[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szowała się dotykiem jego warg na piersiach. Miała wrażenie, że wypełniał ją całą.
Było to niesamowite uczucie, akt miłosny, w którym oboje stanowili jedność.
- Devlyn! - krzyknęła tak głośno, że wystraszyła ptaki na gałęziach pobliskiego
drzewa.
L R
T
Z głową opartą na jego ramieniu powoli wracała do rzeczywistości.
- Przepraszam, a ty? - wymamrotała.
- Nie martw się. Wszystko w swoim czasie. - Okręcał wokół palca pasmo jej wło-
sów.
- Powtórzmy to - szepnął namiętnie.
Ich usta znowu się spotkały. Kiedy lekko przygryzał zębami jej dolną wargę, była
gotowa na nowe doznania, chociaż przed sekundą wydawało się jej, że została w pełni
zaspokojona.
Wyobraziła sobie, że przygniata ją jego ciało. Ten obraz przyprawił ją o przyspie-
szone bicie serca. Zaczęła niecierpliwie szarpać go za koszulę.
- Położymy się na trawie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Jego głos był pełen wahania.
- Tak, Devlyn, tak.
Nie schodząc mu z kolan, cały czas czując go w sobie, rozpięła mu gwałtownie ko-
szulę i rzuciła na wilgotny, pokryty suchymi liśćmi mech. Poruszyła się, jakby chciała
niepostrzeżenie wysunąć się z jego objęć i położyć na ziemi.
W tym momencie rozstąpiła się pod nią ziemia. To doznanie było jeszcze silniejsze
niż poprzednio. Drżąc z rozkoszy w jego silnych ramionach, w oka mgnieniu przewarto-
ściowała wszystko, co do tej pory wydawało się jej istotne. Długo była przekonana, że
doskonale wie, czego oczekiwać od życia. Chciała mieć partnera, na którym mogłaby
polegać, kilkoro dzieci, prowadzić spokojną, bezpieczną egzystencję. Teraz odkryła w
sobie jakąś pierwotną dzikość, wiodącą do samozniszczenia. Devlyn był niebezpieczny i
pełen sprzeczności. Samotnik, a jednocześnie dusza towarzystwa, pozornie beztroski i
czarujący, krył w sobie mroczne tajemnice, które mogły stanowić poważne wyzwanie dla
psychoterapeuty.
Nie mogła zgłębić jego sekretów, a nawet nie miała prawa o nie pytać. Ich trudna
do opisania relacja z pewnością nie była trwała, a jej podstawą nie było wzajemne zaufa-
nie. Z jakichś sobie tylko znanych powodów Devlyn jej pożądał. Wiedziała, że zawsze
tak nie będzie, ale i ona go pragnęła, przyjmując jego warunki.
L R
T
Po paru minutach jej oddech wrócił do normy. Chciała wstać, ale nie miała pewno-
ści, czy nogi nie odmówią jej posłuszeństwa.
W milczeniu podziwiała jego mięśnie. Dziwne, pomyślała. Była przecież dojrzałą,
niezależną kobietą. Potrafiła nawet, w razie potrzeby, wymienić koło w samochodzie.
Nie potrzebowała mężczyzny, żeby chronił ją przed światem, a mimo to przemawiała do
niej jego siła. Ich osobowości były całkowicie różne. Chociaż sama była introwertyczką,
jej przeszłość była jak otwarta książka. Zwyczajna i nudna.
Leżał z twarzą wtuloną w jej szyję. Miała nawet wrażenie, że jego wargi mówią
coś do niej bezgłośnie. Czyżbym aż tak oczekiwała od niego czułości, że zaczęłam ją so-
bie wyobrażać? - przemknęło jej przez głowę.
Po raz pierwszy, odkąd znalezli się w lesie, przeszył ją dreszcz chłodu, a ciało po-
kryło się gęsią skórką. Wysunęła się z jego ramion i wygładziła spódnicę. Schyliła się i
podniosła z ziemi koszulę Devlyna.
- Nie zniszczyliśmy jej - zauważyła, siląc się na poczucie humoru.
Nawet jeśli żart był udany, zupełnie nie dotarł do Devlyna. Wstał, bez słowa wziął
od niej koszulę i włożył na siebie.
Przyglądała się, jak automatycznymi, spokojnymi ruchami powoli ubiera się ze sto-
ickim spokojem.
Ona aż kipiała z emocji. Ubiegłego wieczoru cierpiała, bo czuła się upokorzona i
odrzucona. Teraz była zaspokojona fizycznie, ale dalej nie mogła znalezć odpowiedzi na
dręczące ją pytania.
Devlyn pozostał chłodny i opanowany.
L R
T
ROZDZIAA CZTERNASTY
Ostatnim razem podobnie czuł się po swoim pierwszym akcie seksualnym. Wi-
docznie stara rana w pełni się nie zablizniła. W pewnym sensie układało się to w lo-
giczną całość. Pragnął Gillian, ale czuł się podle, chociaż sama mu się chętnie oddała.
Pożądanie i poczucie winy nie szły w parze.
Uśmiechnął się w duchu, znajdując w kieszeni jej majteczki. Podał je bez słowa. Z
pewnością oczekiwała, że on coś powie. Przecież przed chwilą, na nic nie zważając, ko-
chali się bez najmniejszych zahamowań.
Poprawiła kołnierz bluzki i wygładziła ręką włosy. Te proste gesty sprawiły, że za-
pragnął jej ponownie.
- Gillian... - zaczął, przełykając ślinę.
- Tak?
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa - powiedział, przyciągając ją do siebie.
- Wszyscy wiedzą, że masz spore doświadczenie z kobietami - zauważyła, nie bar-
dzo wiedząc, o co mu chodzi.
- Nie jesteś zwykłą kobietą.
Wysunęła się z jego objęć i cofnęła o krok.
- Chcesz mnie przekonać, że powinnam żałować tego, co się stało?
- Nie o to mi chodziło. Jesteś inna. Wyjątkowa.
- Niezrównoważona?
- Wiesz dobrze, co chciałem powiedzieć. - Oburzył się.
Miał opinię osoby, która potrafi zachować dystans zarówno podczas korporacyjne-
go zebrania, jak i w sypialni, a Gillian udawało się raz po raz zbijać go z tropu.
Pozornie uprzejma i opanowana, w jego ramionach stawała się płomieniem na-
miętności. Jedno jest pewne, dla niej chciał stać się lepszym człowiekiem.
- Wracajmy do domu. - Westchnęła.
- Dobrze się czujesz? - spytał, widząc jej blade policzki.
- Chyba tak, ale nie zostanę w rezydencji. Wykonam pracę, do której mnie zatrud-
niłeś. To - wskazała gestem miejsce, gdzie się kochali - nie jest dobry pomysł.
L R
T
- Przed chwilą byłaś innego zdania.
Musiał przyznać, że mimo wyraznego zmieszania potrafiła zachować godność.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Devlyn, wiesz, że jesteś czarujący. Nie rozumiem tylko, dlaczego zadajesz się z
córką pomocy domowej.
- Nigdy nie byłem snobem. Lubię cię. Tak trudno ci w to uwierzyć?
- Tak, jeśli mam być szczera.
- Masz tak mało pewności siebie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl