[ Pobierz całość w formacie PDF ]
których nie dało się ani zobaczyć, ani dotknąć. Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo obawiał się o
Darcy. Chciałby ją ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu, gdzie nie dosięgłoby jej żadne zło.
Zaimponowała mu dzisiejszej nocy, w mgnieniu oka pokonując własny strach i twardo obstając
przy swoim. Co przeraziło ją tak bardzo? Kto odważył się na takie niesmaczne żarty? Tego nie
wiedział, ale za wszelką cenę chciał tę sprawę wyjaśnić. Niepokoiły go spryt i skuteczność
działania niebezpiecznego żartownisia. Sprawdzał pokój Lee niezliczoną ilość razy, lecz nigdy nie
znalazł tam żadnych kabli czy czujników, niczego, co nasuwałoby jakieś podejrzenia. A i Lavinia
twierdziła zawsze, że ten pokój emanuje jakąś upiorną atmosferą, nie mówiąc już o kobietach, które
sprowadzał Clint, a które zawsze chciały spędzić noc właśnie tam.
Westchnął i ponownie utkwił wzrok w pliku dokumentów leżących na jego biurku. Robota
papierkowa, pomyślał, oto przyczyna, dla której policja straciła tylu zdolnych ludzi. Dochodziła już
siódma, a on wciąż tkwił w pracy. Chyba najwyższy czas wracać do domu.
Biblioteka w Stoneville była jedną z najbardziej imponujących, jakie Darcy kiedykolwiek
widziała. Pani O Hara, drobna, ale zwinna i zręczna, o pięknych, brązowych oczach, bardzo
kochała książki i dbała o to miejsce, wkładając w pracę wiele serca. Podczas rozmowy
poinformowała z dumą Darcy, że krzesła znajdujące się w bibliotece pochodzą z aukcji w całym
kraju.
- Bo widzi pani, jeśli pokocha się książki i czytanie, cała wiedza stoi nagle przed nami otworem
- oznajmiła z emfazą. - A to takie ważne, szczególnie w młodym wieku. Proszę bardzo, proszę -
wskazała ręką - tu jest dział historyczny, a tu książki dotyczące historii lokalnej.
Na szczęście żyło tu wielu ludzi pióra, którzy uwieczniali bieżące wydarzenia na papierze.
Darcy znalazła na przykład historię dwóch sióstr - starszej Ofelii i młodszej Amy, którą opowiadał
jej w lesie Matt. Nie do końca zdążyła zgłębić historię rodziny Stone ów, gdy podeszła do niej pani
O Hara i zaproponowała herbatę.
Darcy spojrzała na zegarek.
- Przepraszam, czy nie pogniewa się pani, jeśli skorzystam z zaproszenia innym razem?
Strasznie się zasiedziałam, ale jutro znowu tu przyjdę.
- Będzie mi bardzo miło i postaram się znalezć dla pani jakąś interesującą lekturę, również na
temat Melody House. Poza tym mogłabym poprosić o przyjście Marcie Cuomo. To moja
przyjaciółka, swego czasu zatrudniła się w domu państwa Stone ów, ale już pierwszego dnia
stamtąd uciekła. Coś przeraziło ją śmiertelnie, omal się nie zabiła, spadając ze schodów!
- O, to interesująca historia, jeszcze o niej nie słyszałam.
- Powiedziała wówczas, że odeszła, bo nie chciała stać się pośmiewiskiem.
- Rozumiem, chętnie bym się z nią spotkała. Proszę, to mój telefon. - Darcy podała bibliotekarce
wizytówkę.
Wyszła na ulicę, wsiadła do małego sportowego volvo, które pożyczyła od Penny i już po chwili
dotarła do Melody House. Postanowiła wybrać się na przejażdżkę do lasu. Osiodłała więc Nellie i
mimo że było już dosyć pózno, ruszyła wąską ścieżką przed siebie. Jechała trochę po omacku i na
oślep, wierząc, że trafi na tę polanę, na której poprzednio odnalazł ją Matt. I faktycznie, po
niespełna pół godzinie dotarła do celu. Uwiązała konia do drzewa, a sama usiadła na tym samym
kamieniu co wtedy i objęła ramionami kolana. Zapadł zmrok i Darcy poczuła się trochę nieswojo.
Zamknęła oczy i zaczęła raz jeszcze rozmyślać o wydarzeniach z przeszłości, które rozegrały się w
tym lesie. Nagle usłyszała jakiś stłumiony głos, jakieś przeciągłe wołanie. To Josh, pomyślała
uradowana, otworzyła oczy, lecz nikogo nie było w pobliżu, a las wydał się jej jeszcze bardziej
ciemny i nieprzenikniony. Z jego odchłani wyraznie docierały do niej ludzkie głosy. Czyżby ktoś
wybrał się na wieczorną przechadzkę? Więc nie tylko ona miała takie niecodzienne pomysły...
Jeden z głosów był jasny i wesoły, a przy tym bardzo dziewczęcy.
- Wiem, że on miał być twój - mówiła dziewczyna, jakby przepraszając - ale gdy go ujrzałam...
Gdy on mnie ujrzał, nie dało się już nic zrobić, kochana Ofelio, to była miłość od pierwszego
wejrzenia! Wspaniała i niezłomna, taka na całe życie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka jestem
szczęśliwa. Nie bądz smutna, tobie też się to kiedyś przytrafi i zaznasz równie wielkiego szczęścia
jak ja i Barry.
Darcy otworzyła szeroko oczy. Przecież to te dwie siostry, o których opowiadał jej Matt!
Zbliżyły się do Nellie, pijącej wodę ze strumienia. Na ich widok klacz zrobiła kilka nerwowych
kroków w tył. Było jasne, że nie czuje się zbyt pewnie.
Obie dziewczyny miały gęste, brązowe włosy i ubrane były w proste, bawełniane sukienki, a do
tego dość masywne buty.
- Tak, będzie cudownie - wyszeptała Ofelia, zsiadając z konia.
- Po co się tu właściwie zatrzymałyśmy? - zapytała Amy.
- Zsiądz, chciałam ci coś pokazać, o tam - Ofelia wyciągnęła rękę. - Nad samym strumieniem.
Amy przyklękła nad brzegiem i zaczerpnęła dłońmi trochę wody.
- Właśnie tu, bardzo dobrze, pochyl się jeszcze niżej...
- Cała przemoknę.
- Ach, głupia gąsko, jest przecież lato, zaraz wyschniesz.
Darcy zamarła w bezruchu, jakby wpadła w jakiś trans. Wiedziała przecież, co się za chwilę
wydarzy, lecz nie mogła nawet drgnąć. Chciała krzyczeć, by uprzedzić biedną Amy, ale słowa
uwięzły jej w gardle. Jak to możliwe, że widzi scenę, która miała miejsce przed tylu laty?
Gdy tylko Amy pochyliła głowę, by dojrzeć skarb, który miał leżeć na dnie strumienia, Ofelia
wydobyła z worka siekierę umocowaną przy siodle i dokonała brutalnej egzekucji. Straszny był to
widok, a przerazliwy krzyk, jaki wydala z siebie Amy, miał już na zawsze pozostać w pamięci
Darcy. Po początkowym osłupieniu Darcy wzięła się w garść, zerwała na równe nogi i zaczęła biec
w kierunku, gdzie rozgrywała się ta straszna scena. Może uda jej się jakoś powstrzymać Ofelię,
może Amy jeszcze żyje? Krzyknęła, po raz ostatni zebrała siły i... nagle wszystko znikło. Uklękła w
wodzie dokładnie na tym miejscu, gdzie przed laty zginęła Amy i gorzko zapłakała.
Coś poruszyło się za wielkim dębem... Darcy obejrzała się za siebie, podniosła się z kolan i
ruszyła w stronę starego drzewa.
- Znowu puściłeś ją samą? - wrzeszczał Matt jak opętany. - O tej porze, po ciemku?
- Wcale mnie tu nie było - bronił się Carter. - Gdybym był, na pewno bym jej nie wypuścił.
Pojechałbym z nią, a przy okazji pokazałbym, na czym polega specyficzny urok mężczyzn z
Południa.
- To ta twoja bródka czyni z ciebie takiego ogiera? Trzeba przyznać, że masz dobry gust, miło
było na nią popatrzeć w tej koszulce nocnej - zaśmiał się Clint.
- Szkoda tylko, że nie sypia w bardziej przezroczystych ciuszkach!
Matt osiodłał konia i wskoczył na siodło.
- Zwietnie, bawcie się dalej, ale ja jadę! - zawołał ze złością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]