pracę.
Sally celowo nie dodała, że Fergus chciał, aby zgodziła się iść z nim w
piątek na zabawę. Gdyby Wynn się o tym dowiedziała, do wieczora
zaplanowałaby ich ślub i wesele! Sally zresztą nie była pewna, czy
przystanie na zaproszenie Fergusa. Poczuła przypływ nieuzasadnionej
irytacji na myśl o tym, że zaprosił ją na imprezę, w której wezmą udział
wszyscy mieszkańcy, z Robem włącznie.
Nękał ją coraz silniejszy ból głowy, więc sięgnęła po aspirynę i zerknęła
na przedpołudniową listę pacjentów. Marzyła o miłym dniu i pójściu spać o
dziewiątej wieczorem.
Ranek minął dosyć szybko. Zjawiło się tylko dwoje pacjentów - pani
Skerris skarżyła się na bolące kolana, a pan Murray skaleczył się w palec i
musiał dostać receptę na antybiotyk. O jedenastej Wynn przyniosła kubek
kawy i oznajmiła, że w poczekalni nikogo nie ma.
- Dzięki Bogu! - rzekła Sally i sięgnęła po w gazetę. Ten poniedziałkowy
dyżur okazał się zaskakująco spokojny.
Czytając, w pewnej chwili uświadomiła sobie, że na korytarzu coś się
dzieje. Dobiegł ją zduszony okrzyk i stuknięcie przewracanego krzesła.
Przez moment zastanawiała się, czy przypadkiem znów nie zobaczy
rozjuszonego Benjamina Pipera, ale do gabinetu wpadła najwyrazniej
zaniepokojona Wynn.
- Rob cię prosi - wy sapała. - Właśnie zemdlał George Buchan. Chyba jest
pijany.
Sally natychmiast wybiegła do poczekalni i ujrzała pochylonego nad
George'em Roba. Usłyszał jej szybkie kroki i podniósł głowę.
- Mamy kłopot - mruknął. - Ten dureń pił chyba od samego rana.
Dowiedział się, że ma cukrzycę, i postanowił się schlać. Dostał zastrzyk z
insuliny, lecz oczywiście nic dzisiaj nie jadł!
- I teraz ma hipoglikemię! - Sally pociągnęła nosem i się skrzywiła. -
Musiał sporo wypić. Cuchnie od niego jak z browaru!
George niespokojnie poruszał rękami i nogami. Rob dotknął jego twarzy.
Była spocona.
- Podam mu dożylnie pięćdziesiąt gramów glukozy - oświadczył Rob. - To
wyrówna niedobór.
Po chwili George otworzył oczy i tępo rozejrzał się wokół.
- Za parę minut dojdzie do siebie - stwierdził Rob. - Położę go w pokoju
zabiegowym i poczekam na Janet. W szpitalu zastosują odpowiednią terapię.
Janet może tam go zawiezć. Bóg raczy wiedzieć, jak ten facet sobie
zaszkodził.
Rob pomógł mężczyznie wstać i prawie zaniósł go do gabinetu. Z pomocą
Sally położył George'a na kozetce i przykrył kocem. Gdy wrócili do
poczekalni, czekała tam na nich zdenerwowana Janet.
- Nie martw się, Janet. - Rob otoczył ją ramieniem. - Nic mu nie jest, ale
trzeba porządnie go ochrzanić! Musi zrozumieć, jaki niebezpieczny dla
cukrzyka może być nadmiar alkoholu.
Rob poprowadził Janet do swego gabinetu i gestem polecił Sally iść z
nimi.
- Pewnie ktoś cię zawiadomił, że pijanego George'a znaleziono na ulicy.
Problem w tym, że z powodu picia podniósł się poziom insuliny, która z
kolei wchłonęła zbyt wiele glukozy, co spowodowało stan zwany
hipoglikemią.
- George chwilowo nie pracuje i niestety pije. - Janet chlipnęła żałośnie. -
Martwi się, że nie damy sobie rady, jeśli nie będzie mógł wrócić na morze.
Zawsze topił smutki w alkoholu.
- To żadna metoda, Janet. - Rob poklepał ją po ręce. - George odzyska
formę, kiedy zacznie brać insulinę, prawda, doktor Jones?
Twierdząco skinęła głową.
- Zdziwiłabyś się, wiedząc, jak dużo ludzi stosuje dietę i robi sobie te
zastrzyki. Naprawdę można przywyknąć do tej sytuacji. Rob chętnie
porozmawia z twoim mężem o tych sprawach. Może George potrzebuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]