[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwyczajnie, przez obwód kaliningradzki.
Wiem. Skąd pewność, że nie ma czwartej grupy?
Ultra uniosła zniecierpliwiona wzrok ku niebiosom.
Nie sądzę, majorze, żeby ktokolwiek spośród tych, których dokumentację mamy w
teczce, się prześlizgnął odparta uprzejmie. Ci od strony Kaliningradu jadą oczywiście na
wabia. Największy problem mamy z tymi z samolotu.
Słucham?
Agentka odetchnęła głęboko.
Sprytnie to załatwili. Kompletnie i błyskawicznie się rozdzielili. Wszystkich
wyłowiliśmy oprócz Własowa. Ale chłopcy znajdą go.
Teraz to już mniej ważne, sam się znajdzie. Jedzcie na miejsce i dopóki nie doprowadzą
was gdzie trzeba, nie mogą nic podejrzewać. Tym bardziej że zachowują ostrożność.
Są teraz w dwóch samochodach i jadą różnymi trasami. Chłopcy od Kaja ich pilnują, co
kilka kilometrów zmieniamy wozy, wszystko według planu. Nie ma kłopotów.
Kiedy tam dojedziecie?
Za godzinę. Las jest już obstawiony, według danych dostarczonych przez Kniewicza.
Niczego nie zwojują.
Pamiętaj, w razie najmniejszego ryzyka zlikwidować.
Tak jest.
Wiesz coś o Kołyninie?
Nie. On najbardziej mnie niepokoi.
Myślę, że wie, co robi uspokoił ją Bauer. Ale oczywiście na niego też uważajcie.
Bądz gotowa na wszystko. Nie miałaś kłopotów z Kniewiczem?
Przystojniak usłyszał głos Bauera i prychnął śmiechem. Niemal równocześnie zadzwoniła
jego komórka.
Jak go znam, pewnie już jest na miejscu rzekła z przekąsem Ultra.
No trudno, będzie musiał zadbać sam o siebie, melduj o wszystkim.
Przystojniak słuchał chwilę, co mówił jego rozmówca, i dał znak dziewczynie, aby na
moment przerwała.
Przepraszam, panie majorze rzuciła do słuchawki. Co jest? spytała Przystojniaka.
Własow się znalazł. Wsiadł do samochodu, którym jedzie Miczuin. I nie zgadniesz, kto
mu towarzyszy.
No?
Agnieszka Kowiczyńska.
Jezu... Ultra potrzebowała kilku chwil, aby zebrać myśli. Panie majorze,
Kowiczyńska z nimi jedzie.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, świadczyła o tym, że wiadomość narobiła sporo
zamieszania w centrali.
Nie zmieniaj planów usłyszała w końcu. Trudno, nie możemy jej teraz pomóc.
Myślisz, że Kola mógł zdradzić? spytał Ilia Siłajew, stukając nerwowo palcami w
boczną szybę samochodu. Był potężnym, długowłosym osiłkiem o twarzy przestraszonego,
choć z lekka wyrośniętego podrostka. Był także od lat gorylem Gawina. Jego niezbyt bystry i
niewyszukany sposób myślenia nie przeszkadzał Maratowi. Brawura i odwaga, graniczące
czasem z głupotą, były tak przydatne, że inne cechy schodziły raczej na dalszy plan.
Polakom?
Tak.
Jednego możesz być pewien odparł spokojnie Gawin. Nie powie obcym, czym jest
Marika.
A jeśli to pułapka? Jeśli znowu coś mu odbiło?
Nie martw się, Ilia. On chce nas. Chce się zemścić. A to... tylko przykrywka. Ma w
dupie Polaków, tak jak my, tyle że jest sentymentalny.
A ta kobieta?
Gawin uśmiechnął się dobrotliwie do olbrzyma.
Słyszałeś o Romeo i Julii?
No, był taki film odrzekł szczerze Siłajew.
No właśnie. To, że Romeo kochał Julię, nie oznacza, że musiał przepadać za całą jej
rodziną.
Aha... Ilia potrzebował kilkudziesięciu sekund na przemyślenie porównania Marata.
A co się z nią stało?
Julia umarła, a tamta kobieta zniknęła kilkanaście lat temu. Nikt nie wie, gdzie jest.
Szukaliśmy jej, podobno Szostakowicz ją nawet znalazł.
Szostakowicz!? I co?
I zginął. Jak kiedyś my wszyscy zginiemy Marat zaśmiał się.
Kołynin go zabił?
Nie wiem, możliwe. Szostakowicz pracował dla mnie, więc to możliwe.
Chyba ktoś za nami jedzie mruknął kierujący samochodem Bestuch. Rzadko się
odzywał. Był cichy, na ogół dość mrukliwy i niemiły.
Sprawdz odparł spokojnie Gawin.
Po kilkudziesięciu metrach kierowca zatrzymał się i zjechał na leśny parking.
Chyba wszystko w porządku Ilia spojrzał pytająco na Marata.
Postójmy tu jeszcze przez chwilę rzucił Gawin do kierowcy.
Agnieszka skuliła się na tylnym siedzeniu i wpatrywała się w okno. Milczący do tej pory
Grigorij Miczuin siedział obok Garriego Własowa, który zajął miejsce za kierownicą, kiedy
wraz z dziewczyną wsiadł do samochodu. Miczuin odwrócił się w jej stronę.
Dlaczego pani to robi? odezwał się.
Agnieszka przez chwilę nic nie mówiła, jakby budziła się ze snu.
O co panu chodzi? spytała, przymykając oczy.
Dlaczego przyszła pani do nas?
To chyba jasne. Dość dobrze mi płacicie.
Kołynin był wielką i wieloletnią miłością pani matki.
Wiem zapewniła. Ale nie jest moim ojcem. I nie wieloletnią miłością . Spotykali
się przez kilka miesięcy przed stanem wojennym.
Miczuin odwrócił się wolno w stronę Własowa, a potem znowu skierował wzrok na
dziewczynę.
O nie, droga pani. Kiedy zatrudniono go w pewnej polskiej bazie wojskowej w
osiemdziesiątym trzecim roku, znów się spotkali.
Nieprawda! wyrwało się Agnieszce. Gdy dowiedziała się, że jest rosyjskim
szpiegiem, znienawidziła go i nie chciała widzieć.
O tak, ale kochała go dalej. Pani jako kobieta chyba rozumie, że to nie tylko możliwe,
ale w ich wypadku bardzo prawdopodobne uśmiech na jego twarzy obruszył dziewczynę.
Niemożliwe...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]