[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pół godziny temu włóczyły się razem szczęśliwe po ulicach. To przez tę whisky, którą
wypiłaś na dole ,powiedziała Teresa. Whisky wywołuje u ciebie depresję.
Naprawdę?
Bardziej niż koniak.
Zabiorę cię do najpiękniejszego miejsca, jakie znam po tej stronie Sun Valley , rzekła
Carol.
A co z Sun Valley? Wiedziała, że Carol lubi jezdzić na nartach.
Sun Valley nie jest po prostu odpowiednim miejscem , powiedziała Carol
tajemniczo. To miejsce leży niedaleko Colorado Springs.
W Denver Carol sprzedała u jubilera swój zaręczynowy pierścionek z brylantem.
Teresa była tym trochę oburzona, lecz Carol powiedziała, że pierścionek nie ma dla
niej żadnego znaczenia, a brylantów i tak nie znosi. A poza tym, tak było szybciej, niż gdyby
musiała telegraficznie podjąć pieniądze ze swego banku.
Carol chciała przenocować w hotelu oddalonym kilka kilometrów od Colorado, w
którym już raz była, ale kiedy tam dojechały, rozmyśliła się. Za bardzo przypominał ośrodek
wypoczynkowy, uznała i pojechały do innego hotelu, który położony był tyłem do miasta a
frontem do gór.
Ich pokój stanowił podłużne pomieszczenie z kwadratowymi, sięgającymi podłogi
oknami, wychodzącymi na ogród, za którym rozciągał się widok na czerwone i białe góry. W
ogrodzie, upstrzonym pojedynczymi białymi kleksami, stały dziwne kamienne piramidy oraz
pomalowane na biało ławeczki i krzesła.
Ogród wyglądał śmiesznie na tle tego wspaniałego krajobrazu, tej wielkiej
płaszczyzny, wznoszącej się ku górom i wypełniającej cały horyzont. Meble w pokoju były
jasne, przypominały trochę kolor włosów Carol, znajdowała się wśród nich biblioteczka, tak
gładka, o jakiej marzyła Teresa, a pośród zgromadzonych rupieci znalazło się nawet kilka
książek, chociaż Teresa dobrze wiedziała, że nie przeczyta żadnej z nich podczas pobytu tutaj.
Nad biblioteczką wisiał obraz, przedstawiający kobietę w czarnym kapeluszu i czerwonym
szalu, a na ścianie obok drzwi rozciągnięta była brązowa skóra, nie jakaś prawdziwa skóra
zwierzęcia, tylko po prostu kawałek brązowego zamszu. Ponad nią wisiała cynowa latarenka
ze świecą w środku. Carol wynajęła również sąsiedni pokój, który miał przejściowe drzwi,
aczkolwiek nie skorzystała z niego nawet po to, by wstawić tam swoje bagaże. Chciały
zatrzymać się tu na tydzień albo i dłużej, jeśli będzie się im podobało.
Kiedy rankiem następnego dnia Teresa wróciła z kontrolnego spaceru po piętrach
hotelu, zastała Carol pochyloną nad nocnym stolikiem. Carol sprawdzała ją dokładnie od
spodu, a potem jeszcze długą wbudowaną w ścianę szafę.
Załatwione , powiedziała. Nie myślmy już więcej o tym.
Teresa wiedziała, czego Carol szuka. Już więcej o tym nie myślałam , odrzekła.
Czuję, że się go pozbyłyśmy.
Tylko ze on w tym czasie dotarł prawdopodobnie do Denver , powiedziała spokojnie
Carol. Uśmiechnęła się, lecz kąciki jej ust drżały. Prawdopodobnie pojawi się i tutaj.
I tak się też stało. Zachodziło przecież nikłe prawdopodobieństwo, że detektyw widział
je, jak jechały z powrotem przez Salt Lake City i ruszył za nimi. Jeśli wpadł na ich trop w Salt
Lake City, na pewno wypytywał o nie w hotelach.
Wiedziała, że Carol specjalnie podała w Denver adres dla korespondencji. Teresa
opadła na fotel. Patrzyła na Carol. Oto Carol zadawała sobie trud, żeby znalezć aparat
podsłuchowy, ale poza tym jej zachowanie było aroganckie. Jeszcze więcej: tą podróżą
sprowokowała los. I wyjaśnienie, że rozwikłanie wszystkich tych sprzecznych faktów było
tylko i wyłącznie jej sprawą, dawało się zauważyć jako niemożliwe, w jej powolnych,
bezradnych krokach, w niedbałym sposobie trzymania głowy i w nerwowej linii brwi, które
stroszyły się znienacka w złości, aby już w następnej sekundzie znowu się wygładzić. Teresa
rozejrzała się po tym dużym pokoju z wysokim sufitem i wielkim kwadratowym, prostym
łożem. Przy całej swej nowoczesności zachował coś dziwnie staromodnie przestronnego, co
Teresie kojarzyło się z wyobrażeniem o amerykańskim zachodzie, podobnie jak olbrzymie
siodła, na dole w stajni. A jednocześnie pewnego rodzaju czystość. I właśnie ten pokój
rewidowała Carol, ciągle jeszcze w piżamie i szlafroku, w poszukiwaniu aparatu
podsłuchowego! Teresa chciała spontanicznie wziąć ją w ramiona i pociągnąć na łóżko. Nie
zrobiła tego jednak od razu i dlatego poczuła mrowie w całym ciele, z trudnością ukrywając
podniecenie.
Carol wypuściła dym z papierosa. Jest mi wszystko jedno. Mam tylko nadzieję, że
prasa się o tym dowie i Harge utopi się w swoim własnym bagnie. Chciałabym, żeby stracił
na to przynajmniej z pięćdziesiąt tysięcy dolarów. A właśnie, wybierzemy się dzisiaj po
południu na przejażdżkę, na której język angielski będzie zupełnie nieprzydatny? Pytałaś już
panią French?
Panią French poznały poprzedniego wieczoru w hotelowej restauracji. Nie miała auta i
Carol zapytała ją, czy pojedzie dzisiaj z nimi na małą wycieczkę.
Pytałam , odpowiedziała Teresa. Będzie gotowa zaraz po obiedzie.
Załóż swoją zamszową koszulę. Carol ujęła twarz Teresy w obie dłonie, Zcisnęła ją
za policzki i pocałowała. Ubierz ją zaraz.
Była to sześcio - czy siedmiogodzinna jazda do kopalni złota w Cripple Creek, przez
przełęcz Ute i potem z góry. Pani French jechała z nimi i bez przerwy mówiła. Była to
siedemdziesięcioletnia kobieta, o marylandzkim akcencie i z aparatem słuchowym, w każdej
chwili gotowa wysiąść z auta i wspinać się na wszystkie szczyty, chociaż trzeba jej było
pomagać prawie przy każdym kroku.
Teresa bardzo się o nią troszczyła, pomimo że dotykanie jej nie było dla niej
przyjemne. Gdyby pani French upadła, pomyślała, rozleciałaby się na tysiąc kawałeczków.
Carol i pani French rozmawiały o stanie Waszyngton, który pani French dobrze znała, jako że
mieszkała tam od kilku lat u swego syna. Carol stawiała jej pytania, a pani French opowiadała
jej wszystko o swoich podróżach, jakie odbyła w ciągu ostatnich dziesięciu lat, po śmierci
męża, i o swoich obu synach, tym z Waszyngtonu i tym drugim, który mieszkał na Hawajach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]