[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pocałunków, które na skrzydłach miłości unosiły ją w
pozaziemską krainę szczęśliwości. Miłość jest darem
niebios", pomyślała. %7ładna siła na świecie nie mogła jej
zmusić, aby przestała go kochać, należeli do siebie tak, jakby
połączył ich nierozerwalny węzeł małżeński. Zamieszkam w
tym pięknym, szczęśliwym zamku - myślała Leona - będę
napawać się widokiem jeziora za oknami. Zaopiekuję się
ludem zamieszkującym jego brzegi wiedząc, że ich wódz
nigdy ich nie zdradzi."
Wspomniała, jak to podczas lunchu w zamku Cairn, gdzie
przebywała tak niedawno, lord Strathcairn powiedział:
- Leona to bardzo piękne imię. Nie spotkałem dotąd
osoby, która by je nosiła.
Zarumieniwszy się lekko, odparła nieśmiało:
- Wybacz, że dopiero teraz o to pytam. Nie znam jeszcze
twego imienia.
- Na imię mi Torquil - odrzekł. - To imię wywodzi się z
pradawnych czasów. Wielu moich przodków o tym imieniu
odznaczyło się męstwem w walce.
- Opowiedz mi o nich - poprosiła.
Popłynęła opowieść o bohaterskich czynach, honorowych
pojedynkach, kiedy to przywódca reprezentował cały klan.
Torquil opowiadał też starodawne legendy przypisujące
mężom o tymże imieniu moc niemal nadprzyrodzoną. Leona
słuchała z błyszczącymi oczami. Czuła, że imię stało się
ciałem... jej lorda.
Torquil!", szepnęła teraz, leżąc na łożu w komnacie
zamku Ardness, po czym głośno, jakby słowa, niczym ptaki
zerwały się nagle z uwięzi, krzyknęła:
- Kocham cię! Och, jakże cię kocham!
Leonie zdało się, że wyznanie miłosne roznosi się echem
po wrzosowisku i dociera do zamku Cairn z wonnym
zapachem ziół. Była pewna, że i jego myśli są w tej chwili
przy niej. "Miłość nadała mi szczególną moc - pomyślała -
czas ani przestrzeń nie stanowią dla mnie przeszkody, gdy
chcę połączyć się z ukochanym."
Zbyt szybko, jak uznała Leona, zjawiła się pani McKenzie
i pokojówki. Przybyły, aby przygotować jej kąpiel. Oznaczało
to, że zbliża się pora kolacji, Musiała stanąć twarzą w twarz z
księciem i cieszyła się, że nie będą sami. Do wieczerzy
zasiądzie także książęca siostra, a może i inne osoby.
Gości przy stole nie było. Odjechali rano, gdy Leona
ruszyła na swoją wyprawę. Wywnioskowała to dopiero z
rozmowy przy kolacji. Zauważyła, że książę nie zwracał się
do niej bezpośrednio, domyślała się jego gniewu. Nic jednak
nie mówił i Leona jadła W milczeniu dania ze srebrnej
herbowej zastawy. Nawet światła kandelabrów nie zdołały
przepłoszyć cieni z kątów komnaty. Kobziarz wygrywał tego
wieczoru same żałobne pieśni. Może książę rozgniewał się
do tego stopnia, że każe mi opuścić zamek", zastanawiała się
Leona czując się coraz bardziej nieswojo. Gdyby tak uczynił,
pojechałaby wprost do zamku Cairn i padłaby wprost w
ramiona czekającego na nią Torquila. Na tę myśl serce jej
zabiło żywiej z radości i poczuła się razniej. Przekonywała
samą siebie, że jako Macdonaldówna nie ma potrzeby obawiać
się McArdna, bez względu na to, jak grozne pozy by
przybierał. Kiedy jednak książę oznajmił, że pragnie z nią
pomówić, a jego siostra udała się na spoczynek, Leona nie
mogła powstrzymać drżenia rąk. Czuła wyrazne i
nieprzyjemne pulsowanie w piersiach. Jej matka nazwała
niegdyś to uczucie trzepotem skrzydeł motyla. Leonie jednak
nie kojarzyło się ono z wesołymi, barwnymi mieszkańcami
łąk.
Drzwi zamknęły się za siostrą księcia i jego wysokość
podszedł powoli do kominka. Zatrzymał się odwrócony tyłem
ku płonącym głowniom, ze wzrokiem utkwionym w
dziewczynie. Nie prosił, aby usiadła. Fałdy jej krynoliny
trzęsły się lekko, gdyż teraz drżenie przebiegało po całym jej
ciele.
- Jak rozumiem, wyjechałaś dzisiaj poza granice moich
ziem - zaczął z wolna.
- Tak... wasza wysokość.
- Nie powiadomiłaś mnie wczoraj o swoich planach.
- Zdecydowałam się... w ostatniej chwili, wasza
wysokość.
- Chciałaś złożyć wizytę Strathcairnowi?
- Tak, wasza wysokość.
- Dlaczego?
- Pragnęłam wyrazić mu wdzięczność za pomoc, jaką
okazał mi po wypadku a także, zobaczyć go.
- A dlaczegóż to, moja panno?
- Uważam go za swego... przyjaciela, wasza wysokość.
- Przyjaciela, którego, jak wiesz, nie mogę zaakceptować!
- Nie dotyczą mnie, wasza wysokość, waśnie i
nieporozumienia, które wynikły, zanim przybyłam do Szkocji.
- Wiedziałaś jednak, że nie pochwaliłbym tego?
- Nie mówiliśmy o tym... miałam jednak wrażenie, że
wasza wysokość może nie być zadowolony.
- Przynajmniej jesteś szczera.
- Staram się, wasza wysokość.
Leona żałowała, że nie poprosił, aby usiadła. Bała się, że
nogi odmówią jej posłuszeństwa. Książę panował nad swym
głosem, mówił prawie beznamiętnie, ale Leona wiedziała, że
pała gniewem, i sama jego postać przerażała ją. Zdawał się
wypełniać cały pokój. Gdy czekała na dalsze słowa, wydawało
jej się, że książę musi słyszeć bicie jej serca.
- Słusznie sądzisz, że nie pochwaliłbym przyjazni, jak to
nazywasz, ze Strathcairnem - powiedział książę po chwili. -
Nie zamierzam wyniszczać powodów, dla których nie
uważam, by był odpowiednim towarzystwem dla kogoś, kto
znajduje się pod moją opieką. %7łądam jednak posłuszeństwa i
stanowczo zakazuję ci widywania się z nim!
- Obawiam się, wasza wysokość, że... nie przystanę na to.
Leona starała się nadać swemu głosowi stanowcze
brzmienie, ale nawet w jej własnych uszach zabrzmiało to
słabo i niepewnie.
- Dlaczegóż to?
- Ja... lubię lorda Strathcairna, wasza wysokość.
- Lubisz go?!
Książę powiedział to ostrym tonem, niemal krzyczał.
- Pewnie wyobrażasz sobie, żeś się w nim zakochała?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]