[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobić tak samo. Ty jesteś przecież na urlopie, nie zawracaj sobie głowę, opalaj się dalej.
Poopalam się w łodzi. Na jedno ramię zarzuciłam pasek od torby, na drugie pas od
pochwy.
Sądząc po zadowolonej fizjonomii przyjaciółki, odradzała mi po prostu dla przyzwoitości,
potajemnie mając nadzieję, że dotrzymam jej towarzystwa. I bardziej ryzykować odciągając mnie
nie zamierzała.
* * *
Aódz Welki tkwiła w trzcinach koło starej kładki. Nic dziwnego, że wczoraj jej nie
zauważyłam można się było w niej kapać, a nie opalać się. W połowie wypełniona wodą,
praktycznie leżała na dnie. Aańcuch z wiszącym zamkiem bardziej nie dawał jej ostatecznie
utonąć, niż chronił przed uprowadzeniem. Zresztą, dno wydawało się całe i zanim moja
przyjaciółka uporała się z kluczami, położyłam swoje manatki na pomoście, podwinęłam rękawy
i skoncentrowałam się na formule szybkiego osuszenia.
Wolha, nie! przypadkowo obejrzawszy się, tak rozdzierająco zaczęła krzyczeć Welka, że
straciłam równowagę i nader wiarygodnie przedstawiwszy rękami wiatrak, runęłam na płask z
pomostu. Nie waż się czarować koło łodzi! Zamówiłam ją, ale zaklęcie jest bardzo niestabilne
i rozsypuje się od najmniejszego muśnięcia obcej magii. Wez ten czerpak spod ławki i zacznij
wylewać wodę.
Ty byś jeszcze w trąbę nad moim uchem zadęła, zaburczałam, włażąc do podwodnego
statku. Oczywiście, dodatkowe mycie przy takiej spiekocie nie zaszkodzi, ale nie zaszkodziłoby
wcześniej chociażby zdjąć buty.
Po dziesięciu minutach połączonych wysiłków, łódz wynurzyła się i z jawną niechęcią
wyraziła chęć do startu, z własnej inicjatywy ustawiwszy się przodem do otwartej wody. Za
wiosła wypadło zabrać się mi wynik wysiłków Welki mało różnił się od zygzakowatego dryfu
niezapomnianej trójki.
A od czego ją zamówiłaś, jeżeli to nie tajemnica?
Zielarka ze zmieszaniem podrapała się w nos:
Od przeciekania. Gdybyś ją widziała wcześniej!
Zabrakło mi słów.
* * *
W czasie drogi Welce czasem wypadało zabierać się do za czerpak, ale ogólnie, wszystko
okazało się nie takie całkiem złe. Aódeczka, mimo że rozpadająca się, czujnie i chętnie słuchała
się wioseł. Słaby wiatr wiał ku wyspie, pomagając wiosłować. Mokra koszula przylepiła się do
ciała, przyjemnie chłodząc, rozrzucone buty schły na rufie. Do brzegu pozostawało nie więcej niż
pięćdziesiąt sążni, kiedy postanowiłam zrobić przerwę i umieściwszy wiosła na burtach łodzi, z
rozkoszą przeciągnęłam się do tyłu, masując krzyż.
Wel, a dlaczego z rana nie popłynęłaś? Przecież do karczmy chciałyśmy pójść, tam
wieczorem jakiś minstrel zamierzał występować. Jeśli wczorajszy lutnista będzie wesoło!
Welka powykrzywiała się na tej części swojego ciała, którą mężczyzni jednomyślnie uznawali
za najbardziej pociągającą, a sama zielarka za najbardziej potrzebująca diety. %7ływo
pokazałam, jak Welka, ku niezadowoleniu karczmarza, cały wieczór będzie smutno więdnąć nad
pęczkiem przyniesionej ze sobą pietruszki.
Jeszcze zdążymy. Potrzebne mi jest rzadko spotykane zioło, które należy zrywać blisko
zachodu słońca.
W zasadzie nie było już potrzeby wiosłować prąd i wiatr powoli popychały łódz we
właściwym kierunku, ale chciałam szybciej uporać się z robotą i wrócić na tamten brzeg.
Oszczędny starosta osiągnął bezpośrednio przeciwny efekt: jeśli wcześniej z czystej ciekawości
zanocowałabym na wyspie, to teraz na złość nie zamierzałam tego robić. Nie chce płacić niech
śpi pod poduszką, jego problem!
Przecież nie będziesz się tam grzebać aż do zmroku, prawda?
Uporam się w pół godziny! pod przysięgą obiecała zielarka, biorąc zawczasu
przygotowaną żelazną szufelkę właśnie do grzebania w ziemi.
Obejrzałam się [Kto nie obeznany z tematem wioślarz w łodzi siedzi plecami do kierunku
jazdy.], wypatrując dogodnego miejsca do zacumowania i jak tylko przymierzyłam się do
sprzyjającego miejsca wśród sitowia, to nagle przed samym czubem łodzi wynurzyło się i z
tryumfującym wyglądem czujnego stróża, walącego w dziurę w płocie na widok dwóch
złodziejaszków, zawisło nad nami znajome czarne stworzenie.
Przeklęty refleks!!! Nie mogłabym, jak wszyscy normalni ludzie, zapiszczeć i zdzielić go
wiosłem!
A tak, łódz nie dopłynęła ona po prostu rozleciała się na części, i to tak efektownie, jak
gdyby pod jej dnem wybuchł bojowy pulsar. Rzeczy, na przemian z deskami, wiosłami i
pasażerami poleciały w różne strony, buty, całkiem jak jaskółki wzbiły się w niebo, jak gdyby
przywołało je do sobie jakieś bóstwo o niszczycielskiej mocy.
Stworzenie (sądząc po jego zaskoczonej mordzie, nie spodziewającej się po nas takiej samo
likwidatorskiej nikczemności) rzuciło się w bok i trochę dalej ze wstydu skryło się pod wodą.
Wolha0, nie umiem pły... tragicznie zabulgotała zielarka.
Widzę , pomyślałam posępnie, nurkując jej śladem. Coś namacawszy (mając wielką
nadzieję, że nie stworzenie albo jakiegoś obcego topielca), rozpaczliwym szarpnięciem
wyrwałam to w górę na powietrze, sama idąc głową pod wodę. Zgadłam. Welka rozkasłała się i
tak kurczowo uczepiła się mojej szyi, jakbym była boją, a ona próbowała usiąść na niej okrakiem.
Woda szczypała w oczy i zalewała usta, ledwie zdążałam ją wypluwać, nie mówiąc już o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]