[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przejawy duchowości, których inni nie dostrzegają. Niekoniecznie duchy, także aurę i niewidoczne
zwykłym okiem znaki. Moim zdaniem każdy mógłby widzieć to co ja, gdyby wiedział, jak patrzeć.
To jak poukładane z. określonych wzorów trójwymiarowe obrazy. Trzeba tylko odpowiednio
spojrzeć.
 Widział pan coś w okolicy? Ostatnio? Jim pokręcił głową.
 Hm... mmm... Dlaczego pytasz?
 Bez powodu. Byłem po prostu ciekaw.
Jim opadł na oparcie fotela i przyjrzał się chłopakowi. Obracał w palcach długopis.
 Chcesz mi coś powiedzieć?
 Nie, proszę pana. Wszystko jest jak trzeba.
 Jestem nauczycielem od dawna, Jack. Wiem, kiedy coś gnębi człowieka.
 Nic mi nie jest, proszę pana. Nie ma żadnego problemu.
Gdy Jack wracał do ławki, Suzie Wintz odprowadzała go wzrokiem.
 Ale ee-ksss-tra tyłek...  przekazała Lindzie Starewsky, bezgłośnie poruszając
ustami. Linda zachichotała i spłoniła się.
 No dobrze  stwierdził Jim i wstał.  Oceniłem wczorajsze prace i jestem
zdziwiony, że tak dobrze wyszły. Najwidoczniej moja zmarnowana twarz wyzwoliła w was
literacki talent. Nie jestem tak bardzo przekonany do pańskiego rapu, panie Tarquin.  Twarz pana
Rooka od angielskiego... coś diabelskiego... jak miska majonezu bladego". Wątpliwe porównanie i
jeszcze bardziej wątpliwy rym.
 Niech pan da spokój, panie Rook. Był pan bladożółty. Dokładnie jak majonez.
 Niech ci będzie. Postawię ci piątkę, ale następnym razem zostaw w spokoju
majonez.
Tak długo dyskutowali o opisach skacowanego Jima, że zabrakło czasu na omówienie wiersza
Karla Shapiro. Jim kazał im go jeszcze przeczytać w domu, w tym przynajmniej raz na głos.
 Kiedy będziecie to robić, odkryjecie słyszalne w tle odgłosy, które Shapiro tworzył za
pomocą onomatopei i rytmu. Usłyszycie dzwonek ambulansu. Usłyszycie szum tłumu. Usłyszycie
chrzęst tłuczonego szkła. Ten wiersz to raport naocznego świadka. ..Jego szybko bijący srebrny
dzwonek trzepoce i dzwięczy, / Przez ciemność w dół opada purpurowa flara, / Zwiatłem
czerwonym pluje jak tętnica krwią, / Ambulans z pełną prędkością płynie taśmą ulicy (...) Jak
obłąkani jesteśmy, snujemy się wśród glin / Mają latarki w rękach, są wielcy i spokojni (...) Jeden z
wiadrem w dłoni spłukuje kałuże krwi / Na ulice i do rynsztoka...". Następnie opisuje odczuwany
przez wszystkich obecnych szok.  Mówimy mimo chorobliwych uśmieszków na ustach i zakazu
podchodzenia / Z uporem zdrowego rozsądku, który pracuje jak mechaniczna piła / Z ponurym
dowcipem i banalną stanowczością". Potem zadaje pytania, jakie wszyscy zadają sobie w podobnych
sytuacjach.  Kto powinien zginąć? Kto jest niewinny?". Z tego powodu ten wrak samochodu
 unieważnia naszą fizykę z parsknięciem".
Kiedy wszyscy wyszli na przerwę, Jim poszedł do pokoju nauczycielskiego. Wychodząc zza
rogu do głównego korytarza, zderzył się z Karen Goudemark. Była ubrana całkiem na czarno  w
czarną bluzeczkę w serek i czarną spódnicę, włosy upięła w dodający powagi sposób. Najwyrazniej
skończyła serwować lody w niebie i była teraz gotowa witać w domu pogrzebowym
rozpaczającą rodzinę. Jej widok z pewnością nasuwałby jednak żałobnikom całkiem nie-
odpowiednie do pogrzebu myśli.
Wypuściła z rąk wielką bordową kartonową teczkę, która spadła na podłogę z głośnym
klaśnięciem.
 O, przepraszam!  rzuciła szybko.  Strasznie się spieszę.
 Ja też przepraszam.
 Za co?
 Wygłupiłem się wczoraj. Nie powinienem był mówić tego. co powiedziałem do
Rogera i Chucka. Odezwałem się nie jak należy. Miałem strasznego kaca.
 Powiedziałeś, że kot jest o mnie zazdrosny. Wydało mi się to bardzo pochlebne.
 Hm, może łatwo ci schlebić. Jak wypadł wieczór?
 Bardzo przyjemnie, dziękuję. Bardzo... nie wiem, jak to określić...
 Hulaszczo? Orgiastycznie? Nie wiem, nie było mnie tam.
Uśmiechnęła się, a miała najszerszy uśmiech, najpełniejsze wargi i najbielsze zęby, jakie widział
w życiu. Stała tak blisko, że czuł perfumy, które rozgrzały się w szczycie zagłębienia między jej
piersiami. Uznał, że może już popełnić samobójstwo. Na przykład wbić sobie w nos automatyczny
ołówek, jak robią japońscy uczniowie, którzy nie zdali egzaminu. Po przeżyciu takiej chwili życie
mogło być już tylko gorsze.
 Zawodowo  wyjaśniła Karen.
 Słucham?
 Wieczór z Chuckiem i Rogerem. Przebiegł zawodowo. Przedstawili mi kilka
pomysłów dotyczących programu nauczania i podwyższania poziomu wiedzy uczniów.
 Czyli... nie było dyskoteki? %7ładnych tańców i hulanek?
 Masz wyobraznię, Jim. No, no...  Powiedziawszy to, ruszyła w kierunku pracowni
naukowych.  Muszę zrobić prezentację na temat doboru naturalnego. Na pewno wiesz, że mamy
dziś po południu wizytację z Ministerstwa Oświaty?
 Oczywiście. Bruce Friendly prosił, bym sprawił, że moi uczniowie zaczną
wyglądać tak, jakby wreszcie zaczęli wypełzać z oceanu na suchy ląd.
 Na widok Bruce"a Friendly'ego dostaję gęsiej skórki ze strachu.
 Ja też. Ale posiadanie takiego szefa hartuje charakter.
 Nie. Jest zakłamany i zacofany. Poza tym próbował mnie obmacywać.
 Bruce Friendly próbował cię obmacywać?
 Udawał, że sięga po płaszcz, ale kto sięga po płaszcz, składając dłoń w miseczkę?
Jim złożył dłoń w opisany sposób, po czym popatrzył Karen Goudemark w oczy. Przy tej
bliskości nawet słowo  miseczka" wydawało się mieć erotyczny podtekst i potrzebował sporo siły
woli, by nie spuścić nieco wzroku.
 Jestem zszokowany  stwierdził.
 Nie jesteś, ale doceniam współczucie. Doszli do pracowni biologicznej numer I.
 To moja  poinformowała Karen.  Może złapię cię pózniej.
 Może moglibyśmy wyskoczyć na drinka? Jestem niezły, jeśli chodzi o program
nauczania i podwyższanie poziomu wiedzy uczniów.
 Tego mogę się dowiedzieć od Rogera i Chucka  odparowała, a w jej oczach
pojawił się wyzywający ognik, jaki widywał w czasach, które zdawały się bardzo odległą
przeszłością. Flirtowała z nim.  Dlaczego nie pokażesz mi, jak wyglądają tańce i hulanki?
 Tańce i hulanki? Jasne. Jutro jest czwartek, może zechcesz wpaść do Slant Club
i poznać mojego przyjaciela Mervyna. No i potańczyć. I pohulać.
 Brzmi ciekawie. W co mam się ubrać? Próbowali kończyć rozmowę drobnymi flircikami,
kiedy korytarzem nadbiegł Nestor. Oczy miał przepełnione przerażeniem, a poznaczoną plamami
twarz bladą z rozpaczy.
 Panie Rook! Panie Rook! Musi pan szybko przyjść! Chodzi o Raya!
 Co się z nim stało?  spytał Jim w biegu.
 Przyssało go! Nie może się oderwać! Krzyczy z bólu!
ROZDZIAA 5
Jim popędził za Nestorem przez wahadłowe drzwi i wybiegli z budynku. Natychmiast
dostrzegł grupę uczniów i usłyszał przerazliwe wycie, jakie wydaje z siebie przejechany przez
samochód pies. Przebiegli trawnik i przepchnęli się przez uczniów do schodów, prowadzących do
skrzydła z pracowniami artystycznymi. U szczytu schodów stał Ray Krueger i trzymał się
obydwiema rękami za poręcz ze stalowej rury. Głowę odrzucił do tyłu, po twarzy spływał) mu łzy.
Tuż za nim stał Dennis Pease i próbował go pocieszyć, wozny Clarence ciągnął za nadgarstki.
Było także kilka dziewcząt z klasy Jima  Joyce Capistrano. Laura Killmeyer i Dottie Osias  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl