[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pochylił się i wolno, ostrożnie, tak by nie narobić
hałasu, podkradł się do Tiki Hut.
I wtedy ją zobaczył, skuloną w kącie pod barem.
W myślach pochwalił ją z wybór schronienia.
Nie pokazał się jej od razu. Bał się, że zacznie
krzyczeć, będzie próbowała uciekać. Może nawet
wskoczy do basenu, a wtedy delfiny będą ją bronić.
Zwierzęta były silne i potencjalnie śmiertelnie niebez
pieczne. Gdyby poczuły się zagrożone, mogłyby ze
pchnąć człowieka na dno basenu i nie wypuścić, póki
nie utonie.
Posuwał się naprzód bardzo wolno. Nagle zastygł
w bezruchu.
234 KSI%7Å‚YCOWA ZATOKA
W pobliskich zaroślach coś się poruszyło.
A potem rozległ się strzał, którego nie zagłuszyło
nawet wycie wiatru.
David rzucił się do przodu, nakrył Alex własnym
ciałem i zatkał jej usta dłonią.
Przestraszyła się, zaczęła się bronić.
- Ciii... Alex, to ja! Błagam, zaufaj mi! - szeptał
nerwowo, patrzÄ…c w jej rozszerzone strachem oczy.
Huknął kolejny strzał. David poczuł, jak Alex kuli
się pod nim, ale nie puścił jej. Wolał nie ryzykować.
Przycisnął ją do ziemi i nasłuchiwał. Z trudem
odróżniał odgłosy burzy od tych, które mógł wydać
z siebie człowiek.
Czekał...
I nagle... Tak, nie mylił się. Ktoś szedł alejką. Kiedy
się mocno skupił, słyszał odgłos kroków.
Cofnął dłoń, którą zakrył Alex usta. Aapczywie
chwytała powietrze, mierząc go wzrokiem, w którym
nieufność mieszała się z wściekłością i strachem.
- Alex, proszę cię, zaufaj mi! - błagał.
Przymknęła powieki.
- Mam ci zaufać? - szepnęła. - A co z Johnem?
Zabiłeś go? - spytała chłodnym, niemal obojętnym
tonem.
- Nie.
- Więc twierdzisz, że nie jesteś mordercą? I on też
nie jest?
- Nie sÄ…dzÄ™.
- Nie sądzisz? - Nieznacznie uniosła głos.
Znów zasłonił jej dłonią usta.
- Ciii!
Heather Graham 235
W jej oczach zapłonął gniew.
- Alex, do jasnej cholery, czy ty naprawdÄ™ nic nie
rozumiesz? Ja cię kocham. Prędzej umrę, niż pozwolę
komuś cię skrzywdzić. Przecież mnie znasz.
- Dochodzę do wniosku, że jednak nie.
Ledwie to powiedziała, niebo przecięła olbrzymia
błyskawica, której towarzyszył ogłuszający grzmot.
Ziemia zadrżała i słomiany dach Tiki Hut stanął
w płomieniach.
Byli tak zszokowani, że przed moment nie mogli się
ruszyć.
David ocknął się pierwszy. Poderwał się z ziemi,
złapał Alex za rękę i pociągnął do góry.
- Uciekajmy! - szepnął i pomógł jej przejść przez
plątaninę połamanych gałęzi i konarów zaścielających
podłogę.
W strugach ulewnego deszczu, który zalewał im
oczy, pobiegli w stronę domków.
- Gdzie mnie ciągniesz? - jęczała, próbując się
opierać. - Przecież najpierw przyjdą właśnie tam!
Nie odpowiedział. Ciemność stała się tak gęsta, że
z trudem odnajdywał drogę.
- David?
- Cicho bÄ…dz.
Chciał się zatrzymać, rozejrzeć, posłuchać.
Jednak wolał nie ryzykować.
Kilka minut pózniej dobiegli do domku Zacha.
Drzwi były zamknięte, lecz gdy David nacisnął klam
kę, ustąpiły.
Zatrzymał się.
Przecież Seymore mógł go okłamać. Był koman-
236 KSI%7Å‚YCOWA ZATOKA
dosem, miał ogromne doświadczenie. Gdyby tylko
zechciał, mógłby ich wystrzelać, jedno po drugim.
A potem zniknąć bez śladu. Zanim ratownicy dotarli
by na wyspę, byłby już daleko stąd. Po drodze wyło
wiłby z morza ciało Alicii i ostatecznie się go pozbył.
Kieruj siÄ™ instynktem.
I tak nie było innego wyjścia.
David wolno otworzył drzwi.
ROZDZIAA DWUNASTY
Alex wpadła na Davida, który bez uprzedzenia
zatrzymał się tuż za progiem. Zamrugała, zdezorien
towana. Zerkając zza jego pleców, starała się coś
dojrzeć.
W kuchni błysnęło słabe światło małej latarki.
Usłyszeli szczęk odbezpieczanej broni i zobaczyli
czyjąś twarz oświetloną mdłym blaskiem.
John Seymore.
Wyglądał jak makabryczna maska na Halloween.
Alex i David znieruchomieli.
John zdjął palec ze spustu i wsunął broń za pas.
- Alex! Nic ci się nie stało? - szepnął niespokojnie.
- Nie. Wszystko w porzÄ…dku.
- Gdzie Len? - zapytał David.
238 KSI%7Å‚YCOWA ZATOKA
- W kuchni, na podłodze. Opatrzyłem mu ranę, ale
nic więcej nie mogłem zrobić.
- %7łyje? - zapytała Alex.
- Ledwie. Trzeba go jak najszybciej przetranspor
tować do szpitala.
Alex weszła do kuchni i przyklękła obok Lena.
Dotknęła jego policzka i sprawdziła słaby puls. Potem
usiadła i oparłszy się plecami o lodówkę, pozwoliła
sobie na chwilÄ™ wytchnienia.
Ze zmęczenia i wychłodzenia dostała dreszczy.
Nagle poczuła, że na jej ramiona spływa ciepły koc.
Spojrzała do góry; David okrył ją, a potem usiadł
obok. Po chwili dołączył do nich John.
- Kto go tak załatwił? - Spojrzała na nich pytająco.
- Albo Jay, albo Hank - odparł David, patrząc
Johnowi w oczy.
- Jay? To nie możliwe! Był bardzo przywiązany
do Lena.
- Tak myślisz? - zapytał John sucho. - Jay kieruje
ośrodkiem, więc na pewno wiedział, kiedy przyjedzie
Alicia. Niewykluczone, że prosiła go o dyskrecję.
Mógł potajemnie spotkać się z nią na plaży i ją zabić.
- Nie wierzę w to! - zaprotestowała. - Jay też jest
ranny. Wiem to na pewno, bo jak uciekałam z budyn
ku, wpadłam na niego. A potem... Nieważne. Moim
zdaniem mordercÄ… jest Hank.
- Dziennikarz, który nie ma pojęcia o penetracji
wraków? - zauważył David z powątpiewaniem.
Alex spojrzała na Johna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]