[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nowe znajomości.
- Dzięki, ale ja nie jestem jeszcze na nie gotowa.
- No i nie wiemy, dlaczego ta żona odebrała sobie życie - zauważyła Weezie. - Może to on
ją do tego doprowadził.
- Kobiety - westchnął Nards. - Zawsze zakładacie najgorsze, jeśli chodzi o facetów.
- Na pewno jest fajny, skoro to twój kolega - powiedziałam delikatnie. - Ale na razie związki
mnie nie interesują. I może już nigdy nie zainteresują.
- Nie bądz śmieszna - stwierdziła Weezie, która jak inne mężatki, zachęcała swoich
znajomych do małżeństwa. - Tylko daj sobie czas. Na pewno poznasz kogoś tak
wspaniałego jak mój mąż. - I mrugnęła do Nardsa.
- Ja nikogo nie chcę - powtórzyłam uparcie. - Chcę, żeby Dan sobie kogoś znalazł.
- A potem się ożenił, żebyś nie musiała płacić alimentów?
- Nie musi się żenić - wyjaśniłam. - Wystarczy, że pomieszka z nią przez dziewięćdziesiąt
dni.
- To całkiem prawdopodobne - orzekł Nards. - Jest sławny, a kobiety kochają gwiazdorów.
- Czy ja wiem. Kochają takich, co bywają na premierach, a nie otwierają supermarkety.
Mam wrażenie, że ostatnio to był Winn-Dixie na Florydzie.
- Trudno uwierzyć, że tak nisko upadł - skomentowała Weezie.
- Był świetnym zawodnikiem - wspominał Nards.
- Nie tylko zręczne, mocne ręce, ale i szybkość. I ta elegancja w ruchach. Potrafił wpaść i
wyjść z każdej szamotaniny jak nikt inny.
- I stąd przezwisko - przyznałam mu rację. - Tego dnia, kiedy znieśli go z boiska na
noszach, załamał się. A potem jeszcze raz, kiedy rozwiązali z nim kontrakt. Nigdy nie miał
dość cierpliwości, żeby go dokładnie przeczytać, więc zaskoczyło go, że jak nie gra, nie
dostaje kasy.
- Chyba było mu trudniej, niż przypuszczaliśmy stwierdził Nards.
- Zgadza się, ale myślałam, że jednak dojdzie w końcu do siebie i zajmie się czymś innym.
Są przecież ludzie, którzy wychodzą z problemów z jeszcze większą wolą walki. Poza tym
mieliśmy przecież moją pensję. Kombinowałam sobie, że ja kocham jego, a on mnie, więc
razem damy radę wszystkiemu. Ależ byłam naiwna.
- A teraz musisz go utrzymywać, mimo że się rozwiedliście - dodała Weezie, z
dezaprobatą kręcąc głową.
- Ale nie widziałaś nic złego w tym, że twój wuj Wally po rozwodzie utrzymywał ciotkę
Bootsie - Nards zwrócił się do Weezie. - Uważasz, że alimenty należą się tylko kobietom?
- Oczywiście, że nie - odparła Weezie. - Ale ciocia Bootsie zasłużyła na każdego centa.
Oddała wujkowi najlepsze lata swojego życia.
- Może Dan oddał Mel najlepsze lata swojego życia - ripostował Nards. - A na pewno te
najbardziej produktywne.
- Dalej mógłby być produktywny, gdyby się trochę postarał - dodałam.
- Właśnie - poparła mnie Weezie. - Przecież wciąż jest młody i ma przed sobą przyszłość.
Dlaczego więc trzeba mu płacić, gdy on tylko siedzi na tyłku?
- Bo system prawny musi równo traktować obydwie płci - odrzekł Nards. - Muszą być
przepisy, które chronią mężczyzn tak samo jak kobiety. %7ładnych podwójnych standardów.
- To bardzo szlachetne, Nards - stwierdziłam - i zgadzam się z tobą co do zasady. Chodzi
o to, że...
- Chodzi o to, że gdy to ty musisz się dzielić pieniędzmi, zaczyna się problem - przerwał
mi. - Rozumiem. Ale żyjemy w końcu w dwudziestym pierwszym wieku i jeśli kobiety chcą
być myśliwymi, muszą zaakceptować konsekwencje, jakie z tego wynikają. Powinny też
zrozumieć, że mężczyzni w dzisiejszych czasach czują się bardzo niepewnie.
Spojrzałyśmy na siebie z Weezie i obydwie jęknęłyśmy.
- Mówię poważnie - kontynuował Nards. - Zmieniła się definicja pojęcia  mężczyzna" i
wcale nie jest nam łatwo za tym nadążyć.
Spójrzcie choćby na Dana. Kiedy przestał być żywicielem rodziny, nie umiał sobie z tym
poradzić.
- Nie umiał sobie poradzić, bo nigdy nie musiał zauważyłam. - Skoro całe życie jedziesz
równą drogą, nie nabywasz umiejętności radzenia sobie na wybojach.
- Zgadza się, ale to samo można powiedzieć o wielu facetach.
Powinnyście zobaczyć paru moich pacjentów, tych, którzy stracili pracę.
Chodzą, jakby byli poranieni. Nie potrafią sobie uzmysłowić, że wciąż są ludzmi, mimo że
ich portfel nie jest już tak wypchany jak kiedyś.
- Czy mój wymowny mąż, który uwielbia dzwięk własnego głosu, powie nam dlaczego? -
prowokowała go Weezie - Bo dzisiejsi mężczyzni odczuwają ogromny lęk przed tym, że
się nie sprawdzą, i wcale nie chodzi o seks. Kobiety stanowią siłę, z którą nie można się
nie liczyć. Im silniejsze wy się czujecie, tym gorsi czujemy się my. Nie wiemy po prostu,
kim jesteśmy.
- Ja wiem, kim jesteś, i szaleję za tobą - powiedziała na to Weezie, a potem posłała mu
kilka całusów.
Uśmiechnęłam się do przyjaciół.
- Chyba czas się zbierać. Weezie pokręciła głową.
- Nie rozwiązałyśmy jeszcze twojego problemu. Opuściłam wprawdzie Wall Street dla
Westport, ale to nie znaczy, że przestałam opracowywać szczegółowe strategie działań.
- A co tu jest do opracowania? - zdziwiłam się. -Rozwód stał się faktem, a ja wypisuję czeki
byłemu, który czarteruje sobie samoloty.
Przeraża mnie tylko fakt, że myślenie o tym zaczyna przeszkadzać mi w pracy. W zeszłym
tygodniu w samym środku spotkania z ważnym klientem nie mogłam odpędzić myśli o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl