[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po chwili Amanda miała ju\ na sobie domowe kapcie, moherowy
szal, a na obanda\owanej głowie wielki kapelusz z równie du\ą
sztuczną stokrotką.
- To jest to! - zawołała radośnie Stella, nakładając Amandzie na
nos słoneczne okulary. - Okryj kolana pledem i będzie doskonale.
- Którędy najkrótsza droga na oddział psychiatryczny? -
prychnęła Amanda.
Jej przebranie było zupełnie absurdalne. Gdyby nie fakt, \e za
wszelką cenę chciała znalezć się w domu z Laurel, nie przystałaby
nigdy na pomysł Davida. Takie szalone zachowania były dla niego
typowe. Kiedyś uwa\ała jego wariactwa za czarujące. Jednak teraz...
Zanim się zorientowała, wózek toczył się ju\ korytarzem wzdłu\
sal operacyjnych i oddziału rekonwalescentów. Przy drzwiach
prowadzących do głównego holu David szepnął jej do ucha:
- Lepiej będzie, jeśli się pochylisz.
- Zwietny pomysł! Mo\e jeszcze powinnam zacząć machać
rękami? Wtedy na pewno nikt nie zwróci na mnie uwagi.
- Jak sobie \yczysz.
Zgarbiła się, mrucząc coś pod nosem. Wcią\ bolała ją głowa, ale
nie zwracała na to uwagi, myślała jedynie o Laurel.
Zerknęła ostro\nie spod ronda cudacznego kapelusza. Hol główny
miał dwie kondygnacje, w głębi znajdowała się winda. Pośrodku tej
du\ej, aseptycznej przestrzeni ulokowano stanowisko informacji.
Choć Amanda mieszkała zaledwie kilka kilometrów stąd, nie była
jeszcze nigdy w Denver General Hospital. Jak mówił David, był to
największy szpital w mieście. Oprócz zwykłych pacjentów
przyjmowano tu ofiary Wypadków, zajmowano się więzniami,
udzielano porad ambulatoryjnych. Mimo to Amanda, w moherowym
szalu i kapeluszu ze stokrotką, wyglądała chyba najdziwaczniej i
rzucała się w oczy.
Dostrzegła zbli\ającą się ku nim dobrze ubraną czarnowłosą
kobietę.
- Doktorze Haines! - wykrzyknęła nadchodząca. Przera\ona
Amanda modliła się po cichu, \eby David zignorował wołanie. Wózek
zatrzymał się jednak. No có\, jakoś trzeba będzie przez to przebrnąć.
- Pani jest Elaine Montero z  Network News" - skonstatował
David.
- A pan jest lekarzem, który zajmuje się...
- Nie wpuszczamy dziennikarzy do szpitala. Pani widok mógłby
zle wpłynąć na samopoczucie pacjentów.
- Czy to prawda, doktorze, \e Amanda Fielding jest w śpiączce?
- Proszę mnie przepuścić. Muszę wywiezć na dwór tę miłą
starszą panią, \eby mogła nacieszyć się słońcem.
Amanda skuliła się, kiedy uczynił gest w jej stronę, ale Montero
nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem. Ta wszędobylska
reporterka telewizyjna węszyła sensacyjny temat i trzeba było czegoś
więcej ni\ dziwacznie ubrana osoba na wózku, by przyciągnąć jej
uwagę.
- Czy Amanda Fielding cierpi na amnezję? - nie dawała za
wygraną.
Amanda zrozumiała, \e muszą stąd uciekać. Natychmiast.
Pociągnęła za rękaw Davida. Odwrócił się i pochylił nad pacjentką.
- Bez komentarzy - wyszeptała. - Powiedz jej: \adnych
komentarzy i wynośmy się stąd do diabła.
- O co chodzi, pani Higgenbottom? - Mrugnął do niej. Miała
wra\enie, \e bawi się zarówno jej za\enowaniem, jak i całą sytuacją. -
śadnych kominiarzy? Zgadzam się z panią. Ja te\ ich nie lubię.
- Przykro mi, Elaine. Musimy iść. - Odwrócił fotel i ruszyli.
- Jeszcze chwileczkę, doktorze! - Reporterka była uparta i nie
zamierzała tak łatwo się poddawać.
Amanda skuliła się jeszcze bardziej, teraz moherowy szal
zasłaniał jej pół twarzy. Wcią\ powtarzała w myślach dwa magiczne
słowa, które pozwolą jej stąd uciec. Bez komentarzy. Bez komentarzy.
Bez komentarzy.
David uparcie pchał wózek do frontowego wyjścia i zagadywał
wścibską reporterkę.
- Nie mogę nic powiedzieć o Amandzie, ale na przykład wczoraj
miałem bardzo interesujący przypadek. Pewna starsza kobieta
połknęła muchę, nie mam pojęcia, dlaczego ją połknęła, ale jej stan
jest krytyczny.
Byli ju\ prawie w drzwiach frontowych, zbli\ali się do
stanowiska ochrony.
- Jedno pytanie - błagała Elaine. - Tylko jedno pytanie, doktorze.
- Ja te\ mam pytanie. Czemu nie pilnuje pani tylnego wyjścia
wraz z resztą dziennikarzy?
- Instynkt. Mam wewnętrzne przekonanie, \e najwa\niejsze
wydarzenia rozegrają się właśnie tu. Czy Amanda Fielding została
zatrzymana przez policję? - Dziewczyna stawała się coraz bardziej
natrętna.
- Co takiego? - Amanda nie mogła uwierzyć, \e wyrwało się jej
to pytanie. To rzeczywiście był jej głos?
- Spokojnie, spokojnie pani Higgenbottom - David uspokajał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl