[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po cichu wsuwał się przed 26, kto 63, drapał się na 49 i tak
ku górze bez końca. W pałacu wrzenie, zaślepienie, po kory-
tarzach bieganie, koteryy naradzani , bo układa się listę orsza-
ku i dwór cały tylko tym zajęty aż do chwili, kiedy po salo-
nach i biurach rozejdzie się wiadomość, że dostojny pan wy-
słuchał listy, zalecił nieodwołalne poprawki i następnie przy-
taknął głową. Teraz niczego nie można już zmienić i każdy
wie, jakie przypadło mu miejsce. Aatwo poznać po sposobie
chodzenia i mówienia, kto został powołany do orszaku, gdyż
zaraz z takiej okazji tworzyła się, choćby krótkotrwała, orsza-
kowa hierarchia, która zaczynała żyć obok hierarchyy dojść
i hierarchyy tytułów, bo pałac nasz tworzył całą wiązkę, cały
snop hierarchyy i jeżeli ktoś na jednym promieniu opadał, to
na innym stał i podnosił się, i w ten sposób każdy znajdował
dla siebie satysfakcję i napełniał się dumą. O takim, kogo
wpisano na listę, inni mówili z podziwem i zazdrością - patrz-
cie, ten będzie chodzić w orszaku! A jeżeli wyróżnienie to
spotkało go wiele razy, dostojnik ów stawał się czcią otoczo-
nym weteranem orszakowym. Wszelkie zabiegi wokółorsza-
kowe wzmagały się gwałtownie, kiedy pan nasz udawał się
z wizytą zagraniczną, z której przywoziło się obfite prezenty
i zaszczytne dekoracje, i wtedy właśnie, w końcu roku sześć-
dziesiątego, cesarz ruszył z wizytą do Brazylyy. Na dworze sze-
ptano, że będzie tam dużo ucztowania, nabywania, obławiania,
więc taki zaczął się turniej o miejsce w orszaku, taka~zapal-
czywa i brawurowa szermierka, że nikt nie zauważył, iż w sa-
mym wnętrzu pałacu zawiązał się straszliwy spisek. Ale czy
rzeczywiście nikt, mój przyjacielu? Pózniej okazało się, że Ma-
konen Habte-Wald już wcześniej coś zwąchał. Zwąchał, złapał
i doniósł. Była to dziwna postać - nieboszczyk Makonen. Mi-
nister, wybraniec mający tyle dojść do monarchy, ile chciał,
prawdziwy ulubieniec naszego pana, a jednocześnie dostojnik,
który nigdy nie myślał o upychaniu swojego worka. Ale pan
nasz, mimo iż nie lubił świętych w swoim otoczeniu, wyba-
czał mu tę słabość, gdyż wiedział, że dziwaczny ten faworyt
nie ma czasu zajmować się kieszenią, ponieważ cały jest po-
chłonięty jedną myślą -' jak najlepiej służyć cesarzowi! Ma-
konen, przyjacielu, był ascetą władzy, ofiarnikiem pałacu. Cho-
dził w starym ubraniu, jezdził starym volkswagenem, mieszkał
;~.~ starym domu. Dobrotliwy pan lubił całą tę prostą, z nizin
społecznych wywodzącą się rodzinę Makonena i jednego z je-
go braci imieniem Aklilu powołał do godności premiera, a in-
nego, imieniem Akalu, mianował. Sam Makonen też był mi-
nistrem przemysłu i handlu, ale urzędem tym zajmował się
rzadko i z niechęcią. Cały czas poświęcał rozbudowie swojej
prywatnej sieci donosicieli i na to wydawał wszystkie pienią-
dze, jakie posiadał. Makonen stworzył państwo w państwie,
miał sw ich ludzi w każdej instytucji, w urzędach, w wojsku
i w policji. Nad zbieraiem i porządkowaniem donosów praco-
wał dzień i noc, mało sypiał, miał zniszczoną twarz i wyglądał
jak cień. Spalał się w tym działaniu, ale spalał się milczkowa-
to i krecio, bez sceny i fanfaronady, szary, skwaśniały, skryty
w półmroku, sam jak półmrok. Najgłębiej starał się przenikać
inne, konkurencyjne siatki wywiadowcze węsząc tam sztylet
i ,zdradę i - jak potwierdziło się teraz - węsząc słusznie, a to
w myśl zasady naszego pana, że jeśli dobrze się wwąchać, to
wszędzie śmierdzi. Tak
Dalej móZy mi, że w szafie Makonena, w prywatnej
szafie tego fanatycznego kolekcjonera donosów, nagle zaczęła
puchnąć teczka z nazwiskiem Germame Neway. Dziwne jest
życie teczek, mówi. Są takie, które la,tami wegetują na półce,
cienkie i wyblakłe jak zasuszone liście, zamknięte, pokryte
kurzem, w zapomnieniu wyczekujące .dnia, kiedy nigdy dotąd
nie tykane, będą w końcu podarte i wżucone do pieca. To te-
czki ludzi lojalnych, którzy wiedli przykładny i oddany cesa-
rzowi żywot. Otwórzmy dział - Postępki: żadnej negatywno-
ści. Otwórzmy dział - Wypowiedzi: ani jednej karteluszki.
Powiedzmy, jest jednak kartka, ale na niej, z polecenia czci-
godnego pana, minister pióra napisaA - fatina bere, to zna-
czy - Pacnięcie Piórem, próba pióra. To znaczy, że pan nasz
uznał zapis za wprawkę młodego pracownika Makonena, któ-
ry jeszcze nie nauczył się, kiedy i na kogo można donosić.
Czyli kartka jest, ale unieważniona, :jak przekreślony weksel.
Bywa też, że teczka, latami chuda i zamknięta, w pewnej chwi-
li ożywa, z martwych powstaje, zaczyna przybierać na wadze,
tyje. Taka teczka ~zaczyna zle pachnąć. Jest to znany zapach,
jaki wydziela się z miejsca, gdzie zostaAa Popełniona nielojal-
ność. Na tę woń Makonen ma wyczulony, wrażliwy nos. Za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]