[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rajstopy i rozciągnął je na całą długość. Wcisnął gont do środka. - To
zamiast łupek. Rajstopy są elastyczne, więc utrzymają opatrunek na
miejscu, a nie będą niepotrzebnie obciążać ci ręki.
Zaczął drzeć koszulę na długie pasy. Lily usiłowała go
powstrzymać.
104
RS
- Dlaczego nie wziąłeś którejś z moich bluzek... Nie zwracał
uwagi na jej słowa.
- Tym zaś unieruchomię ci rękę. Nie powinnaś już więcej
nadwerężać przegubu.
Przerzucił nogę przez ławkę i usiadł za plecami kobiety.
- Muszę jeszcze raz sprawdzić, w którym miejscu jest pęknięcie
- powiedział ostrzegawczo. Mówił głębokim, spokojnym tonem. Lily
czuła na skroni powiew jego oddechu.
Przygotowała się na ból. Gdy Quist dotknął jej ręki, zagryzła
usta i szarpnęła całym ciałem. Oparła się plecami o tors mężczyzny,
jakby właśnie tam szukała ucieczki przed cierpieniem.
Kowboj starannie obmacał jej nadgarstek, odnalazł właściwe
miejsce i upewnił się, że kość tkwi prosto. Wiedział, że sprawia Lily
ból i ponownie zaczął marzyć o solidnej porcji whisky - tym razem
nie dla siebie, lecz dla niej. Lily starała się nie krzyczeć. Wydawała
jedynie ciężkie sapnięcia przez zaciśnięte zęby. Zdrową ręką tak
mocno chwyciła krawędz stołu, aż jej pobielały palce. Z drżeniem
przycisnęła policzek do ramienia Quista. Kowboj zwilżył wargi i w
skupieniu kontynuował swą pracę.
- Myślę, że już - mruknął, gdy uznał, że kość znalazła się we
właściwym miejscu. Wsunął gont pod rękę Lily, drugi ułożył na
wierzchu i zaczął zawiązywać opatrunek.
- Gdy zejdzie opuchlizna, w razie potrzeby będziesz mogła
używać końców palców.
105
RS
- To znaczy kiedy? - spytała. Nie przytulała już głowy do jego
ramienia, lecz wyglądała na osłabioną. Mówiła cienkim, cichym
głosem.
Quist oparł dłonie o blat.
- Pewnie jutro, pod warunkiem, że będziesz trzymała ramię
lekko uniesione, powyżej linii serca. Krew nie będzie dopływać z taką
siłą, jak dotychczas.
- Kiedy poczuję się lepiej?
- Jutro lub pojutrze, jeśli nie będzie żadnych komplikacji. Gdy
zejdzie opuchlizna, ściągnę mocniej opatrunek, by dłoń była nadal
unieruchomiona. Nawet nie poczujesz bólu.
- Aatwo ci mówić. To ja cierpię.
W jej głosie było tyle boleści, że Quist miał szczerą ochotę
utulić ją w ramionach.
- Masz aspirynę?
- Nie.
- Na jednej z pólek widziałem apteczkę. - Co prawda niewielką,
dodał w myślach. Na pewno nie było w niej nic prócz kilku plastrów i
wody utlenionej. - Może znajdę coś mocniejszego.
- Nie chcę - odpowiedziała szybko.
- Nie będziesz odczuwać bólu.
- Wytrzymam, skoro wiem, że wkrótce minie.
- Na pewno minie - stwierdził stanowczo. Już dawno skończył
wiązanie opatrunku, a mimo to nie odchodził. Lily lekko opierała
plecy o jego pierś. Czuł, jak pomału uchodzi z niej napięcie i
106
RS
zdenerwowanie. Trwał bez ruchu, czekając na jakiś gest z jej strony.
Na razie - wstyd przyznać - było mu po prostu dobrze.
Minęło kilka minut, nim podniosła się z miejsca.
- Na pewno chcesz się położyć.
- Zdążę się wyspać.
- Ja już jestem śpiąca.
Potrzebowała wypoczynku. Quist wiedział, że i tak nie zaśnie
pierwszy. Wstał z ławki, podszedł do szafy i wyjął poduszkę oraz trzy
koce. Spojrzał na Lily, która właśnie pochylała się nad córeczką.
- Zpi? Przytaknęła.
- Nie wiem tylko, jak długo. Może spać jeszcze godzinę, a może
pięć.
- Dlatego powinnaś jak najszybciej skorzystać z możliwości
odpoczynku.
Ponownie skinęła głową, lecz nie poruszyła się z miejsca.
Siedziała na skraju materaca, z chorą ręką ostrożnie wspartą o udo.
Zmęczonym wzrokiem spojrzała na mężczyznę.
- Gdzie będziesz? Wzruszył ramionami!
- Posiedzę tu trochę, a potem skorzystam z drugiego materaca.
Popatrzyła na zabandażowaną dłoń, po czym uniosła głowę.
- Dziękuję.
- Jak się czujesz?
- Wciąż boli.
Na pewno musiała bardzo cierpieć. Ponieważ nie chciała
aspiryny, jedynym wyjściem było ułożenie ręki jak najwyżej. Quist
107
RS
nie zastanawiał się długo. Usiadł na podłodze, wsparł plecy o
pobliskie krzesło, po czym położył poduszkę Lily na kolanach.
Lily też nie miała ochoty na dłuższe rozmyślania. Wciąż
pamiętała ulgę, jaką przynosił jej dotyk mężczyzny. Quist był lepszy
od aspiryny.
Przyłożyła głowę do poduszki, a zranioną dłoń wsparła na
zwiniętym kocu, który kowboj umieścił na swoim kolanie. Quist otulił
ją jeszcze jednym kocem. Niemal natychmiast zamknęła oczy. Nim
zasnęła, miała wrażenie, że jakaś dłoń gładzi ją po policzku. Chciała
czuć kojący dotyk jak najdłużej, lecz zmęczenie wzięło górę i
wszystko zakryła ciemność.
108
RS
Rozdział 5
Gdy Nicki zaczęła się wiercić, Lily i Quist od dawna byli
pogrążeni we śnie. Leżeli przytuleni, twarzami w stronę kominka.
Quist budził się co jakiś czas, nieprzytomnym wzrokiem sprawdzał,
czy dłoń kobiety nadal spoczywa na właściwym miejscu, po czym
ponownie zapadał w drzemkę.
Niemowlę zaczęło cicho pochlipywać. Lily natychmiast
otworzyła oczy, wiedziona macierzyńskim instynktem, który kazał jej
słyszeć nawet najcichsze dzwięki wydawane przez dziecko. Quist
spał. Poruszył się dopiero wówczas, gdy poczuł, że miękkie ciało
kobiety wymyka się z jego objęć.
- Nie ruszaj jej - odezwał się nagle. Był już całkiem przytomny.
Lily podskoczyła na dzwięk jego głosu. Była pewna, że kowboj
nie zdążył się obudzić.
- Muszę ją nakarmić - wyjaśniła i pochyliła się nad dzieckiem.
Nicki głośno protestowała przeciwko jej opieszałości. Nim Lily
zdołała ją rozwinąć z okrycia, Quist usiadł tuż przy szufladzie.
- Powiedz mi, co robić - powiedział całkiem rześkim głosem,
choć w oczach czaiły mu się jeszcze resztki snu.
Lily uśmiechnęła się lekko na widok jego zawziętej miny.
- Nie zdołasz jej nakarmić, Quist.
- Wiem - stwierdził kwaśno. - Ale mogę ją podnieść i ułożyć na
twoich rękach. Nie po to zakładałem ci opatrunek, by teraz wszystko
109
RS
diabli wzięli. Musisz wyzdrowieć. - Spojrzał na kwilące dziecko. - Co
mam robić? Gdzie chwycić?
Lily poczuła gwałtowną ulgę. Sen bez wątpienia dodał jej sił,
lecz zaczęła się zastanawiać, czy nie ważniejsza była świadomość, że
spoczywała w objęciach mężczyzny. Postanowiła zaakceptować jego
postępowanie.
- Wsuń jedną rękę pod główkę i kark, a drugą pod pupę. O tak.
Bardzo dobrze.
- Dlaczego płacze?
- Bo jest głodna.
Wyciągnęła dłonie. Quist wpatrywał się w dziecko.
- Płacze, bo nie podoba jej się sposób, w jaki ją trzymam.
- Podoba. - Lily z trudem panowała nad wesołością, lecz
wiedziała, że nie może się roześmiać. Quist traktował swą pomoc ze
śmiertelną powagą. Trzymał dziecko, jakby miał do czynienia z jakąś
pogańską świętością. Sam także przypominał poganina - ogromny,
muskularny i nie ogolony.
- Rozluznij ramiona - odezwała się kobieta. - Nicki jest bardzo
mała, nie musisz napinać mięśni, by ją udzwignąć. O... o...
Znakomicie.
- Wciąż płacze.
Lily ponownie wyciągnęła dłonie.
- Chce mleka. Quist nie poruszył się.
110
RS
- Spróbuj przytulić ją do siebie. Poczuje się bezpieczniej. -
Wiedziała to z własnego doświadczenia. - Widzisz? Już mniej
rozrabia.
- Nie. Muszę coś zle robić.
- Nic podobnego.
- Nie lubi mnie.
Lily chciała mu wytłumaczyć, że niemowlę jest głodne i na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl