[ Pobierz całość w formacie PDF ]

winna. %7łeby nie wiem jak pracowała, zawsze pani jej robiła | wymówki, zawsze
była niezadowolona. Nie tyle się gniewała, ile 1 lamentowała. Czuć było, że nie
o samą rzecz tak jej chodzi, jak o tę \ chorobę, o tego męża, że siedzi u
kochanki, o to życie, że musi je ' stracić.
Teraz, kiedy stłukła niebieską filiżankę i pani zaczęła się gniewać, Justyna
wiedziała, że i tak tu nie zostanie. Miała teraz już co innego w głowie, toteż
odpowiedziała pani, że dobrze, że w takim razie odejdzie.
Może za prędko się namyśliła, może zrobiła niemądrze. Niewiele ją obchodziło
przecież ciemne mieszkanie, robota ciężka i wymówki. Ale trudno jej tu było
myśleć o swojej sprawie, myśleć o Zenonie, który zrobił się obcy i nie chce ani
jej, ani tego dziecka. Strach ją brał przed tym, co z nią będzie. Nie mogła się
wydziwić, że przyszło jej na to, co innym - a przecież zawsze myślała, że nie
jest taka głupia jak inne. Tylko, że u niej było inaczej przez to, że Zenon był
nie taki jak drudzy, że jej nie zaczepiał, że ją szanował, że to był on jeden na
świecie. Inaczej - a skończyło się przecież tak samo jak zawsze.
125
Ale w tym wszystkim, co się tak uzbierało, strasznym i ciężkim, drżało głęboko
pod spodem coś przyjemnego. Justyna chodziła, sprzątała, zmywała, wciąż z nagłym
głodem patrzyła na jakieś jedzenie, które było nie dla niej, wciąż się o coś
troskała, ale w sobie czuła spokojną radość nie wiadomo z czego, buchającą
ciepłem od serca do głowy. Nie była to wcale myśl, tylko samo uczucie nie mające
na siebie żadnych słów, żadnego zrozumienia. Działo się to głęboko v środku niej
i było jakby silniejsze od wszystkiego, dające spokój. Jakby mówiące: niech
będzie, co chce, niech będzie, co ma być. Przypomniała sobie, jak była mała
jeszcze w Chązebnej i na majowym nabożeństwie mówiła za matką: "Niechaj mi się
stanie według słowa Twego." Nie wiedziała wtedy, co to znaczy, a teraz czuła, że
to było właśnie to.
W parę dni po rozmowie z panią Justyna zapakowała swój duży kosz po mamie i
przeniosła się do Jasi na mieszkanie. Stamtąd w jedno rano wezwali ją na górę do
gospodyni, żeby się zameldowała.
Oprócz Justyny Bogutówny, o której mówiła pani Kolichowska, Elżbieta miała tego
dnia do zameldowania jeszcze niejaką Władysławę Niską.
Wczesnym rankiem podniósł się straszny rwetes na podwórzu Elżbieta popatrzyła
przez okno, ale nic nie było widać. Więc wyszła przez korytarz do kuchni.
- Co się tam dzieje?
Michalina znała już tę sprawę. - To Władziowa znowuż wróciła do Wylamów -
powiedziała.
Tym razem rzecz wyjaśniła się dostatecznie. Jednak Elżbieta spytała z
niepokojem:
- Ale sama?
Michalina nie patrząc zrzuciła ze stołu kota na ziemię, jak miękki przedmiot.
- Poszed - powiedziała przy tym. - Nie, nie sama - z dzieciakiem Więc naturalnie
oni jej teraz nie chcą wziąć i dlatego taka heca - Poszed - powtórzyła, gdy
zwierzę, przechadzając się u jej stóp z wyprężonym i drgającym ogonem, to
jednym, to drugim biodren obijało się o nogę stołu i nie spuszczało przy tym z
jej twarz} pytającego spojrzenia. - Małoś dostał?
Elżbieta się zmartwiła.
126
- Co ta kobieta wyprawiała, żeby jej dziecko umieścić! A teraz znowu sama je
odbiera.
- Ona jest diablica. Naturalnie i tę służbę widać straciła, kiedy tu jest. %7ładna
pani tego nie lubi, żeby jej się cudze dzieciaki po kuchni kręciły.
Władziowa przyszła do kamienicy, jeszcze jak było rano, z poduszką owiniętą w
kapę, kuferkiem i Zbysiuniem. Było mglisto, ale słońce przecierało się już przez
białe chmury na piękny dzień upalny. Pierwsza zobaczyła ją Balinowska, jak
wyszła posprzątać koło swojej komórki. Władziowa siedziała na schodku przed
kuchennymi schodami.
- Ojej, to go pani znowu wzięła z Opieki? - zawołała Balinowska. - A mówiła
pani, że tam dzieciakowi jest dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl