[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmawiać, zranił go tak boleśnie.
Miłość?
W duchu a\ wzdrygnął się na tę myśl. Miłość? On? Panika!
On nie był zakochany.
Cholera! warknął. Nic nie rozumiem.
Nigdy nie przypuszczałem, \e usłyszę od ciebie coś takiego.
Co? Connor skrzywił się. Ksiądz nie wierzy w cuda?
Dobrze powiedziane. Liam oparł się o nadburcie. Skrzy\ował ramiona
i przyglądał się bratu z uwagą. I co masz zamiar z tym zrobić, Connorze?
Ten potrząsnął głową.
Myślę, \e ju\ dość zrobiłem. No tak. Sprawił, \e najlepsza
przyjaciółka wyrzuciła go ze swojego domu. Sprawił, \e przestała odzywać się
do niego. śe nie mogła nawet znieść jego widoku. O, tak. Spisał się doskonale.
Zamierzasz więc zostawić to tak? Pójść sobie? Connor posłał mu
wrogie spojrzenie.
Usiłujesz manipulować mną.
Nie \artuj.
Kto powiedział, \e zamierzam to zostawić?
To co zamierzasz?
Gdybym wiedział, nie stałbym tutaj i nie znosił twoich zniewag.
Liam uśmiechnął się szeroko.
W porządku. Ale czy to nie ty jesteś tym facetem, który powiedział,
chyba dobrze cytuję: Jeśli kiedyś przyjdzie taki dzień, \e będę potrzebował
porady księdza w kwestii kobiet, będziesz mógł ogolić mi głowę i wysłać na
Okinawę ?
Pięknie. Kolejny cios. Bez litości.
No i dobrze. Jestem idiotą. Potrzebuję rady. Liam poło\ył bratu rękę na
ramieniu.
Proszę bardzo powiedział. W sprawie Emmy przejrzałeś ju\ na
oczy... Mo\e czas otworzyć serce?
To wszystko? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Liam zaśmiał się cicho.
Przemyśl to, koniku polny. Odpowiedz sama do ciebie przyjdzie.
Zanim posiwieję ze starości?
Prawdopodobnie tak. Liam pochylił się nad skrzynką. Chcesz piwa?
Otworzyć serce. Connor parsknął gniewnie. Wysiadł z samochodu
prosto w gęste z gorąca powietrze. Słowa Liama nieustannie dzwięczały mu w
uszach. Spojrzał w stronę warsztatu. Wewnątrz świeciło się światło. Emma była
więc w środku. Poczuł wielki kamień w \ołądku.
Miłość?
Czy był zakochany w Emmie? Wcią\ nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Lubił ją. Bardziej ni\ kogokolwiek, kiedykolwiek Bolało go, \e nie
rozmawiali ze sobą. Bolało go, \e nie chciała się z nim widywać. Potwornie
bolało, \e nie mógł przestać myśleć o niej.
Ale teraz wszystko się zmieni mruknął pod nosem. Cały dzień minął,
zanim zrozumiał, co Liam miał na myśli. Ale w końcu udało mu się.
Przestał traktować Emmę jak przyjaciółkę. Zaczął myśleć o niej jak o
kobiecie.
Uśmiechnął się do siebie. Schylił się do samochodu i wyjął wielki bukiet
ró\ zawinięty w cienki biały papier. Pachniały wspaniale. Wcią\ uśmiechnięty,
sięgnął znów do auta. I oto trzymał w drugiej ręce zawinięte w złotą folię
pudełko drogich czekoladek.
Wreszcie. Czuł, \e znowu panuje nad sytuacją.
W tym jestem dobry, pomyślał. Na temat flirtowania i podrywania
mógłby pisać poradniki. Kwiaty, czekoladki, kilka całusów i ka\da była jego.
Musi tylko pokazać jej, \e ceni ją i szanuje. Przekonać ją, \e to, co zaszło
między nimi, to było coś więcej ni\ przygoda na jedną czy dwie noce. A kiedy
ju\ to osiągnie, będą mogli zmierzyć się ze zmianą ich związku.
Wyprostował się, kopnięciem zatrzasnął drzwiczki i ruszył do warsztatu.
Z zadowoleniem stwierdził, \e drzwi były zamknięte na klucz.
Przynajmniej w tej sprawie mnie posłuchała, pomyślał.
Zastukał. I czekał niecierpliwie. Po chwili drzwi uchyliły się na kilka
centymetrów. W szparze zobaczył oko Emmy i czubki jej palców. Miała na
sobie, jak zawsze, granatowy kombinezon. Przez głowę przeleciało mu pytanie,
czy pod spodem jest naga. Wyschło mu w ustach.
Connor! Co ty tutaj robisz?
Musiałem zobaczyć cię, Emmo powiedział. Podniósł bukiet i
czekoladki. To dla ciebie.
Ró\e. Uśmiechnął się. Przysunął się bli\ej.
I czekoladki powiedział. Parsknęła śmiechem. I przymknęła nieco
drzwi.
Nadal nic nie rozumiesz.
Czego nie rozumiem? Staram się tylko być mi O co chodzi, Emmo?
Przez długą chwilę przyglądała się mu w milczeniu. Connor gotów był
przysiąc, \e bicie jego serca słychać w całej okolicy. W końcu otwarła szerzej
drzwi. Stanęła przed nim ze skrzy\owanymi ramionami.
Kiedy zajrzał w jej oczy, dostrzegł w nich gniewne błyski. Zrozumiał, \e
zrobił coś złego. Nie potrafił jednak zgadnąć co.
Przyniosłeś mi ró\e. I?
Nie cierpię ró\.
Ale\ tak! Przypomniał sobie. Przecie\ wiedział o tym. Powinien był
pamiętać, \e ulubionymi kwiatami Emmy były gozdziki. Zacisnął pięść a\ do
bólu. Jakby wierzył, \e te cholerne kwiaty znikną jakimś cudownym sposobem.
Masz rację powiedział. Nie pomyślałem i... Emma uniosła brodę.
Spojrzała mu w oczy. I ku swemu przera\eniu, dostrzegł w nich łzy.
Nie pomyślałeś powiedziała smutno. Nie pomyślałeś o mnie.
Kupiłeś to, co kupowałeś ka\dej dziewczynie i sądziłeś, \e to wystarczy.
Emmo.
Wszystko szło nie tak, jak to sobie obmyślił. Z ka\dą chwilą pogrą\ał się
coraz głębiej. Miał wra\enie, \e znalazł się nagle na ruchomych piaskach.
Z rozpaczą pomyślał, \e próba naprawienia wszystkiego między nimi
mo\e jeszcze pogorszyć sprawę.
Trzy dni temu powiedziałam ci, Connorze w jej głosie słychać było
smętne nutki rozczarowania \e nie jestem płochą panienką. śe dziewczyna, z
którą spędziłeś kilka chwil, nie istnieje. Nie istnieje! I \e ty nigdy nie chciałeś
takiej mnie, jaką jestem naprawdę.
Connor trząsł się cały. Z trudem szukał właściwych słów. Lecz nic nie
przychodziło mu do głowy. Czuł kompletną pustkę w głowie.
Znowu ją zranił.
Kiedy to sobie uświadomił, a\ jęknął z bólu. Czuł się, jakby wisiał nad
przepaścią i rozpaczliwie szukał oparcia dla rąk i nóg. I nie znajdował.
Emmo, wiem, \e zrobiłem zle... Ręce z niechcianymi prezentami
opadły mu wzdłu\ tułowia. Chciałem tylko, \ebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
Nie chcę być twoją przyjaciółką, Connorze. Powiedziała to głosem
cichym, dr\ącym, pełnym bólu. A przecie\ ka\de słowo godziło weń jak
kamień.
Dlaczego?
Bo kocham cię, Connorze.
Emmo...
Nic nie mów, dobrze? Uciszyła go gestem dłoni. Proszę. To
wszystko moja wina. I sama sobie z poradzę... Zaufaj mi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]