[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amalie przyjrzała się córeczce. Zmieniła się ostatnio, buzia jej się wyraznie za-
okrągliła.
Muikk nastawił na kawę i usiadł pod oknem.
- Słyszałem, że Joni spadł ze żlebu - rzekł z westchnieniem. - Trudno mi zrozu-
mieć, jak do tego doszło. To prawdziwa tajemnica - dodał.
- Tak, wszystko to jest bardzo dziwne - przyznał Mitti. - Chociaż w gliniastej ziemi
były wyrazne ślady. Musiał się poślizgnąć.
- No, ale mimo wszystko - westchnął Muikk.
Amalie usiadła na łóżku i oparła się o ścianę. Izba urządzona była skromnie, ale
przytulnie. Zresztą Amalie nie potrzebowała luksusu. Jest tu razem z Mittim i tylko to ma
dla niej znaczenie.
Mimo tragedii Victorii i Joniego poczuła się szczęśliwa. W końcu nie może drę-
czyć się smutkami całego świata. Chce się też cieszyć, uśmiechać. Budzić się rano z ra-
dością, że obejmują ją ramiona ukochanego mężczyzny.
Mimo wszystko niepokój nie dawał za wygraną. Co ją jeszcze czeka? %7łeby chociaż
jakaś wizja coś przepowiedziała. Przymknęła oczy i słuchała, jak Muikk rozmawia z Mit-
tim i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zobaczyła Sigmunda złośliwie uśmiech-
niętego z jakimś papierem w ręce.
- Sigmund naprawdę coś knuje - powiedziała Amalie w jakiś czas potem do Mit-
tiego.
Na stole stała butelka bimbru, Mitti nalał pełną szklankę. Nazywał ten trunek
uchem wodospadu. Amalie już go kiedyś próbowała, gdy przyjechała tu z Tronem. Piekli
wtedy ryby w ognisku, a ona wierzyła, że kocha Olego.
Mitti nabrał ją wtedy, mówiąc, że w lesie znajduje się wataha wilków.
- Dlaczego tak myślisz? - spytał Mitti, pociągając solidny łyk.
L R
T
- Po prostu czuję, że coś się wydarzy. Sigmund ukazał mi się w wizji, w ręce trzy-
mał kartkę papieru.
- Kartkę?
- Tak, ale nie mogę pojąć, co to znaczy.
Kajsa zaczęła marudzić i Amalie chciała się nią zająć, ale Mitti ją ubiegł.
Wziął dziecko na ręce, przysunął sobie miseczkę mlecznej zupy, którą Amalie
przed chwilą przygotowała. Z wyrazną przyjemnością zaczął karmić dziecko.
- Patrz, jak ona ładnie je - zachwycał się.
- Ty naprawdę potrafisz zajmować się dziećmi - pochwaliła Amalie.
- Sama wiesz, ilu mam braci. A w tym domu zawsze dzieliliśmy się obowiązkami.
Matka nie była specjalnie staranna, nie o wszystkim pamiętała na czas, musieliśmy sobie
nawzajem pomagać.
- Rozumiem - bąknęła Amalie.
- Między nami jest wyrazna różnica, Amalie. Ty pracowałaś dużo w obejściu, je-
steś bardzo energiczną osobą, ale przeważnie nie musiałaś się o nic martwić.
Mitti miał oczywiście rację. Amalie też miewała zmartwienia, ale nigdy nie chodzi-
ło o jedzenie i temu podobne sprawy. Nagle zatęskniła za ojcem, człowiekiem, którego
podziwiała i kochała. On jednak przez lata żył w kłamstwie. Wciąż nie mogła pojąć, jak
mógł prowadzić podwójne życie.
- Myślisz teraz o Johannesie? - spytał Mitti z powagą.
- Tak, brakuje mi go.
Kajsa najadła się i Mitti odłożył ją na posłanie. Dziewczynka gaworzyła, zadowo-
lona machała rączkami.
- Teraz musimy tu trochę posprzątać - rzekł Mitti, zbierając talerzyki i kubki ze sto-
łu.
Potem Amalie zapytała, co jeszcze mogłaby zrobić, a on odparł szczerze:
- Trzeba wydoić krowę, zajęłabyś się tym?
- Ale przecież nie mogę zostawić Kajsy.
- Na razie ja się nią zajmę, a potem posiedzimy sobie w łazni. Poczujemy się o
wiele lepiej.
L R
T
W oborze Amalie spotkała Muikka.
- Jak to dobrze, że Mitti jest taki szczęśliwy. Nareszcie jesteście małżeństwem -
powiedział. - I widzę, że umiesz doić - pochwalił ją. - No, no, panna z dobrego domu!
Wiedziała, że teść nie mówi tego złośliwie.
- Ojciec uczył nas wszelkiej pracy - odparła.
- A jak sobie radzisz, kiedy sama musisz prowadzić duży dwór? - spytał.
- Daję sobie radę. Tron zajmuje się najważniejszymi sprawami, poza tym mam
zdolnego zarządcę.
Amalie skończyła dojenie, ale Muikk nie sprawiał wrażenia, by miał zamiar wyjść.
Domyślała się, że coś jeszcze leży mu na sercu.
- Wiesz, tak sobie myślę, że Mittiemu nie jest lekko w Tangen. Musisz pamiętać,
skąd on pochodzi, Amalie.
- Jestem pewna, że jakoś nam się ułoży - odparła. - Zdaje mi się, że już trochę to
polubił.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz, że nie będziecie mieć wielkich problemów. Bo
jednak są między wami różnice.
Amalie nie podobało się, że ktoś miesza się do życia jej i Mittiego, ale milczała.
Zresztą rozumiała też starego ojca.
- No, to krowa wydojona. Czy jeszcze coś mogłabym zrobić?
Muikk zaskoczony, uniósł brwi.
- Nie, na dzisiaj to wszystko. Teraz pójdę do szopy po drewno. A przy okazji, nie
widziałaś Elise i chłopców?
- Nie, jakiś czas temu zniknęli - odparła. - Ale pewnie łowią ryby w jeziorze.
- Chyba tak, pózniej ich zawołam. Wkrótce się ściemni.
Amalie patrzyła w ślad za odchodzącym teściem i zastanawiała się. Czy Muikk nie
jest zadowolony, że poślubiła jego syna? Czy dlatego ją ostrzega? Tak czy inaczej, jest
za pózno. Już wzięli ślub i Muikk nic na to nie może poradzić.
W progu czekał na nią Mitti.
- Glenna przyszła z wizytą i zachwyca się małą. Może jej przypilnować, a my pój-
dziemy nad jeziorko.
L R
T
- Kto to jest Glenna?
- Nasza sąsiadka. Bardzo miła osoba. Chodz się przywitać.
Na łóżku siedziała siwowłosa, zażywna kobieta i bawiła się z dzieckiem. Promie-
niała z niej dobroć, serdecznie powitała Amalie.
- Jakaś ty śliczna. Nic dziwnego, że Mitti starał się o ciebie przez tyle lat.
Amalie słuchała zawstydzona.
- Nie bądz skrępowana. My, mieszkańcy tego lasu, wiemy, że Mitti zawsze był w
tobie zakochany. I jakie masz wspaniałe dziecko! - Znowu usiadła obok Kajsy. - Idzcie
teraz, ja z nią pobędę.
- Miło było cię poznać - rzekła Amalie. - Dziękuję, że chcesz przypilnować dziec-
ka.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnęła się tamta.
Amalie i Mitti, trzymając się za ręce, biegli po łące. Brzuch Amalie był coraz
większy, ale wciąż jeszcze nie miała problemów z poruszaniem się. Czuła się lekka i
wolna.
Przed sobą mieli wielkie drzewa, po lewej znajdowało się bagno. Mech pokrywają-
cy ziemię w lesie lśnił niczym srebro, pachniało żywicą i mokrą darnią.
Mitti ściskał jej dłoń.
- Zobacz, jak tu pięknie. Przyroda dzika, ale dzisiaj pokazuje się od najlepszej stro-
ny. Nie chciałbym mieszkać gdzie indziej.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała zaniepokojona.
- Nie wiem, czy będę mógł zadomowić się w Tangen. Tam wszystko jest dla mnie
za wielkie.
Amalie spoglądała na niego zdumiona.
- Nie mówisz poważnie. Myślałam, że ty...
Położył jej palec na wargach.
- Cicho, Amalie. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało zbyt kategorycznie, ale albo bę-
dę często odwiedzał dom ojca, albo się uduszę.
- Przecież nie możesz tu zamieszkać. Jesteśmy małżeństwem, oczekujemy dziecka.
Ja, jako właścicielka Tangen, mam swoje obowiązki.
L R
T
Popatrzył na nią ze smutkiem.
- Wiem o tym, ale przez część roku moglibyśmy mieszkać w zagrodzie. Tron zaj-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]