[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urządzać zabawy. Lucky jako członek bliskiej rodziny została z miejsca
zatrudniona przy przygotowaniach i nie miała chwili czasu dla siebie. Zdą\yła
tylko wziąć prysznic przed samym przyjęciem, które trwało całą noc. Wcale się
zresztą nad sobą nie u\alała, przeciwnie, chętnie we wszystkim pomagała, bo
czuła, \e ostatnio ogromnie zaniedbała rodzinę, choć przecie\ w pracy nie miała
\adnych absorbujących ją kłopotów. Postanowiła więc wykorzystać dłu\szy
weekend na nadrobienie zaległości w stosunkach rodzinnych, a zwłaszcza na
wysłuchanie najświe\szych ploteczek.
Niemniej z pewną ulgą póznym wieczorem w poniedziałek skierowała
swój samochód w stronę domu. Po dobrze przespanej nocy we wtorek rano
przybyła do biura wypoczęta i gotowa na wszystko.
Zdą\yła właśnie usiąść przy biurku, gdy usłyszała zatrzymujący się przed
bramą samochód. W chwilę pózniej w drzwiach ukazał się chudy młodzieniec w
grubych okularach, ze strzechą jasnych włosów. Wszedł do biura i rozejrzał się
dookoła.
Lucky po latach doświadczeń zawodowych potrafiła od razu ocenić
klienta. Ten, prawie jeszcze nastolatek, nie bardzo wyglądał na nabywcę
samochodu i był raczej speszony.
Wstała szybko zza biurka z wyciągniętą dłonią, \eby go trochę ośmielić.
Jestem Lucky Vanderholden uśmiechnęła się ciepło. Czym mogę
słu\yć?
Ja... czytałem pani ogłoszenie. Patrzył na jej dłoń przez chwilę pustym
wzrokiem, otarł rękę o nogawkę spodni i dopiero wtedy uchwycił jej palce w
krótkim uścisku. Nazywam się Dewey Phillips.
Miło mi cię poznać, Dewey. Lucky wskazała mu krzesło. Mo\e
zechcesz usiąść.
Chyba tak. Przesunął krzesło w stronę biurka, szurając nim po
podłodze.
Dałam kilka ogłoszeń w prasie. Które masz na myśli?
Dewey poprawił okulary na nosie i spojrzał na Lucky wzrokiem pełnym
nadziei.
To o kupnie starych samochodów. No, wie pani, najwy\sze ceny.
Taak zaczęła powoli jestem zainteresowana kupnem samochodów.
Ale nie chodzi mi o zwykłe, stare samochody, szukam naprawdę zabytkowych
modeli.
Mój jest właśnie taki. Nagle twarz Deweya rozjaśniła się entuzjazmem,
który zadziwiająco go odmienił. To Thunderbird z 1956 roku. Ma
ośmiocylindrowy silnik o mocy 202 koni mechanicznych, to
kabrioletli-muzyna...
Uaaa! Lucky uniosła dłoń, \eby powstrzymać potok jego słów.
Wszystko brzmi cudownie. Chyba takiego właśnie szukam. Kiedy będę mogła go
obejrzeć?
Zaraz. Stoi przed bramą.
Chcesz powiedzieć, \e jest na chodzie?
Oczywiście, gdyby nie jezdził, nie bardzo zasługiwałby na miano
samochodu.
Lucky wyszła z biura i stwierdziła, \e samochód był jeszcze wspanialszy,
ni\ to wynikało z opisu Deweya. Niewielki, kremowy, o ładnej linii, miał okna
osadzone w metalowych listwach, a nad tylnym zderzakiem zapasową oponę.
Jednym słowem marzenie.
Lucky odetchnęła głęboko i zwróciła się zdumiona do chłopaka.
Chcesz naprawdę sprzedać taki samochód?
Oczywiście odparł ura\onym tonem. W przeciwnym razie nie byłoby
mnie tutaj.
Coś się tu nie zgadzało, pomyślała Lucky, obserwując pełną wyrazu twarz
Deweya, ujawniającą dwa zupełnie sprzeczne ze sobą uczucia. Kiedy mówił o
wozie, o\ywiał się, na wzmiankę o jego sprzeda\y wyraznie przygasał. Nie
wszystko jeszcze zostało powiedziane i Lucky była zdecydowana dowiedzieć się
czegoś więcej.
Jeśli nie masz nic przeciwko temu, poproszę mego mechanika, \eby go
obejrzał, a my pójdziemy do biura i porozmawiamy, dobrze?
Oczywiście.
Wywołała Cierna z gara\u. Dewey wręczył mu kluczyki i z trudem
odrywając oczy od samochodu, podą\ył za Lucky do biura.
A więc wyciągnęła kartkę papieru do zanotowania potrzebnych danych
skąd masz ten samochód?
Od ojca. Dewey machinalnie przesuwał palcami po bocznym szwie
spodni.
To był prezent?
Właściwie spadek, ojciec nie \yje. Podniósł na nią wzrok, jakby
uderzyła go jakaś myśl. Niech się pani nie obawia, papiery są w porządku.
Lucky skinęła głową i zrobiła notatkę.
Kiedy twój ojciec kupił ten samochód?
W 1956 roku, wprost ze składu. Musiał na niego oszczędzać przez trzy
lata, ale zawsze powtarzał, \e się opłaciło.
Lucky zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
Więc twoja rodzina miała go przeszło trzydzieści lat?
Taak. Dewey pochylił nagle głowę. Jest starszy ode mnie.
I masz zamiar go sprzedać?
Taak, pewnie. Dlatego tu jestem.
Ale nie bardzo cię to cieszy, prawda? Wzruszył bezradnie ramionami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]